Rządy Koalicji 15 października przebiegają pod znakiem dwóch sprzecznych celów: zwiększenia transformacyjnych ambicji i wzięcia w karby państwowych wydatków.

Zatrzymanie „monumentalnej, niepotrzebnej, źle przygotowanej i irracjonalnej” inwestycji w kompleks Olefiny III, który zgodnie z planami poprzedniego zarządu miał być trzonem petrochemicznej działalności spółki, to najnowszy przejaw oszczędnościowego trendu, coraz bardziej widocznego w polityce rządu Donalda Tuska wobec państwowych aktywów. Powodem ogłoszonej wczoraj decyzji jest wymknięcie się spod kontroli kosztów flagowego przedsięwzięcia Daniela Obajtka. W 2018 r. zakładano, że będzie ono kosztować spółkę ok. 8,3 mld zł, wydano już ok. 13 mld zł, a całkowity koszt szacuje się nawet na ponad 50 mld zł. Nie oznacza to jednak rozbiórki powstałych już konstrukcji. Zakontraktowane prace o wartości 22 mld zł zostaną wykonane – z tym że obiekt zostanie przeprojektowany.

Próby optymalizacji widać w projektach jądrowych

Spośród pięciu przedsięwzięć z politycznym zielonym światłem na budowę atomu w momencie rządowej sukcesji dziś aktywne pozostają de facto dwa: program rządowy zakładający budowę dużych elektrowni oraz plany małych reaktorów modułowych (SMR) firmowane przez Orlen i należący do Michała Sołowowa Synthos. Oba przeszły spore zmiany. W przypadku inwestycji w Choczewie dąży się do poprawy warunków współpracy z amerykańskimi partnerami. W tym kierunku prowadzone są negocjacje umowy pomostowej, która określi zasady finansowania prac projektowych w miesiącach poprzedzających podpisanie ostatecznego kontraktu na budowę. Zaangażowanie publicznych środków mają też pomóc ograniczyć – opisywane w DGP – plany dotyczące drugiej elektrowni, w tym wyłonienie partnerów w konkurencyjnym postępowaniu. Na wczorajszym spotkaniu z dziennikarzami pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej Wojciech Wrochna potwierdził, że udział kapitałowy w projekcie będzie jednym z kluczowych kryteriów, na bazie których rząd wybierze technologię dla EJ2.

W Orlen Synthos Green Energy poskromiono imperialną skalę pierwotnych planów. Z ponad 70 reaktorów, które zapowiadał Daniel Obajtek, na stole pozostaje dziś maksymalnie kilkanaście. Coraz ostrożniej mówi się też o harmonogramie, który początkowo zakładał ukończenie pierwszego SMR w 2029 r. Orlen chce mieć możliwość obserwacji i wyciągnięcia wniosków z przebiegu budowy pierwszego reaktora BWRX-300 w kanadyjskim Darlington, która potrwa co najmniej do 2028 r. Zmieniły się też relacje między płockim koncernem a Synthosem. Inwestycyjny priorytet ma mieć strategiczna dla Orlenu lokalizacja w sąsiedztwie włocławskiego Anwilu. Przyjęto także zmiany w umowie spółki, które wzmocniły państwową grupę i – jak słyszymy nieoficjalnie – odpowiedziały na część obaw podnoszonych przez specsłużby, które w ubiegłym roku negatywnie zaopiniowały całe przedsięwzięcie.

Logikę oszczędności widać w innej gałęzi energetyki, w której pierwsze skrzypce grają państwowe koncerny. O ile do przodu idą inwestycje z pierwszej fazy rozwoju offshore’u – o potencjale ok. 6 GW mocy – w ostatnim czasie narastają wątpliwości, czy i w jakiej skali zmaterializują się kolejne elektrownie na Bałtyku. Wątpliwości w tej sprawie wyraził ostatnio na łamach DGP szef Polskich Sieci Elektroenergetycznych Grzegorz Onichimowski, wskazując m.in. na rosnące koszty tych inwestycji. Mimo presji branży rząd nie chce podnosić maksymalnych cen gwarantowanych w kontraktach z wytwórcami, które w przyszłości oznaczałyby wyższe dopłaty budżetowe do ich pracy. Wolę inwestorów do działania w tych warunkach zweryfikują dopiero planowane w kolejnych latach aukcje. Pod znakiem zapytania stoją w związku z tym także losy sztandarowego projektu sieciowego: mostu energetycznego, który pozwalałby na sprawny przesył energii z morskich wiatraków do odbiorców przemysłowych na południu kraju.

