Aktualizacja krajowej strategii dla branży odsunęła się w czasie. Jej kierunek potwierdzi jednak pogodzenie planistów z podstawowymi kierunkami transformacji.

Ponad trzykrotne zwiększenie planowanych mocy w lądowej energetyce wiatrowej i słonecznej zakłada planowana aktualizacja Polityki energetycznej Polski do 2040 r. (PEP 2040) – kluczowego dokumentu strategicznego określającego długofalową strategię państwa dla sektora energii – dowiedział się DGP. W rezultacie niskoemisyjne moce wytwórcze powinny jeszcze w tej dekadzie osiągnąć pułap ok. 50 GW.

Wielki skok OZE

Opracowany w resorcie klimatu projekt, którym rząd miał się zająć na wczorajszym posiedzeniu, ostatecznie został zdjęty z porządku obrad. Według naszych rozmówców z rządu powinien jednak zostać przyjęty w najbliższych tygodniach i raczej nie powinien do tego czasu przechodzić głębszych zmian.

Źródła DGP przyznają, że przyszłość polskiej energetyki jest wciąż tematem, który wzbudza kontrowersje w łonie Zjednoczonej Prawicy. Planom dekarbonizacji sektora oraz rozwoju źródeł odnawialnych sprzeciwiają się przede wszystkim politycy Solidarnej Polski. Ale w kierownictwie Ministerstwa Klimatu i Środowiska za prawdopodobny uznawany jest scenariusz akceptacji dokumentu przez rząd przy kilku zdaniach odrębnych. – Przyjęcie postulatów ziobrystów oznaczałoby skazanie Polaków na horrendalne rachunki za prąd – słyszymy. O tym, że niektóre elementy aktualizacji, m.in. wykreślenie z listy przyszłościowych inwestycji, tych związanych z wydobyciem węgla brunatnego, budzi sprzeciw Solidarnej Polski, pisała wcześniej „Rzeczpospolita”.

Nowe plany rządu zakładają kolejny wielki skok w zakresie fotowoltaiki. Według danych, do których dotarliśmy, projekt prognozuje 27 GW mocy słonecznych już w 2030 r., a w perspektywie kolejnej dekady ich wzrost do 45 GW. Dla porównania, w obowiązującej strategii wartości te wynosiły zaledwie 5–7 GW z końcem bieżącej dekady (mniej niż już przyłączone do systemu 12,5 GW) i 10–16 GW w 2040 r.

Nieco skromniejsze mają być perspektywy rozwoju lądowej energetyki wiatrowej, które przeliczono na bazie przyjętych w tym miesiącu regulacji mówiących o zachowaniu co najmniej 700 m odległości między turbinami a zabudowaniami mieszkalnymi (zamiast 500 m, o których mówił pierwotny projekt rządowy). Z końcem dekady dokument zakłada osiągnięcie 14 GW mocy wiatrowych na lądzie – w porównaniu do ok. 8,3 GW dziś przyłączonych – a do roku 2040 – 19–20 GW.

W tej dekadzie nie zakłada się przyspieszenia w energetyce wiatrowej na morzu – wciąż obowiązuje przyjęty w poprzedniej PEP 2040 plan: 5,9 GW do 2030 r. Skok offshore planowany jest za to w kolejnym dziesięcioleciu. W 2040 r. w systemie energetycznym miałoby być 18 GW, a nie – jak planowano – 8–10 GW w morskich farmach.

W nowej strategii pojawią się małe modułowe reaktory jądrowe (SMR). Rząd zakłada, że pierwsze takie jednostki powstaną jeszcze w tej dekadzie: na 2030 r. zakłada się moce na poziomie ok. 300 MW. Jeśli chodzi o duży atom, w planach na 2040 r. uwzględniono tzw. projekt koreański planowany w Pątnowie przez PGE i ZE PAK. Równocześnie z informacji DGP wynika, że projekt PEP 2040 zakłada obniżenie w stosunku do wcześniejszych planów produkcji energii zarówno ze źródeł gazowych, jak i węglowych.

– Te liczby nie zaskakują. Rząd musiał uwzględnić szybszy rozwój OZE, bo obowiązująca strategia była daleko za rzeczywistymi trendami rynkowymi. Niezależnie od tego są to ważne zmiany, bo PEP pozostaje ważnym wyznacznikiem dla spółek, w tym w zakresie planów rozwojowych dla sieci dystrybucyjnych i przesyłowych oraz innych dokumentów strategicznych rządu, np. Krajowego planu na rzecz energii i klimatu – komentuje Aleksandra Gawlikowska-Fyk z Forum Energii. Docenia w szczególności skokowy wzrost oczekiwanych przyłączeń instalacji fotowoltaicznych.

