Do projektu trafiły zapisy, które mają ułatwić modernizację turbin. Branża przyjęła je z zadowoleniem, pojawiają się jednak obawy o polityczne losy ustawy
Zapisy dotyczące repoweringu, czyli modernizacji istniejących elektrowni wiatrowych, zostały dodane do tzw. ustawy wiatrakowej przed zeszłotygodniowym posiedzeniem Stałego Komitetu Rady Ministrów. Według informacji DGP, apelowały o to m.in. Ministerstwo Aktywów Państwowych oraz Polskie Sieci Elektroenergetyczne, czyli operator systemu przesyłowego. Wcześniejszy plan ministerstwa klimatu zakładał dodanie tych zapisów do tzw. ustawy sieciowej, której projekt nie był jeszcze konsultowany.
Według PSE, modernizacja to atrakcyjny sposób na zwiększenie wydajności i mocy farm wiatrowych już przyłączonych do sieci. - Turbiny sprzed 15 lat i nowe to zupełnie inna jakość – podkreśla Grzegorz Onichimowski, prezes PSE. Według wyliczeń sprzed dwóch lat zrealizowanych dla DGP przez brytyjski think tank Ember, samo obniżenie minimalnej odległości pomiędzy farmami wiatrowymi a budynkami mieszkalnymi powinno zwiększyć potencjał repoweringu o ok. 60 proc., pozwalając na uzyskanie w systemie dodatkowych mocy wiatrowych rzędu 1,5 GW.
Najważniejszym zapisem projektu pozostaje zmniejszenie minimalnej odległości wiatraków od zabudowań z 700 do 500 metrów. Branża spodziewała się, że nastąpi to krótko po objęciu władzy przez obecną koalicję rządzącą, tymczasem zapowiadany termin przyjęcia projektu przez Radę Ministrów cały czas jest odsuwany w czasie. Spowalnia to także rozwój branży biometanu, w ustawie są zapisy zapewniające jej system wsparcia.
Projekt po raz pierwszy trafił na Stały Komitet Rady Ministrów 9 stycznia. Później dodano zapisy dotyczące m.in. repoweringu. Dokument ponownie trafił na SKRM 27 lutego. Jego rozpatrzenie jednak przełożono na 6 marca.
- MAP wnioskowało, żeby przedyskutować jeszcze kwestię repoweringu. Uważamy, że te zapisy są bardzo dobre, a przyjęcie ustawy wiatrakowej to dla nas absolutny priorytet – mówi DGP Miłosz Motyka, wiceminister klimatu i środowiska.
Wiatraki zakładnikiem polityki
Według jednej z osób od lat zaangażowanych w temat regulacji wiatrakowych, losy projektu wiszą wciąż przede wszystkim na ustaleniach politycznych. Mówi się m.in. o utrzymującym się niechętnym nastawieniu do zmian po stronie ludowców i kontrolowanych przez nich resortów – mimo faktu, że gospodarzem projektu jest Miłosz Motyka, członek władz krajowych PSL. – Większość tej partii obawia się oporu konserwatywnego elektoratu wiejskiego wobec ekspansji wiatraków – słyszymy.
– Tych wiatraków boi się cała koalicja – mówi nam jeden ze zwolenników zmian. Inny rozmówca uważa, że obszary pod nowe inwestycje wiatrowe, które nie budziłyby kontrowersji, w dużej mierze się wyczerpały. – Widzę realną obawę, że skończy się renesansem lokalnych ruchów protestu spod znaku NIMBY (z ang. not in my backyard, czyli nie na moim podwórku), których aktywność w poprzedniej dekadzie przyczyniła się do wprowadzenia zasady 10H – mówi.
Jeden z głównych interesariuszy biorących udział w pracach nad liberalizacją przepisów przekonuje nas jednak, że klamka zapadła i nie powinno być mowy o dalszym hamowaniu lub przeciąganiu prac nad projektem na poziomie rządowym. Według niego, tło przesunięcia decyzji Komitetu Stałego było stricte techniczne i w ciągu najbliższych tygodni projekt trafi do Sejmu.
Po co nam repowering?
Repowering, czyli modernizacja istniejących elektrowni wiatrowych, polega na zastąpieniu starszych turbin nowszymi – często o większej sprawności i mocy. Według MKiŚ, współczynnik wykorzystania mocy pierwszych turbin w Polsce wynosił ok. 20-26 proc., a obecnie jest to 35-40 proc. „Dlatego też w niektórych przypadkach starsze elektrownie zlokalizowane na danym obszarze zostaną zastąpione mniejszą liczbą nowych, ale technologicznie bardziej zaawansowanych elektrowni wiatrowych o większej wydajności” – wskazuje ministerstwo. W projekcie wprowadzono więc uproszczenia na etapie planistycznym, środowiskowym czy przyłączeniowym. Teraz modernizacja pod pewnymi warunkami będzie mogła być realizowana na preferencyjnych warunkach, w tym z pominięciem procedur środowiskowych. Ministerstwo proponuje też obniżenie wysokości opłaty za przyłączenie do sieci czy skrócenie terminów wydania warunków przyłączenia.
- Repowering to szansa na jeszcze lepsze wykorzystanie energetyki wiatrowej i zwiększenie udziału OZE w miksie energetycznym. Uregulowanie kwestii repoweringu pozwoli na lepsze zaplanowanie działań. W ciągu 15 lat średnia moc turbiny lądowej wzrosła 2,5-3 krotnie, to najlepiej mówi o potencjale repoweringu. Dodajemy do tego jeszcze lepszą efektywność i większą niezawodność nowych turbin – wymienia Mirosław Kuk, rzecznik prasowy spółki Polenergia, dużego inwestora w segmencie OZE. Dodaje, że przepisy w tym zakresie są potrzebne, a spółka będzie rozważać projekty związane z repoweringiem, jeżeli przepisy wejdą w życie.
- Obecnie analizujemy możliwość repoweringu aktywów wiatrowych. W pierwszej kolejności poddawane analizom są najstarsze farmy wiatrowe – przekazuje nam zespół prasowy spółki Orlenu. Konkretne plany nie są jednak jeszcze znane.
Także Janusz Gajowiecki, prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej, mówi, że repowering jest ważny dla branży. - Dzięki podjęciu takich działań można prawie trzykrotnie zwiększyć ilość energii produkowanej z farmy wiatrowej przy jednoczesnym zmniejszeniu liczby turbin o jedną czwartą – przekonuje. Według niego, wymiana turbin ma też polepszyć ich współpracę z krajowym systemem elektroenergetycznym. Wymiana urządzeń to też działanie na korzyść okolicznych mieszkańców: nowe turbiny mniej oddziałują na środowisko, m.in. są cichsze.
- Modernizacja czasem będzie też oznaczała, że w miejsce, w którym dotychczas stało 10 turbin o mocy 2 MW powstanie 5 turbin po 4 MW – mówi Gajowiecki.
Żywotność starszych farm wiatrowych to ok. 15-25 lat, obecnie może być dłuższa. Janusz Gajowiecki podkreśla jednak, że repowering może dotyczyć także turbin nawet sprzed 10 lat. - Nastąpił przełom technologiczny, dzięki któremu turbiny są dużo bardziej efektywne. Za każdym razem będzie to jednak wynikało z decyzji inwestora oraz jego uzgodnień z instytucjami finansowymi. Konieczna może być zmiana umowy dotyczącej finansowania inwestycji – tłumaczy prezes PSEW.
Obecnie budowa megawata mocy to koszt ok. 5,5 mln zł. Postawienie jednej turbiny o mocy 5 MW kosztuje więc prawie 30 mln zł, a farmy składającej się z 10 wiatraków – prawie 300 mln zł.
- Inwestor będzie musiał więc obliczyć, czy taka inwestycja mu się opłaca. Będzie to zależało m.in. od lokalizacji i jej uwarunkowań oraz możliwego zwiększenia efektywności pracy. Każdy projekt jest jednak inny – mówi Gajowiecki.
Niemcy wiodą prym
Według WindEurope, w 2024 r. w Europie wycofanych z eksploatacji zostało 1,3 GW mocy z wiatru. W ramach repoweringu włączono za to 1,6 GW mocy. Prym wiodą Niemcy (1,1 GW). W modernizację inwestują także Włochy (155 MW) czy Francja i Holandia (po 114 MW).
Według szacunków organizacji, w latach 2025-2030 wycofanych z eksploatacji może zostać 22 GW mocy z energetyki wiatrowej, z czego ponad połowa (12 GW) zostanie zmodernizowana, dostarczając 26 GW nowej mocy.
Grzegorz Wiśniewski, prezes Instytutu Energetyki Odnawialnej, wskazuje, że choć repowering jest cennym zasobem, zwłaszcza z punktu widzenia dużych spółek państwowych, mniejszym, prywatnym podmiotom zależy przede wszystkim na możliwości uruchomienia nowych obszarów i ułatwieniach w zakresie nowych przyłączeń. - Jeśli rządowi zależało na rozwoju energii wiatrowej, powinien był przede wszystkim wpisać do projektu ułatwienia procedur dla budowy farm na terenach przemysłowych. Tego niestety zabrakło – dodaje. Według niego, problemem jest też brak uwzględnienia repoweringu w istniejących planach rozwoju operatorów systemów dystrybucyjnych.