Po raz kolejny klucz do rozwiązania europejskich problemów leży w Berlinie. Podobnie jak w przypadku recesji na południu Europy czy budowania rynku usług w kwestii Unii Energetycznej decydująca jest polityczna wola rządu w Berlinie.
Potencjał niemieckiej gospodarki i jej centralne położenie sprawiają, że bez tej woli Unia Energetyczna będzie pustym frazesem i paroma etatami dla biurokratów w Brukseli. Niestety jak na razie Niemcy wspólnego europejskiego rynku energetycznego budować nie chcą. Mają ku temu bardzo dobry powód – pieniądze.
Berlin dzięki swojemu potencjałowi gospodarczemu i sile politycznej jest w stanie wynegocjować, szczególnie w Moskwie, bardzo dla siebie korzystne ceny gazu, a to w połączeniu ze słabym euro jest podstawą konkurencyjności niemieckiego eksportu. Polska kupuje od Rosji gaz drożej niż Niemcy, które nie dość, że mają tańszy surowiec, to jeszcze mogą zarobić na odsprzedawaniu go nam.
Spytają państwo, czy to solidarne. A czy solidarne było cieszenie się z tego, że amerykański koncern motoryzacyjny zamyka fabrykę w Niemczech, żeby nowe auta produkować w Polsce? A może tak bardzo solidarne było cieszenie się z tego, że inny amerykański koncern zamyka swoje centra logistyczne w Niemczech i przenosi miejsca pracy do Polski? Wtedy my wszyscy cieszyliśmy się z tego, że wygrywamy na konkurencyjnym rynku, na którym decyduje kwestia ceny. No to proszę – mamy – w Berlinie też potrafią liczyć.