Kompromisowa wersja regulacji przygotowujących UE na kryzys gazowy najprawdopodobniej zapewni Polsce wyłączenie z obowiązkowego oszczędzania paliwa. Ale to nie oznacza, że redukcji zużycia u nas nie będzie.
Kompromisowa wersja regulacji przygotowujących UE na kryzys gazowy najprawdopodobniej zapewni Polsce wyłączenie z obowiązkowego oszczędzania paliwa. Ale to nie oznacza, że redukcji zużycia u nas nie będzie.
Jedynym państwem, przeciwnym unijnemu planowi, były Węgry. W związku z tym wydaje się, że procedura pisemna, w ramach której „27” przyjmie rozporządzenie dotyczące oszczędzania gazu przed zimą, będzie jedynie formalnością. Plan zakłada dobrowolną redukcję zużycia gazu o 15 proc. do marca przyszłego roku; może się ona zamienić w obowiązkową w razie uruchomienia alertu gazowego. Jednocześnie zwolnione z obowiązkowego zmniejszenia zużycia gazu mają zostać państwa, które nie są połączone z sieciami gazowymi innych państw lub nie są zsynchronizowane z europejskim systemem elektroenergetycznym oraz te, które w dużym stopniu są uzależnione od gazu. O taki wyjątek będzie jednak trzeba zawnioskować i odpowiednio wniosek uzasadnić.
W gronie państw, które mogą zastosować odstępstwo, są także te, które przekroczyły cele w zakresie napełnienia magazynów gazu lub jeśli zużycie w tym kraju wzrosło o co najmniej 8 proc. w ciągu ostatniego roku w porównaniu ze średnią z pięciu lat. Te właśnie zapisy mają zagwarantować Polsce wyłączenie z obligatoryjnych oszczędności. O to zabiegała szefowa resortu klimatu Anna Moskwa, która mówiła wczoraj, że Warszawa nie zgodzi się na przymusowe cele ani nie chciałaby wpływać na podobne cele w innych państwach. - Każdy rząd odpowiada za bezpieczeństwo energetyczne swoich obywateli i pokazaliśmy od początku wojny otwartość na solidarność. Chcemy rozmawiać z Niemcami na temat rozwiązania problemu derusyfikacji, ale jeśli dojdzie do takiego porozumienia, to będzie to porozumienie dwóch niezależnych państw - mówiła polska minister.
Odstępstwo to nie przesądza jednak, że nasz kraj nie zostanie zmuszony do ograniczenia zużycia gazu przez czynniki rynkowe. Już na dzisiaj wdrożenie kolejnych ograniczeń eksportowych zapowiedział Gazprom, co oznacza, że sytuacja na unijnym rynku się skomplikuje. Dla Polski, która została odcięta od dostaw ze Wschodu jeszcze w kwietniu, oznaczać to będzie najprawdopodobniej redukcję do minimum możliwości posiłkowania się dostawami z kierunku zachodniego. Nasze bezpieczeństwo gazowe polegać będzie w takim scenariuszu na pełnym wykorzystaniu gazoportu w Świnoujściu, uzupełnionym wolumenami sprowadzanymi z litewskiego terminalu w Kłajpedzie i przez gazociąg Baltic Pipe, którego częściowe uruchomienie planowane jest na październik, oraz na zapasach magazynowych (które w razie potrzeby powinny wystarczyć na 79 zimowych dni). Z niedawnych wyliczeń brukselskiego Instytutu Bruegla wynika jednak, że w przypadku całkowitego zatrzymania rosyjskich dostaw do Europy Polska powinna ograniczyć zużycie o 28 proc., co oznaczałoby oszczędności niemal dwukrotnie większe, niż zakłada unijny cel.
Z kompromisu zadowolony jest Berlin, który najmocniej naciskał na obowiązkowe ograniczenia zużycia gazu. Według wicekanclerza Niemiec Roberta Habecka porozumienie stanowi sygnał jedności i solidarności UE wobec rosyjskiej gry dostawami.
