Decyzja o zatrzymaniu dostaw gazu ziemnego do Polski i Bułgarii przenosi na nowy poziom rosyjskie wysiłki, by uczynić z energii broń przeciwko Europie. Kolejne akty destabilizacji mogą być kwestią czasu.

W obliczu tej szybko pogarszającej się sytuacji rządy Europy muszą przyspieszyć swój odwrót od rosyjskich ropy i gazu. Aby było to możliwe, państwa nie powinny jednak ograniczać się do działań po stronie podażowej – szukania alternatywnych źródeł ropy i gazu. Powinny pochylić się także nad popytem. Innymi słowy, europejskie rządy muszą wreszcie potraktować poważnie kwestię ograniczania zapotrzebowania na ropę i gaz.
Zadziałać należy dwutorowo. Z jednej strony zatrzymać szeroki strumień subsydiów dla ropy i gazu, z drugiej – zachęcić obywateli do ograniczenia konsumpcji. Choć politycznie trudne, oba te kierunki są pilnie potrzebne z punktu widzenia zarówno bezpieczeństwa energetycznego, jak i finansów publicznych, i nie mogą być dłużejodkładane.
Hojne dopłaty do konsumpcji ropy i gazu były od samego początku częścią europejskiej odpowiedzi na trwający od lata zeszłego roku kryzys energetyczny. Zastosowano szeroką gamę narzędzi – od bezpośrednich dotacji po cięcia podatków. Początkowo zaprojektowane jako doraźne rozwiązanie krótkotrwałego – jak się spodziewano – problemu wysokich cen energii, rozwiązania te przybrały od tego czasu systemowy charakter, a ich skala znacząco się zwiększyła.
Od września 2021 r. spośród wielkich krajów europejskich, takich jak Niemcy, Francja, Włochy i Hiszpania, każdy wydał ok. 20–30 mld euro, żeby sztucznie obniżyć rachunki za gaz, prąd, benzynę czy olej napędowy. Tak obfite subsydia dla ropy i gazu są nadmierne nie tylko z perspektywy finansów publicznych. Są też szkodliwe z punktu widzenia geopolityki i bezpieczeństwa energetycznego, nie mówiąc nawet o ekologii. W sytuacji, w której Europa sprowadza 40 proc. gazu i 25 proc. ropy naftowej z Rosji, są to de facto dotacje dla Władimira Putina.
W związku z tym, że Europa importuje większość zużywanej przez siebie ropy i gazu, tutejsze rządy muszą potraktować wyższe ceny energii jako część odpowiedzi na obecne wyzwania, a obniżanie popytu na ropę i gaz – jako klucz do wzmocnienia odporności na rosyjskie manipulacje dostawami. Zamiast powszechnych dopłat rządy na Starym Kontynencie muszą skoncentrować wysiłki na ochronie przed wysokimi cenami najuboższych gospodarstw domowych oraz najbardziej zagrożonych małych i średnich przedsiębiorstw. Skierowanie do tych grup ryczałtowych transferów na przyzwoitym poziomie, w celu zrekompensowania tych kosztów, jest słusznym kierunkiem. Subsydiowanie tankowania dla właścicieli luksusowych SUV-ów – tobłąd.
Jest też istotne, żeby otwarcie zaapelować do obywateli, by konsumowali mniej. Rządy muszą zebrać się na odwagę i wytłumaczyć ludziom, że Europa przechodzi być może największy w swojej historii kryzys energetyczny, i że ten szczególny czas wymaga wysiłków od wszystkich (stosownie do ich możliwości).
Premier Włoch Mario Draghi zapytał ostatnio: „Wolimy pokój czy włączoną klimatyzację?”. To prowokacyjne pytanie wyraża pewną podstawową prawdę: włączanie się w rozwiązywanie tego kryzysu, poprzez proste codzienne działania, które nie muszą nawet znacząco wpływać na nasz sposób życia, jest odpowiedzialnością każdego z nas. Ilustrację tego faktu stanowią choćby wyliczenia Międzynarodowej Agencji Energii, które wykazały niedawno, że poprzez proste decyzje – np. obniżenie ogrzewania lub klimatyzacji o 1 st. C, pracowanie z domu, gdy jest to możliwe, czy ograniczenie prędkości jazdy na autostradach o 10 km/h – możliwe byłoby zaoszczędzenie ekwiwalentu 120 supertankowców ropy i gazu, który wystarczyłby do ogrzania 20 mln mieszkań.
Aby to się udało, rządy muszą jednak aktywnie zaangażować się w kampanie społeczne, wprowadzić zachęty finansowe do oszczędzania energii dla gospodarstw domowych i prooszczędnościowe regulacje dla budynków użyteczności publicznej. Dla Europy ważny jest teraz każdy metr sześcienny nieskonsumowanego gazu, zwłaszcza gdy przed kontynentem stoi konieczność uzupełnienia zapasów przed kolejną zimą, być może już bez rosyjskiego surowca.
Aby uniknąć szantażu energetycznego Putina, Europa musi wdrożyć, i to szybko, wszystkie dostępne rozwiązania. W porównaniu z trudnymi i kosztownymi instrumentami, jakie są do dyspozycji po stronie podażowej – jak choćby znalezienie znaczących dodatkowych wolumenów gazu skroplonego na światowym rynku – uderzenie w popyt to łatwy kąsek dla poszukującej bezpieczeństwa energetycznego Europy. Musimy sięgnąć po niego teraz, bo więcej czasu do stracenia już nie mamy.