Kredytobiorcy powinni wiedzieć, że w sporach z bankami warto przytaczać możliwie najwięcej argumentów przed sądem. Wystarczy przecież, że sąd zgodzi się z jednym z nich. Dowodzi tego niedawny wyrok stołecznego sądu.
– Ten wyrok to najlepszy dowód na to, że tak jak zarzutów przeciwko umowom frankowym można mieć wiele, tak ważne, aby chociaż jeden z nich został prawomocnie uznany – twierdzi adwokat Dariusz Wółkiewicz prowadzący kancelarię AdwokatWolkiewicz.pl, który reprezentuje frankowiczów w sporach z bankami. Mowa o wyroku Sądu Apelacyjnego w Warszawie z 13 listopada 2019 r., w którym
sąd ze zdecydowaną większością zarzutów apelacyjnych pełnomocników frankowiczów się nie zgodził. Wystarczyło jednak, że przyznał rację w jednej kwestii, by cała umowa – ku radości kredytobiorców – upadła.
Niedozwolona klauzula
O tym, że ostatecznie wygrali
frankowicze, zdecydowało uznanie przez sąd, że niektóre postanowienia umowne, będące integralną częścią umowy, okazały się abuzywne. Chodzi o mechanizm ustalania przez pozwany bank kursów waluty (kupna i sprzedaży), który wskutek braku jednoznacznej treści pozostawiał korporacji w tym względzie nadmierną swobodę.
„Mechanizm ustalania przez bank kursów waluty, który pozostawia bankowi swobodę, jest w sposób oczywisty sprzeczny z dobrymi obyczajami i rażąco narusza interesy
konsumenta, a klauzula, która nie zawiera jednoznacznej treści i przez to pozwala na pełną swobodę decyzyjną przedsiębiorcy w kwestii bardzo istotnej dla konsumenta, dotyczącej kosztów kredytu, jest klauzulą niedozwoloną w rozumieniu art. 3851 par. 1 kodeksu cywilnego” – wskazał sąd w niedawno opublikowanym uzasadnieniu. A skoro tak, to upaść zdaniem sądu musiała cała umowa, co z kolei przełożyło się na obowiązek zapłaty po stronie banku na rzecz kredytobiorców ponad 80 tys. zł.
Ryzyko walutowe
Co jednak ciekawe, wiele innych argumentów użytych w apelacji (w pierwszej instancji wygrał bank) sądu nie przekonało.
Między innymi sąd stwierdził, że strony były równomiernie narażone na ryzyko walutowe, stąd nie można mówić o naruszeniu równowagi stron.
Wystarczyło, by sąd przyznał frankowiczom rację w jednej kwestii, by upadła cała
umowa
– Taka ocena sądu wynika prawdopodobnie z niewiedzy o mechanizmach zarządzania ryzykiem w działalności
banków. W praktyce banki zobligowane były i są do zamykania otwartych pozycji walutowych na rynku międzybankowym, w efekcie czego albo nie ponoszą ryzyka walutowego, albo ryzyko to jest niskie – wskazuje mec. Dariusz Wółkiewicz. I przypomina, że samo środowisko bankowe przekonywało swego czasu, iż polskie banki nie są beneficjentami wzrostu kursu, jak również nie tracą na jego spadku. Tymczasem kredytobiorcy dostępu do takich instrumentów zarządzania nie mają.
– I właśnie w tym kontekście może ujawniać się nadużycie przewagi kontraktowej banku – które to nadużycie w orzecznictwie, także w prowadzonych przeze mnie sprawach dotyczących produktów bankowych, takich jak opcje walutowe czy transakcje cirs, prowadziły do bezwzględnej nieważności produktów bankowych z uwagi na sprzeczność z zasadami współżycia społecznego – zwraca uwagę Wółkiewicz.
Z tym wiąże się pogląd wyrażony przez sąd apelacyjny, iż brak było podstaw do stwierdzenia nieważności umowy z uwagi na zakres informacji udzielonych powodom przed zawarciem umowy. W ocenie sądu frankowicze zostali przed podpisaniem kontraktu poinformowani o ryzyku zmiany stopy procentowej i ryzyku kursowym, które mogą mieć wpływ na wysokość zobowiązania.
„Należy przyjąć, że fakt odbycia rozmowy, w trakcie której powodowie byli informowani o ryzykach związanych z zawarciem umowy o kredyt indeksowany do waluty obcej i podpisali oświadczenia o zakresie udzielonych im informacji zawierające zapewnienie, że zrozumieli udzielone im informacje, pozwala na przyjęcie w oparciu o art. 231 kodeksu postępowania cywilnego domniemania faktycznego, że pozwany bank uczynił zadość obowiązkom informacyjnym” – czytamy w uzasadnieniu.
Zdaniem Marcina Szołajskiego, radcy prawnego z Szołajski Legal Group, to stanowisko jest błędne. Jak bowiem zaznacza prawnik, oświadczenia frankowiczów składane przed podpisaniem umowy były obowiązkowe i warunkowały złożenie wniosku o udzielenie kredytu i jego ostateczne przyznanie.
– Wielokrotnie nie odbywały się żadne rozmowy pomiędzy konsumentami a pracownikami banku dotyczące ryzyka związanego z zawarciem umowy o kredyt indeksowany do waluty obcej, a klienci otrzymywali na spotkaniu z pracownikiem banku plik dokumentów do podpisu, które były załącznikami do wniosku o udzielenie kredytu. Oświadczenia składane przez kredytobiorców były blankietowe, a ich treść ogólnikowa – podkreśla mec. Marcin Szołajski.
Brak błędu
Kolejny zarzut frankowiczów dotyczył instytucji błędu. Chcieli oni skorzystać z możliwości uchylenia się od skutków prawnych umowy. Argumentowali, że nie wiedzieli, iż bank stosuje w swoich tabelach dwa rodzaje kursu – sprzedaży i kupna. Sąd jednak wskazał, że nie mogło być w tej sprawie mowy o podstępie. A zatem zastosowanie ma norma wyrażona w art. 88 par. 2 k.c., zgodnie z którą czas na uchylenie się od skutków błędu wygasa po roku od jego wykrycia.
– Nawet jeśli kredytobiorcy byli w błędzie, to trudno uznać za wiarygodne, że dopiero w 2016 r. dowiedzieli się o stosowaniu przez bank dwóch kursów. Wykrycie błędu jest oczywiście możliwe także po wielu latach, niemniej najczęściej dotyczy to okoliczności zatajonych przez kontrahenta, a w tym przypadku pojęcie kursu kupna i sprzedaży znajdowało się już w umowie w dacie jej zawarcia – zwraca uwagę mec. Dariusz Wółkiewicz.
orzecznictwo
Wyrok Sądu Apelacyjnego z 13 listopada 2019 r., sygn. akt I ACa 268/19. www.serwisy.gazetaprawna.pl/orzeczenia