Na objęcie wyjątkami będzie mogła liczyć zapewne Hiszpania, która była jednym z głównych przeciwników pierwotnych propozycji KE. Madryt argumentował, że wąskie gardła infrastruktury gazowej łączącej jego region z Europą sprawiają, że ewentualne oszczędności zaszkodzą krajowej gospodarce, nie pozwalając przy tym na zwiększenie „solidarnościowego” przesyłu błękitnego paliwa na wschód kontynentu. Zdaniem części ekspertów ograniczenie zużycia gazu na Półwyspie Iberyjskim mogłoby jednak być dla Europy pomocne, np. jeśli część zakontraktowanych przez Hiszpanię dostaw z Algierii przekierowano by do Włoch.
Ministrowie zmienili też mechanizm ogłaszania unijnego alertu. To państwa, a nie KE, będą miały w tej sprawie ostatnie słowo. O ile pierwotna propozycja zakładała, że alarm będzie uruchamiany przez Komisję na wniosek jednej ze stolic lub decyzją trzech państw członkowskich, w zaakceptowanej przez „27” wersji mechanizm zostanie uruchomiony decyzją państw członkowskich na wniosek KE lub pięciu państw.
Plan musi zostać jeszcze przyjęty formalnie. Aby tak się stało, za tekstem regulacji będzie musiało zagłosować 15 krajów reprezentujących 65 proc. unijnej populacji. Przepisy mają obowiązywać przez rok, z możliwością przedłużenia.
- Tekst jest znacząco rozwodniony w stosunku do pierwotnej propozycji, co sprawia, że wystarczająca część państw członkowskich może go przyjąć, ale nadal mają wątpliwości - mówi nam jeden z dyplomatów.
Tymczasem rośnie prawdopodobieństwo, że mechanizm obowiązkowych cięć (jeśli zostanie zatwierdzony) zostanie tej zimy przetestowany. Ostatnie kilka dni przyniosło względną stabilizację dostaw rosyjskich na poziomie z czerwca, a co za tym idzie także uspokojenie dynamiki cen surowca. Tymczasem w związku z ostatnią decyzją Gazprom od dzisiaj wolumen gazu, który będzie tłoczony do Niemiec przez Nord Stream 1, ma zostać zredukowany o ponad połowę, do poziomu ok. 33 mln m sześc. dziennie (ok. 20 proc. przepustowości rurociągu).
Oficjalne wyjaśnienie to problemy techniczne, ale konieczności ograniczenia przesyłu zaprzecza niemiecki regulator, Federalna Agencja Sieci Przesyłowych. Realizacja tej zapowiedzi oznaczać będzie ograniczenie i tak już drastycznie okrojonych dostaw ze Wschodu o kolejne 20 proc. (od marca do czerwca zazwyczaj stabilny o tej porze roku przesył rosyjskimi gazociągami spadł już ok. 2,5-krotnie).
Kolejnym sygnałem, że groźba całkowitego lub prawie całkowitego zatrzymania rosyjskich dostaw jest realna, było raptowne zwiększenie ciśnienia w głównym gazociągu biegnącym przez Ukrainę, o którym poinformował wczoraj ukraiński operator. Jak podkreślono, do zmiany doszło bez uprzedzenia, co mogło doprowadzić do uszkodzenia infrastruktury.
Deklaracja Gazpromu spowodowała nerwową reakcję na europejskich giełdach surowcowych. Cena megawatogodziny gazu w Rotterdamie z dostawą w sierpniu otarła się wczoraj o próg 200 euro, czyli ponad 2000 dol. za 1000 m sześc. surowca. Tak wysokich notowań gazu nie było od marca, a jeśli wziąć pod uwagę uśrednione notowania, ostatni miesiąc stanowi historyczny rekord.
Według ekspertów ograniczenia dostaw mogą postawić też pod znakiem zapytania szanse Unii Europejskiej na osiągnięcie przyjętych kilka tygodni temu celów w zakresie gromadzenia zapasów gazu przed sezonem zimowym. Średni poziom zatłoczenia magazynów paliwa wynosi w UE dwie trzecie, ale w wielu krajach - m.in. Bułgarii, Węgrzech, Austrii czy Rumunii - to 50 proc. Tymczasem stan europejskich magazynów powinien sięgnąć 80 proc. przed sezonem zimowym.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama