Rada UE zdecydowała o rewizji w górę wymogów dotyczących oszczędzania energii. Polska ma zaskarżyć te przepisy.
Przy sprzeciwie Warszawy i Budapesztu w zeszłym tygodniu zapadła decyzja, że do 2030 r. zużycie energii we wszystkich krajach członkowskich ma spaść w sumie o 11,7 proc. w porównaniu z 2020 r. Gdyby patrzeć tylko na dane przemysłu, to Polsce już udało się zrealizować kilkuletnie plany UE. Według danych Agencji Rynku Energii w I kw. 2023 r. zużycie wyniosło 17,7 TWh, podczas gdy w analogicznym okresie 2022 r. było to 19,7 TWh. Daje to spadek o ponad 10 proc. W tym czasie zapotrzebowanie pozostałych odbiorców (głównie handlu i gospodarstw domowych) wzrosło jednak o 2 proc. i wyniosło 27,7 TWh. W sumie krajowe zapotrzebowanie spadło o 3 proc. rok do roku. Według Polskich Sieci Elektroenergetycznych w pierwszym półroczu 2023 r. popyt wszystkich polskich odbiorców spadł o prawie 5 proc. rok do roku.
W Polsce już teraz działają przepisy dotyczące oszczędzania energii w sektorze publicznym. Ustawa, która zamroziła ceny energii, wprowadziła też cel 10-proc. zmniejszenia jej całkowitego zużycia w budynkach m.in.: organów administracji rządowej, sądów i trybunałów, jednostek samorządów terytorialnych, ZUS, KRUS, uczelni publicznych i instytucji kultury.
Polskie władze podkreślają jednak, że koszty wprowadzenia Fit for 55 są dla gospodarki nie do udźwignięcia. Dlatego rząd zaskarżył do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej wiele regulacji wynikających z tego pakietu. Minister klimatu i środowiska Anna Moskwa zapowiedziała w zeszłym tygodniu, że skargi na pakiet będą się pojawiać cyklicznie oraz że rząd zaskarży do TSUE wszystkie jego elementy.
Minister aktywów państwowych Jacek Sasin mówił w maju, powołując się na raport Banku Pekao, że koszt wprowadzenia pakietu Fit For 55 do 2030 r. to ok. 527 mld euro, czyli ok. 64 tys. zł na każdego Polska. Z tego samego raportu wynika, że sam przemysł energochłonny boleśnie odczuje wprowadzenie nowych, ostrzejszych norm klimatycznych, przede wszystkim ze względu na coraz trudniejsze warunki panujące na rynku uprawnień do emisji CO2.
Zgodnie z nowymi regulacjami branża energochłonna będzie otrzymywać 30 proc. uprawnień do emisji CO2 bezpłatnie tylko do końca 2026 r. Według analityków w perspektywie 2030 r. podwyższy to wydatki polskiego sektora na sam zakup uprawnień do 25,6 mld euro. Dla porównania, w scenariuszu, gdyby Fit For 55 nie weszło w życie, koszt ten wyniósłby 9,1 mld euro. Dodatkowo same ceny emisji będą rosły w ciągu dekady. Eksperci
BloombergNEF przewidują, że na koniec dekady mogą one wynieść nawet 140 euro/t (obecnie jest to ok. 91 euro/t).
Jednak, jak podkreślają analitycy, przychody z handlu emisjami będą trafiały głównie do budżetu państwa, a następnie mogą zostać przeznaczone na kompensację kosztów polityki klimatycznej dla gospodarstw domowych i przedsiębiorstw. Według raportu Banku Pekao do 2030 r. polski budżet zyska 219 mld euro na rozszerzeniu ETS na kolejne sektory, odblokowaniu KPO i wsparciu z unijnych funduszy na lata 2021–2027 (m.in. Funduszu Sprawiedliwej Transformacji).
Eksperci mówią też o korzyściach z inwestycji w efektywność energetyczną. – Warto proaktywnie zaangażować się w te działania, które przynoszą oszczędność energii, a więc realną korzyść dla naszych portfeli. Dobrze ocieplony dom, z wymienionymi oknami i wentylacją mechaniczną może potrzebować nawet trzy razy mniej ciepła niż przed termomodernizacją – mówi DGP Bernard Swoczyna, analityk Instrat.
Mateusz Stańczyk z kancelarii prawnej SMM Legal podkreśla, że drogą do oszczędności jest upowszechnianie na rynku fachowej wiedzy energetycznej oraz tworzenie innowacyjnych modeli biznesowych. – Przed biznesem otwiera się też szansa na tworzenie partnerstw publiczno-prywatnych, a tym samym nowe możliwości finansowania poprawy efektywności energetycznej – mówi DGP.
Ubiegłotygodniowa decyzja państw członkowskich to zaostrzenie zasad wynikających z pakietu Fit for 55. Dotychczas w wyznaczaniu unijnych celów efektywności energetycznej punktem odniesienia było zużycie prognozowane z 2007 r. Przed przyjęciem nowych przepisów cel dla całej Unii zakładał zmniejszenie zużycia energii pierwotnej o 32,5 proc., do 2030 r. Teraz jest to 40,6 proc. Dotychczas średnio w UE udało się wprowadzić oszczędności rzędu 29 proc. To, w jakim stopniu gospodarki poszczególnych krajów mają złożyć się na wspólny unijny cel, ma zależeć od kilku czynników, m.in. PKB per capita – im wyższy, tym wyższy ma być cel redukcyjny. W 2024 r. kraje członkowskie muszą przedstawić swoje plany na osiągnięcie tego celu w swoich krajowych planach w dziedzinie energii i klimatu (KPEiK). Obowiązek oszczędzania energii ma dotyczyć przede wszystkim sektora publicznego, który z roku na rok ma zmniejszać swoje zużycie o 1,9 proc. Nie będzie to dotyczyć obronności. Ponadto każdego roku 3 proc. powierzchni budynków publicznych będzie trzeba poddać renowacji, by zwiększyć ich efektywność energetyczną. ©℗