Największe polskie koncerny energetyczne krzywo patrzą na zmienioną ostatnio koncepcję tworzenia Nowej Kompanii Węglowej. Eksperci dostrzegają plusy
Premier Ewa Kopacz zapewniła wczoraj, że Nowa Kompania Węglowa (NKW) powstanie do 30 września. To, jakie aktywa należące do Kompanii Węglowej się w niej znajdą, ma być ogłoszone w najbliższych dniach. Wiadomo, że chodzi o 11 kopalń oraz kilka innych zakładów.
Jak wynika z naszych informacji, zmieniła się natomiast koncepcja tworzenia NKW (co opisaliśmy szczegółowo wczoraj). Czy to, że koncerny energetyczne wchodziłyby do nowej firmy wydobywczej nie bezpośrednio, ale poprzez Fundusz Inwestycji Polskich Przedsiębiorstw FIZAN, którym zarządzają Polskie Inwestycje Rozwojowe, to dla nich dobre rozwiązanie?
Przedstawiciele firm oficjalnie wypowiadają się na ten temat bardzo niechętnie. Polska Grupa Energetyczna ponownie ograniczyła się do stwierdzenia, że prowadzi rozmowy z różnymi podmiotami, ale o efektach tych negocjacji będzie informować zgodnie z zasadami obowiązującymi w spółce publicznej. Energa w ogóle odmówiła nam komentarza na temat nowego pomysłu tworzenia NKW. – Nie bierzemy udziału w projekcie Nowej Kompani Węglowej, bo w naszej ocenie nie jest on pod względem biznesowym adresowany do nas – twierdzi Sławomir Krenczyk, rzecznik prasowy Enei. I wyjaśnia, że KW nie jest kluczowym dostawcą węgla do elektrowni należących do wielkopolskiej spółki. – Ponadto jesteśmy średniej wielkości podmiotem na polskim rynku i nie stać nas na inwestycję kapitałową o charakterze portfelowym – dodaje Krenczyk.
Opisanej wczoraj przez DGP koncepcji nie chciał również skomentować kierowany przez Jerzego Górę zarząd Polskich Inwestycji Rozwojowych. Swoją opinię na temat zmiany koncepcji wyraził natomiast Mariusz Grendowicz, odwołany niespełna rok temu były szef PIR: – To, czy firmy energetyczne wejdą do akcjonariatu NKW pośrednio, czy bezpośrednio, nie zmienia w żaden sposób istoty oceny takiej inwestycji. Miętowy cukierek niezależnie od tego, czy jest opakowany w złoty papierek, czy w papier pakowy, pozostanie aż lub tylko miętowym cukierkiem – stwierdził menedżer.
Dużo więcej od potencjalnych udziałowców NKW można się dowiedzieć na drodze nieoficjalnej. Nasi rozmówcy twierdzą, że nowa koncepcja jest dla koncernów energetycznych mniej korzystna niż poprzednia. – Bezpośrednie inwestycje dawałyby nam szanse na kontrolę nad przejmowanym przedsiębiorstwem i wpływ na jego operacyjną działalność – mówi przedstawiciel jednej z firm. Ten argument pojawiał się już wcześniej w wypowiedziach menedżerów różnych spółek. Zdaniem naszego rozmówcy bezpośrednie objęcie udziałów w NKW oznaczałoby też udział w jej zyskach, które – jak twierdzą przedstawiciele rządu – miałaby się pojawić w spółce już w 2017 r.
Wśród komentarzy, jakie usłyszeliśmy, pojawiła się też teoria, że nowa koncepcja powołania NKW to wybieg MSP. – Wobec oporu koncernów energetycznych ministerstwo uznało, że zaproponuje wariant jeszcze mniej korzystny dla potencjalnych akcjonariuszy NKW. Wtedy zarządy spółek energetycznych się zreflektują i przystaną na proponowaną wcześniej koncepcję bezpośredniego uczestnictwa w projekcie – mówi nam przedstawiciel jednej z firm. – Gdybym był ministrem Kowalczykiem (Wojciech Kowalczyk jest wiceministrem Skarbu Państwa odpowiedzialnym za górnictwo – red.), zapewne zrobiłbym podobnie – dodaje.
Inny nasz rozmówca powątpiewa, czy w nowej koncepcji do NKW wejdzie także PIR. Według niego wewnątrz spółki może być spory opór przed tym, bo pod względem finansowym pomysł jest co najmniej wątpliwy. – Ponadto zarządzający funduszem finansiści z rynku raczej nie będą mieli większych możliwości wpływania na funkcjonowanie spółki górniczej niż znający specyfikę branży i śląskie realia społeczne menedżerowie – uzasadnia.
Jednak zdaniem Jerzego Markowskiego, byłego SLD-owskiego wiceministra gospodarki, który zajmuje się zawodowo właśnie górnictwem, w sytuacji gdy ekonomiczne uzasadnienie dla powstania NKW jest słabe, pośrednie uczestnictwo w projekcie koncernów energetycznych jest dla nich lepszym rozwiązaniem. – Jest to wariant bezpieczniejszy. Oznacza, że firmy z sektora energetycznego, które i tak będą musiały wyłożyć pieniądze na NKW, zrobią to jednorazowo. Potem nie będą już narażone na pokrywanie kolejnych strat, które przecież może przynosić nowa węglowa spółka – argumentuje polityk. Zdaniem Markowskiego 1,5 mld zł, którymi ma być jeszcze dofinansowana NKW, wcale nie rozwiąże obecnego problemu sektora, a jedynie odsunie w czasie kłopoty.
