W Wielkiej Brytanii nie będzie racjonowania energii - obiecała we wtorek nowa premier tego kraju Liz Truss, ale podkreśliła, że nie można narażać bezpieczeństwa w imię utrzymania niskich rachunków.
Zapewniła, że popiera środki poprawiające efektywność energetyczną, ale nie będzie zachęcać ludzi do zużywania mniejszej ilości energii tej zimy, jak to robią niektóre inne kraje, np. Niemcy. "Nie mówimy o racjonowaniu energii" - podkreśliła Truss w drodze do Nowego Jorku na sesję Zgromadzenia Ogólnego ONZ.
Truss powiedziała, że popiera pogląd swojego poprzednika Borisa Johnsona, iż wyższe rachunki za energię są ceną, którą warto zapłacić za przeciwstawienie się Rosji po jej agresji na Ukrainę.
"Słuszne jest, że nie możemy narażać naszego bezpieczeństwa w imię taniej energii. To jest błąd, który popełnił cały świat zachodni. Stał się zbyt zależny od reżimów autorytarnych, nie tylko w zakresie dostaw energii, ale także innych krytycznych minerałów i innych towarów" - wskazała.
"To, na co nie możemy pozwolić, to aby te koszty zostały przerzucone na rachunki ludzi w Wielkiej Brytanii. Zamierzamy wprowadzić gwarancję cen energii, aby zapewnić, że ludzie są w stanie przejść przez tę zimę i następną zimę bez tych bardzo wysokich rachunków, których się obawialiśmy" - zapewniła.
Tuż po objęciu urzędu premiera przed dwoma tygodniami Truss ogłosiła, że rząd dofinansuje przez najbliższe dwa lata koszty energii, tak aby średnie rachunki dla gospodarstw domowych przy typowym zużyciu nie przekraczały 2500 funtów rocznie, zamiast ponad 3500 funtów od października i prawdopodobnych dalszych podwyżek w przyszłym roku, po których według szacunków, cena miała przekroczyć nawet 6000 funtów.