Nie można porównywać kosztów budowy atomówki w Wielkiej Brytanii i Polsce – twierdzi resort gospodarki.
W branży energetycznej zawrzało po tym, jak prof. Władysław Mielczarski z Politechniki Łódzkiej stwierdził na łamach DGP, opierając się na przykładzie brytyjskim, że elektrownia jądrowa w Polsce nie powstanie, bo projekt nie ma uzasadnienia ekonomicznego.
Resort gospodarki twierdzi, że nie można przenosić realiów brytyjskich na nasz rynek. – Na ceny kontraktów różnicowych poza kwestiami technologicznymi mają wpływ uwarunkowania krajowe, m.in. lokalne koszty pracy, koszty materiałów, ceny gruntów oraz standardy i koszty w zakresie transportu – mówi Hanna Trojanowska, pełnomocnik rządu ds. energetyki jądrowej.
Departament energetyki jądrowej w resorcie gospodarki przytacza planowaną wysokość kontraktów różnicowych dla różnych źródeł energii na Wyspach. Brytyjska reforma tego rynku przewiduje ceny prądu z siłowni jądrowej w Hinkley Point o dwa funty niższe od energii z wiatraków, o 27 funtów tańsze niż z paneli słonecznych i 32 funty mniejsze od elektrowni geotermalnych.
Minister Trojanowska powołuje się też na wyliczenia Agencji Rynku Energii. Wynika z nich, że prognozowane jednostkowe koszty wytwarzania z polskiej elektrowni jądrowej będą wynosiły w 2025 r. od 267 zł do 339 zł za MWh. W obu wariantach elektrownia jądrowa jest najtańszym źródłem wytwarzania energii elektrycznej (przy założeniu wysokiego wzrostu cen do emisji CO2 i bez uwzględniania astronomicznych kosztów budowy atomówki, które w Polsce wyniosą ponad 40 mld zł).
Władysław Mielczarski wyliczył, że aby polska siłownia jądrowa była rentowna, cena energii elektrycznej musiałaby wynosić 600 zł za MWh – trzy razy więcej niż dziś – co drastycznie obniżyłoby konkurencyjność naszej gospodarki. Jako uzasadnienie przytoczył przykład Wielkiej Brytanii, która dla nowej elektrowni jądrowej zgodziła się w ramach gwarantowanych kontraktów różnicowych na 93 funty (470 zł) za MWh przez 30 lat. – Brytyjczycy budują nowe elektrownie jądrowe w miejscu starych, czyli na miejscu, gdzie istnieje już infrastruktura. W warunkach polskich elektrownia atomowa powstałaby w polu. To oznacza, że koszty budowy elektrowni byłyby o 25–30 proc. wyższe – tłumaczył prof. Mielczarski.
Do 2016 r. PGE ma przesądzić o lokalizacji elektrowni w Polsce. Rząd zakłada, że pierwszy blok jądrowy ma ruszyć w 2024 r. W ubiegłym tygodniu PGE otworzyła oferty w przetargu na inżyniera kontraktu. Oferty zaczynają się od 1,6 mld zł. Prof. Mielczarski apeluje, żeby unieważnić przetarg, bo większość z tych pieniędzy zostanie wypłacona, nawet jeśli budowa siłowni w ogóle nie dojdzie do skutku.