Również w opinii Tadeusza Widucha, eksperta ds. górnictwa z Instytutu Spraw Energetycznych, pośrednie inwestowanie to rozwiązanie korzystniejsze. – Z punktu widzenia NKW zmiana koncepcji nic nie zmienia, ale z punktu widzenia przyszłych inwestorów z sektora energetycznego sporo i to in plus. Jest to rozwiązanie dla nich wygodniejsze – twierdzi specjalista. Koncerny, jak argumentuje, nie będą musiały wykazywać złych wyników kopalń w swoich sprawozdaniach finansowych (działoby się tak, gdyby były większościowymi akcjonariuszami takich firm).
Nie są też przywiązane do konkretnego źródła paliwa, na które byliby skazani, gdyby byli bezpośrednio akcjonariuszami kopalń. – Zarządy, decydując się na zakup tańszego węgla od innego dostawy, narażałyby się na zarzut, że działają na szkodę swojej spółki, a kupując od niej droższy surowiec, byłyby oskarżane, że mogą kupić węgiel taniej – tłumaczy Widuch.
Przed pośrednim wejściem do akcjonariatu NKW zarządy koncernów energetycznych będą miały mniejsze opory, bo zawsze będą mogły się wytłumaczyć przed akcjonariuszami, że to inwestycja finansowa z założenia długoterminowa. Ponadto za bieżące złe wyniki zarząd nie może odpowiadać, bo przecież nie ma bezpośredniej kontroli nad funkcjonowaniem spółki górniczej. ©?
OPINIA
Brian Ricketts sekretarz generalny Euracoal – Europejskiego Stowarzyszenia Węgla Kamiennego i Brunatnego
Nie musimy rezygnować z węgla
Nie istnieje jeden idealny model restrukturyzacji górnictwa węgla kamiennego. Każdy kraj musi brać pod uwagę specyfikę lokalnego górnictwa, geologię terenów, na których prowadzi działalność, uwarunkowania społeczne na obszarze wydobycia. Czynniki te są różne w różnych krajach, więc tak naprawdę nie jest ważne, czy polski rząd zdecyduje się na prywatyzację, łączenie kopalni z elektrowniami czy jakiś inny model. Najważniejsze jest, aby przyjęte rozwiązania zapewniały stabilność pozwalającą na długoterminowe inwestycje – kluczowe z punktu widzenia górnictwa.
Warunki działalności branży w Polsce są zupełnie inne niż w krajach, w których górnictwu dobrze się wiedzie. Sektor w Indonezji notuje wzrost, który jest napędzany popytem z Chin. Należy jednak pamiętać, że w tym kraju dominują kopalnie odkrywkowe. Sporo na eksporcie węgla kamiennego wciąż zarabia Australia. Tam jednak panują lepsze warunki geologiczne, a pokłady węgla są bogatsze niż na Śląsku.
W Wielkiej Brytanii sektor energetyczny sprywatyzowano w 1989 r., a w 1995 r. to samo zrobiono z kopalniami węgla kamiennego. Rząd zapewnił prywatyzowanym kopalniom 5-letnie umowy na dostawę surowca do elektrowni, ale po ich wygaśnięciu energetycy zaczęli zaopatrywać się w węgiel, zawierając kontrakty krótkoterminowe. To pozbawiło sektor górniczy niezbędnej dla inwestycji stabilności dochodów. W efekcie w tym roku zostanie zamknięta ostatnia, głębinowa kopalnia węgla kamiennego na Wyspach. W odpowiednim klimacie mogłyby one (i powinny były) działać dłużej.
Ktoś mógłby powiedzieć, że lepsze rozwiązanie znaleźli Niemcy, którzy reformowali swoje górnictwo mniej więcej w tym samym czasie co Wielka Brytania. Nad Tamizą reformy pociągnęły ze sobą duże koszty społeczne, nie wspominając już o górniczych strajkach, do pacyfikacji których używano policji. Nad Renem odbyło się to relatywnie bezboleśnie, bowiem związki wynegocjowały z rządem bogate pakiety osłonowe dla zwalnianych pracowników. Proces pochłaniał jednak miliardy euro rocznie.
Nie chcę przez to powiedzieć, że prywatyzacja jest zła, ale musi ona iść w parze z odpowiednim klimatem, który pozwala na długoterminowe inwestycje. Warte odnotowania jest to, że tuż przed prywatyzacją brytyjskiego górnictwa, a także po niej wydajność tamtejszych kopalni znacznie wzrosła. Z problemem wydajności musi się zmierzyć także branża w Polsce. Co prawda już w tej chwili kilka zakładów osiąga pod tym względem dobre wyniki, ale pozytywne wzorce muszą się rozpowszechnić w całym sektorze. To niestety będzie wymagało redukcji załóg; a to zawsze jest bolesny proces. Dlatego nie można przeprowadzić go bez uwzględnienia potrzeb społecznych. Jeśli po prostu wyrzuci się całą masę ludzi z pracy bez perspektyw na dalsze zatrudnienie, stworzy to dodatkowy problem dla Śląska.
Nawet biorąc pod uwagę politykę klimatyczną Unii, Polska nie musi rezygnować z węgla. Warszawa zgodziła się w ub.r. na bardziej restrykcyjne ograniczenia w emisji gazów cieplarnianych do 2030 r. W zamian Polska otrzymała obietnicę, że ze środków uzyskanych ze sprzedaży praw do emisji utworzony zostanie specjalny fundusz modernizacyjny, z którego połowa środków przypadnie naszemu krajowi. Te pieniądze pozwolą na modernizację energetyki, w szczególności wymianę przestarzałych i nieefektywnych bloków energetycznych, co w efekcie pociągnie za sobą zmniejszenie zużycia węgla kamiennego.