Mała aktualizacja

Za niewystarczającą uznaje natomiast przewidywaną rolę lądowej energetyki wiatrowej w systemie. Dane, które zdobył DGP, nie odpowiadają też – według niej – na pytanie o to, w jaki sposób zostanie wypełniona luka po tracących finansowanie w drugiej połowie lat 20. jednostkach węglowych. – To będzie newralgiczny moment, bo polska energetyka konwencjonalna będzie mierzyła się z kilkoma wyzwaniami równolegle: wysokimi cenami uprawnień do emisji CO2, barierą żywotności części bloków węglowych i wygaśnięciem finansowania z rynku mocy. Równocześnie w systemie nie będzie jeszcze atomu, offshore będzie dopiero raczkował. A na to nałoży się rosnące zapotrzebowanie na prąd związane z elektryfikacją kolejnych sektorów – tłumaczy Gawlikowska-Fyk. – Dlatego w tym właśnie okresie potrzebujemy maksymalnych możliwych mocy z wiatraków na lądzie. Z naszych analiz wynika, że przy odpowiednich regulacjach możliwe byłoby uzyskanie do 2030 r. 25 GW z tego typu elektrowni – dodaje.

Także Michał Smoleń z Fundacji Instrat wskazuje, że dane, do których dotarliśmy, sygnalizują pogodzenie się rządu z podstawowymi trendami geopolitycznymi, rynkowymi i regulacyjnymi w energetyce. – Wyraźne dowartościowanie źródeł odnawialnych i dostrzeżenie konieczności zmian w energetyce konwencjonalnej, która wymaga modernizacji, żeby lepiej funkcjonować jako uzupełnienie dla OZE, należy docenić. Nawet jeśli podejmowane kroki są ostrożne i mocno spóźnione – ocenia ekspert. Zaznacza jednocześnie, że nie jest to program przyspieszenia transformacji, tylko adaptacji rządowych planów do szybko zmieniającej się rzeczywistości. – Jako Instrat oczekiwalibyśmy od rządu ambitniejszej postawy, np. wyjścia z propozycją 60 proc. udziału OZE w miksie energetycznym w 2030 r. – dodaje.

To jednak prawdopodobnie nie koniec zmian w polityce energetycznej. W resorcie klimatu słyszymy bowiem, że dokument, o którym mowa, stanowi tylko „małą aktualizację” PEP 2040. Jej założenia zostały przyjęte przez rząd przed rokiem. Sprowadza się ona do kwestii bezpieczeństwa energetycznego – związanych z rosyjską inwazją na Ukrainę oraz towarzyszącymi jej turbulencjami na europejskich rynkach gazu. – Aktualizacja o większym zakresie, zgodnie z ustawą – Prawo energetyczne, powinna nastąpić już latem, jednak w praktyce prace nad nią mogą nie skończyć się przed jesiennymi wyborami – mówi jeden z naszych rozmówców. ©℗

To prawdopodobnie nie koniec zmian w polityce energetycznej

Widmo katastrofy w międzyrządowym raporcie

Okno szansy na wypełnienie celów przyjętych przez 195 krajów w ramach paryskiego porozumienia klimatycznego – w tym wyhamowanie ocieplenia przeciętnych temperatur na naszej planecie, tak by nie przekroczyły granicy 1,5–2 st. C względem okresu przed rewolucją przemysłową – zamyka się. Na dziś najbardziej prawdopodobne jest osiągnięcie pułapu 1,5 st. C już w pierwszej połowie lat 30. XXI w.

Aby cele klimatyczne całkowicie nie wymknęły nam się z rąk, szczyt globalnych emisji gazów cieplarnianych powinien nastąpić już w połowie bieżącej dekady – wynika z opublikowanej w tym tygodniu ostatniej, podsumowującej części szóstego raportu Międzyrządowego Zespołu ds. Zmiany Klimatu (IPCC). W reakcji na ustalenia najbardziej prestiżowego gremium naukowego zajmującego się klimatem sekretarz generalny ONZ António Guterres wezwał uprzemysłowione kraje do kolejnego przyspieszenia dekarbonizacji i przesunięcia celu neutralności klimatycznej z 2050 r. „tak blisko, jak to możliwe” roku 2040. IPCC rekomenduje ponadto wyznaczenie nowego celu na rok 2035, który powinien zakładać redukcję emisji gazów cieplarnianych o 60 proc. względem ich poziomu z 2019 r. oraz wypracowanie nowych mechanizmów sprawiedliwego finansowania transformacji. ©℗

Marceli Sommer