Nie potwierdziły się obawy przed „kontruderzeniem” Kremla w europejskie gospodarki.

Zapowiedź Kremla o planowanych cięciach marcowego wydobycia ropy naftowej o pół miliona baryłek dziennie oraz o zatrzymaniu dostaw do odbiorców, którzy „bezpośrednio lub pośrednio” stosują się do przyjętych przez kraje Zachodu limitów cenowych, nie przyniosła piorunującego efektu dla cen ropy naftowej. Pod koniec tygodnia notowania ropy Brent zareagowały wzrostami (o ok. 2 proc.), ale wczoraj ceny już się ustabilizowały.
Ograniczenie produkcji było jednym z trzech środków odwetowych za restrykcje, zapowiedzianych jeszcze w grudniu przez Władimira Putina. Ogłaszając decyzję o cięciach w zeszłym tygodniu Aleksander Nowak, wicepremier Rosji, stwierdził z kolei, że pomogą one przywrócić właściwe stosunki na rynku paliwowym. Coraz więcej ekspertów jest dziś jednak zdania, że redukcja wydobycia okazała się dla Moskwy po prostu nieunikniona w obliczu obniżonego zapotrzebowania na światowych rynkach i trudności w zastąpieniu europejskich rynków zbytu dla swoich paliw.
- To może być interpretowane jako świadectwo, że Rosja nie jest w stanie znaleźć alternatywnych kierunków dla swojego diesla i będzie w związku z tym zmuszona do ograniczenia przerobu w swoich rafineriach - mówi DGP Ben McWilliams z instytutu Bruegel.
W grudniu UE odcięła się od morskich dostaw rosyjskiej ropy naftowej i - w koalicji z grupą G7 i Australią - nałożyła na swoje firmy transportowe, ubezpieczeniowe i finansowe zakaz obsługi tankowców z rosyjską ropą sprzedawaną powyżej limitu 60 dol. za baryłkę (pułap ten może zostać obniżony już w przyszłym miesiącu). W rezultacie załamały się notowania rosyjskiej ropy, które od grudnia utrzymują się w rejonach 50 dol. za baryłkę - ponad 30 dol. poniżej indeksu Brent. Boleśnie odczuł to budżet Kremla: przychody związane z ropą i gazem były w styczniu niższe o prawie połowę niż przed rokiem. W tym samym czasie - jak zauważa Bloomberg - wydatki Rosji wzrosły w związku z inwazją o niemal 60 proc. 5 lutego sankcje objęły produkty ropopochodne, w tym olej napędowy, odcinając rosyjskie rafinerie od rynku, na który kierowały ponad połowę eksportu tego paliwa.
Unijni odbiorcy byli dobrze przygotowani na start sankcji
Dzięki upustom cenowym Rosja zdołała znaleźć alternatywnych klientów na surową ropę - przede wszystkim w Chinach, Indiach i Turcji. Z produktami naftowymi czeka ją o wiele trudniejsze zadanie. Indie i Chiny wolą stawiać na własną produkcję paliw, która pozwala im maksymalizować zyski z przerobu taniej ropy i sprzedaży gotowych paliw m.in. na rynki zachodnie. Moskwa liczy, że chętnych na produkty swoich rafinerii znajdzie w Afryce Północnej czy Ameryce Łacińskiej.
Sposobem Kremla na ograniczenie kosztów sankcji dla budżetu mają być propozycje przepisów usztywniających upusty cen. Mają ograniczyć je do 34 dol. w kwietniu, 31 dol. w maju, 28 dol. w czerwcu i później 25 dol. na baryłce.
- Dotychczasowe prognozy rynkowe mówiły o średnim dyskoncie na poziomie ok. 27,5 dol. Rosja ewidentnie zakłada, że ten rozstrzał może się powiększyć, a bud żet ucierpieć jeszcze bardziej - wskazuje Kamil Lipiński z Polskiego Instytutu Ekonomicznego. Jak dodaje, w praktyce propozycja ma chronić interes budżetu. - Już dziś reprezentatywność indeksu Urals dla realnych cen w rosyjskich portach jest ograniczona. Ale koncerny będą musiały płacić podatki tak, jakby cena rosyjskiej ropy była wyznaczana z urzędu, na postawie przyjętego przez rząd maksymalnego upustu względem ropy Brent. W rezultacie Rosnieft i Łukoil będą musiały dotować budżet - tłumaczy analityk.
Odcięcie od rynku UE rosyjskich rafinerii, które jeszcze w listopadzie ub.r. odpowiadały za ok. 40 proc. dostaw „27” (i ok. 8 proc. unijnego zużycia paliwa), budziło obawy części ekspertów o kłopoty z zaspokojeniem zapotrzebowania i możliwy wzrost cen. Wskazywano m.in. na napiętą sytuację na światowym rynku oleju napędowego. Ale i tu pierwszy tydzień obowiązywania embarga nie wywołał rewolucji. - Unijni odbiorcy byli bardzo dobrze przygotowani do uruchomienia sankcji, zgromadzili znaczące zapasy - komentuje Ben McWilliams. Zastrzega, że nie jest pewne, czy spokój na rynku utrzyma się w kolejnych miesiącach. - Na to złoży się wiele czynników, m.in. polityka eksportowa Chin czy strajki w rafineriach francuskich - podkreśla. Według analizy brukselskiego think tanku w niekorzystnym scenariuszu Unia musi być gotowa na zastosowanie mechanizmów przetestowanych na rynku gazu ziemnego, czyli planowych ograniczeń popytu na diesla. ©℗
ikona lupy />
Brent wyżej, Urals nie / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe