Wytwórcy przekonują, że sytuacja na rynku się uspokoiła i stosowanie nadzwyczajnych regulacji nie jest konieczne.
Choć nie są znane szczegółowe rozwiązania, jest niemal pewne, że przepisy mrożące ceny energii zostaną przedłużone na 2024 r. To dobra wiadomość dla gospodarstw domowych, które w przeciwnym razie za prąd musiałyby płacić nawet o 68 proc. więcej. Obawy mają jednak wytwórcy energii, którzy obecnie nie mogą sprzedawać prądu powyżej określonego limitu, tzw. price cap.
– Producenci energii z OZE, np. farmy wiatrowe, sprzedają ją na giełdzie. Mrożenie cen po stronie odbiorcy nie dotyczy ich więc bezpośrednio – to, co na nich wpływa, to pułapy, które ograniczają ich przychody do pewnego poziomu. Resztę muszą oddać do Funduszu Wypłaty Różnicy Ceny – tłumaczy Tobiasz Adamczewski, dyrektor programu OZE w Forum Energii. Fundusz powstał w 2022 r. i ma służyć zapewnieniu instrumentów chroniących odbiorców przed nadmiernym wzrostem cen energii. Wytwórcy w instalacjach powyżej 1 MW oraz spółki obrotu są zobowiązani do comiesięcznego odpisu z przychodów uzyskiwanych ze sprzedaży i rozliczeń na rynku bilansującym. Odpisy obowiązują w 2023 r.
Ceny dla lądowych farm wiatrowych na bieżący rok zostały zamrożone na poziomie 345 zł/MWh. Według obliczeń think tanku Agora Energy Research w efekcie tej regulacji ich przychody w ciągu roku będą o 63 proc. niższe, niż gdyby price cap nie został wprowadzony.
Piotr Czopek, dyrektor ds. regulacji w Polskim Stowarzyszeniu Energetyki Wiatrowej, ma nadzieję, że cena maksymalna energii dla wytwórców nie zostanie utrzymana w przyszłym roku. – Do tej pory słyszeliśmy, że są to ograniczenia czasowe, spowodowane wysokimi cenami energii na rynku. Teraz są one znacznie niższe niż wtedy, gdy regulacje te były ustalane, czyli latem 2022 r., kiedy ceny na giełdzie sięgały kilku tysięcy złotych za megawatogodzinę. Teraz są one ustabilizowane, obecnie pogoda sprzyja wytwarzaniu energii ze źródeł odnawialnych, dzięki czemu jest taniej – mówi DGP. W październiku megawatogodzina na Towarowej Giełdzie Energii kosztowała średno ok. 600 zł; w lipcu 2022 r., kiedy trwały prace nad ceną maksymalną, była około dwukrotnie droższa. Limit cen dla energii z gazu został ustalony na 2192 zł/MWh, dla węgla brunatnego – 509 zł/MWh, natomiast dla węgla kamiennego – 797 zł/MWh.
– Gdyby cena maksymalna została utrzymana na 2024 r., część inwestorów tego nie wytrzyma. Muszą oni spłacać swoje zobowiązania, a stopy procentowe pozostają na wysokim poziomie, co zwiększa koszty obsługi długu – ostrzega Piotr Czopek.
Podobnie na problem patrzy branża fotowoltaiczna. Price cap był jedną z przyczyn, którą notowane na warszawskiej giełdzie Photon Energy Group wskazało jako powód gorszych wyników w I półroczu 2023 r. Mimo wzrostu przychodów o 24 proc., EBITDA grupy, czyli zysk z wyłączeniem odsetek, podatków, amortyzacji i utraty wartości aktywów, spadła o 72 proc. Nasi rozmówcy wskazują, że niepewność co do utrzymania pułapu w przyszłości podwyższa ryzyko inwestycji branży w Polsce.
Konfederacja Lewiatan w rekomendacjach dla nowego rządu podkreśla, że „każde zaburzenie rynkowych mechanizmów kształtujących poziom cen sprzedawanej energii stanowi barierę rozwoju źródeł OZE, gdyż utrudnia podjęcie decyzji inwestycyjnej w przypadku każdego segmentu klientów, również przez gospodarstwa domowe. Jednocześnie wprowadzanie nierynkowych, z definicji uznaniowych, mechanizmów redukcji wytwarzania energii z OZE w połączeniu z uznaniowymi odszkodowaniami za wymuszone redukcje produkcji prowadzi do istotnych zaburzeń rozwoju OZE” – czytamy w jej oświadczeniu.
Grzegorz Onichimowski, ekspert Instytutu Obywatelskiego, który współtworzył program energetyczny Koalicji Obywatelskiej, uspokaja, że mrożenie cen energii nie oznacza, że price cap zostanie utrzymany. – Nie chcemy przedłużać mrożenia cen na poziomie hurtowym. Chcemy wprowadzić wyłącznie cenę maksymalną dla gospodarstw domowych i dla samorządów – czyli zamrozić ceny na poziomie detalicznym. Zdajemy sobie sprawę, jak źle to wpływało na poziom inwestycji i plany inwestycji w branżę – tłumaczy DGP.
– Zakładamy, że ceny zostaną zamrożone na pół roku po to, żeby mieć czas, by sprawdzić, w jakim stanie są spółki energetyczne i jaki jest dzisiaj faktyczny koszt produkcji, a co za tym idzie – jak ceny mogą się na wolnym rynku kształtować w drugiej połowie roku i na przyszły rok – mówi Onichimowski. I dodaje, że na tej podstawie może zostać podjęta decyzja o powrocie do obliga giełdowego, czyli obowiązku sprzedaży energii elektrycznej poprzez giełdę energii. Jego zdaniem zwiększy to transparentność rynku.
– Najważniejsze jest to, żeby na ceny energii patrzeć holistycznie. Powinniśmy się skupić na tym, jak dać wędkę, a nie rybę, czyli dotrzeć z instalacjami OZE i termomodernizacją do najbardziej potrzebujących i pomóc im wyjść z ubóstwa energetycznego. To ograniczy koszty regulowania cen w przyszłości – mówi Tobiasz Adamczewski. ©℗