Transformacja energetyczna jest dzisiaj zjawiskiem globalnym, a jej głównymi uczestnikami stają się Stany Zjednoczone, Chiny i Indie – zarazem najwięksi emitenci CO2 na świecie. W zieloną stronę zmierzają też czołowi światowi eksporterzy surowców kopalnych, jak Indonezja czy państwa Zatoki Perskiej. Dlaczego tak się dzieje? Czy są to zaledwie deklaracje, marketing polityczny czy już puszczona w ruch największa ekonomiczna machina naszych czasów?
Warto prześledzić globalne trendy, aby we właściwym świetle ocenić np. polską dyskusję nad ustawą odległościową. O zwycięstwie w światowym wyścigu o przywództwo w nowej gospodarce nie zdecyduje 500 czy 700 m odległości wiatraka od zabudowań mieszkalnych, ale to, kto będzie liderem w produkcji zielonego wodoru.
Amerykańskie przyspieszenie
W sierpniu ub. roku Kongres Stanów Zjednoczonych przyjął ustawę Inflation Reduction Act (IRA), która wbrew nazwie nie stawia sobie za główny cel redukcji inflacji, a przyspieszenie transformacji energetycznej. IRA to 370 mld dol. w dotacjach, kredytach, ulgach podatkowych, to także umożliwienie wygenerowania prywatnych inwestycji na poziomie 4 bln dol. w ciągu 10 lat. Stany do 2030 r. planują ograniczenie emisji CO2 o 50 proc. i osiągnięcie neutralności klimatycznej w tym samym czasie, co UE. Tym samym Amerykanie na całego zaczynają konkurować z Chinami o palmę przywództwa w nowej energetyce i nowej gospodarce.
IRA spędza sen z powiek nie tylko chińskim producentom, lecz także Europejczykom, którzy od dekady nie mogą sobie poradzić z siłą konkurencji ze Stanów Zjednoczonych i z Azji w sferze innowacji i wdrożeń high-tech. Przez Europę przetacza się fala dyskusji o potrzebie dialogu z Waszyngtonem, aby nie doszło do gwałtownego spadku konkurencyjności produktów ze Starego Kontynentu w USA. Widmo ucieczki do Ameryki europejskich firm skuszonych ulgami i subwencjami w ramach IRA stało się tematem rozmów w Waszyngtonie czy to prezydenta Emmanuela Macrona, czy kanclerza Olafa Scholza. IRA jest jasnym sygnałem, że Stany włączają się w walkę o rolę lidera nowej, zielonej gospodarki.
Chiny od lat dominują, jeśli chodzi o globalne zaplecze wytwórcze dla odnawialnych źródeł energii, co najmniej o dekadę wyprzedzając USA. Fotowoltaika, siłownie wiatrowe, baterie i magazyny energii oraz wszelkie niezbędne komponenty to ich domena. Biorąc pod uwagę to, że w rękach chińskich firm jest trzy czwarte światowych zasobów metali ziem rzadkich – zielona rewolucja jest dzisiaj megatrendem w dużym stopniu made in China.
Smok łapie wiatr i słońce
Paradoksalnie Chiny długo pozostawały w ogonie w dziedzinie polityki i strategicznych deklaracji dotyczących celów emisyjnych. Jednakże od szczytu klimatycznego w Glasgow w 2021 r. także i w tej sferze nastąpiła duża przemiana i dzisiaj ten największy emitent CO2, odpowiadający za 30 proc. emisji globalnych, deklaruje dojście do neutralności klimatycznej w 2060 r.
Co to oznacza? Dziś Chiny produkują 66 proc. energii z węgla, 26 proc. z OZE, 5 proc. z atomu i 3 proc. z gazu ziemnego. Jednak w ciągu 11 ostatnich lat ilość energii produkowanej z farm wiatrowych wzrosła z 50 do 330 GW, a w ciągu zaledwie sześciu lat ilość energii z fotowoltaiki zwiększyła się z 44 do 300 GW! Do 2030 r. moc z OZE ma się podwoić; z 635 GW do 1200 GW, aby do 2060 r. – wraz z energią jądrową – stanowić 80 proc. wszystkich mocy wytwórczych.
Chiny mają największy na świecie przyrost mocy zainstalowanych w modułach fotowoltaicznych (PV) i wietrze. Fotowoltaika przyrasta o 50–90 GW rok do roku, a moce produkcyjne chińskich fabryk PV osiągnęły zdolności na poziomie 260 GW rocznie. Co ciekawe, mimo zaostrzającej się rywalizacji między Chinami i Stanami Zjednoczonymi w 2022 r. wznowiła prace wspólna komisja, która ma za zadanie krystalizowanie ról obu mocarstw w dziedzinie przywództwa w zielonej rewolucji. Oba państwa deklarują, że kwestie klimatyczne chcą wyłączyć poza sferę najbardziej spornych relacji.
Delhi buduje nową energetykę
Na import paliw kopalnych Indie wydają rocznie 4 proc. PKB, ale nie to jest jedynym bodźcem do zmian w priorytetach rozwoju gospodarczego. Druga zielona rewolucja to proces, w którym Indie chcą odgrywać rolę światowego lidera. Premier Narendra Modi uznał, że nie da się dzisiaj zbudować nowoczesnej gospodarki i sięgnąć po przywództwo bez zmiany modelu systemu energetycznego.
Indie są trzecim po Chinach i USA emitentem CO2, zajmują też drugie miejsce w wydobyciu i spalaniu węgla na świecie. Cały system energetyczny był przez dziesięciolecia zdominowany przez węgiel, ale proces zmian już się rozpoczął. Kraj w ciągu ośmiu lat chce postawić de facto na nową energetykę. Inwestycje szacuje się na 500 mld dol.!
Indie – w przeciwieństwie do Chin – nie mają tak wielkiego zaplecza produkcyjnego, ale biorąc pod uwagę warunki klimatyczne i tanią siłę roboczą, mogą mieć – obok Zjednoczonych Emiratów Arabskich – najtańszą energię z fotowoltaiki. Już dzisiaj moce produkcyjne Indii w PV sięgają 60 GW rocznie, a moc OZE w ciągu ostatniej dekady poszybowała z 1 do 50 GW. Indie, które notują jeden z najbardziej dynamicznych wzrostów gospodarczych wśród największych państw świata, chcą w ciągu najbliższych lat z 10. gospodarki świata awansować na pozycję piątą.
Nie da się osiągnąć tych celów bez zielonego, technologicznego zaplecza produkcyjnego. Największe firmy, takie jak ArcelorMittal czy Adani, dokonują ogromnych inwestycji, służących „zazielenianiu”, motoryzacja przestawia się na pojazdy elektryczne.
Dziedziną, w której Indie planują być światowym liderem, jest produkcja i wykorzystanie zielonego wodoru. W ciągu dekady planuje się ograniczenie kosztu produkcji zielonego H2 z 4 do 1 dol./kg. Na rozwiązania wodorowe mocno stawiają też Stany Zjednoczone.
Wodór zamiast ropy
Zielone strategie przyjmują kolejne państwa, które nie były do tej pory uznawane za liderów w tej dziedzinie. Indonezja – największy eksporter węgla na świecie – ogłosiła, że do 2050 r. chce osiągnąć neutralność emisyjną w sektorze energetycznym, rozbudowując do tego czasu moce wytwórcze OZE do 30 proc. miksu energetycznego.
Rządy państw eksporterów kopalin –odchodzą od polityki blokowania przemian i strategii promowania węgla, gazu czy ropy naftowej. Najlepszym przykładem są państwa Zatoki Perskiej, które nie tylko deklarują gotowość zielonej transformacji, co mogłoby być potraktowane jako pusta retoryka i tzw. greenwashing, lecz także podejmują strategiczne decyzje, służące całkowitej przebudowie swoich modeli gospodarczych.
Zarówno ADNOC, należący do Zjednoczonych Emiratów Arabskich, jak i saudyjski Aramco, poza ogromnymi nakładami na rozbudowę infrastruktury wydobywczej, wdrożyły wieloletnie programy ograniczania emisji CO2 poprzez wyłapywanie i magazynowanie dwutlenku węgla oraz ograniczenia emisji – zwłaszcza metanu. „Oczyszczanie” wydobycia i przeróbki kopalin to tylko jeden z elementów nowej strategii. Najbardziej długotrwałym procesem, który wdrażają giganci znad Zatoki Perskiej, jest stopniowe zastępowanie „czarnego i błękitnego złota” odnawialnymi źródłami energii. Saudi Aramco do 2032 r. chce mieć w swoich zasobach 12 GW w wietrze i PV, a cała Arabia Saudyjska do tego czasu wybuduje zdolności wytwórcze na poziomie 54 GW. ZEA chcą do 2030 r. zainstalować 100 GW w OZE.
Większość krajów Zatoki włącza się aktywnie w inwestycje w nowe technologie, które pozwolą im dobrze ulokować nadwyżki z handlu gazem i ropą. W 2021 r. ZEA uruchomiły produkcję zielonego wodoru na skalę przemysłową. Dostawcy kopalin chcą być za 10–20 lat największymi eksporterami zielonego wodoru i mimo że długoletnie prognozy nie wskazują na to, aby przychody z nowych obszarów miały osiągnąć poziom przychodów z eksportu ropy i gazu, to jednak – wg firmy Roland Berger – mogą sięgnąć 200 mld dol. w 2050 r.
Przykłady z całego świata można by mnożyć. Drugorzędną staje się wiara bądź niewiara w zapędy ideologiczne niektórych europejskich środowisk czy w raporty Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu przy ONZ. Światowy wyścig w tej nowej, tworzącej się na naszych oczach gospodarce rozpędza się i nabiera globalnego charakteru. Jak 150 lat temu tempa nabrał wyścig o kolonie, tak dzisiaj trwa on w cyfryzacji i zielonej transformacji. W przeciwieństwie do okresu kolonialnego, gdy Polsce zostały tylko sny o Madagaskarze, w tym wyścigu Polska nie jest bez szans, ma za sobą kilka dekad transformacji państwa i wyrobione zdolności do szybkiego adaptowania się do nowych czasów. Musi tylko zdefiniować swoje miejsce na zielonej mapie świata. ©℗