Rok nie wystarczył, by zliberalizować przepisy dla energetyki wiatrowej na lądzie – co popierają oficjalnie wszystkie ugrupowania tworzące rząd Donalda Tuska – choć pierwszą próbę, zapamiętaną jako lex wiatrak, podjęto w Sejmie jeszcze przed ukonstytuowaniem się koalicji. Nowa regulacja dla onshore’u – obejmująca oprócz skrócenia dopuszczalnej odległości do zabudowań z 700 do 500 m m.in. przyspieszenie procedur dla niektórych inwestycji – ma zostać przyjęta w przyszłym roku.

Mrożenie cen prądu

Rząd stara się też ograniczać koszty ponoszone w związku z mrożeniem cen prądu. Najpierw zlikwidowano Fundusz Wypłaty Różnicy Ceny, który rekompensował spółkom straty związane ze sprzedażą prądu poniżej cen rynkowych (jednocześnie na Orlen został nałożony specjalny jednorazowy podatek – w wysokości ok. 7 mld zł – który pomógł sfinansować działania osłonowe, ale odbił się negatywnie na kondycji firmy). W 2025 r. ceny prądu będą zamrożone już tylko dla gospodarstw domowych. Pożegnamy bon energetyczny, a kategoria odbiorców chronionych zostanie zawężona. Premier zapowiada jednak, że kwestia cen energii ma być jednym z priorytetów polskiej prezydencji w UE.

Rok rządów KO-TD-NL nie przyniósł przełomowych rozstrzygnięć dla górnictwa. W sektorze panuje atmosfera niepewności. Negocjacje z Komisją Europejską ws. notyfikacji umowy społecznej trwają. Nieoficjalnie do DGP docierają coraz wyraźniejsze sygnały, że rząd liczy się z tym, że nie otrzyma od KE zielonego światła. Dlatego przyszły rok może upłynąć pod znakiem prób negocjacji wcześniejszego terminu pożegnania z węglem ze związkami zawodowymi.

Wydobycie w 2024 r. spadło, ale wpisuje się to w wieloletni trend. Z każdym rokiem rośnie jednak ciężar, jaki aktywa węglowe stanowią dla państwowych spółek energetycznych. A szefowa resortu przemysłu Marzena Czarnecka i odpowiedzialne za nadzór nad spółkami Ministerstwo Aktywów Państwowych kluczą w sprawie ich wydzielenia. W kwietniu padła propozycja powiązania na stałe kopalń z poszczególnymi jednostkami wytwórczymi, na co inwestorzy zareagowali histerią. Obecnie rozważa się m.in. postawienie nierentownych zakładów w stan likwidacji. Pewne jest, że z roku na rok udział węgla w polskim miksie będzie spadać, lecz będzie to zasługa samego rynku, a nie decyzji politycznych. I być może to właśnie na pozostawieniu losów sektora siłom rynkowym zasadza się pomysł rządu.

Nowa koalicja, przełamując impas z ostatnich lat rządów PiS, zdołała zarysować nowy kierunek transformacji. W listopadzie zakończyły się konsultacje odświeżonego Krajowego Planu na rzecz Energii i Klimatu. Zakłada on, że już w drugiej połowie dekady nastąpi punkt zwrotny i do 2030 r. większość energii elektrycznej w kraju pochodzić będzie ze źródeł nisko- i bezemisyjnych. Do tego czasu, według wyliczeń resortu klimatu, nakłady inwestycyjne na transformację powinny wynosić średnio ponad 150 mld zł rocznie. ©℗