– UE korzysta z energii z odpadów praktycznie od początku XX wieku. My, jeśli chodzi o ich spalarnie, wypadamy blado dlatego, że nowe przepisy weszły w życie niedawno i postulat zamieniania energii zawartej w odpadach w energię cieplną czy elektryczną ma szanse się zmaterializować dopiero teraz – mówi Agencji Informacyjnej Newseria Tomasz Uciński, prezes Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej w Koszalinie. – To, co znajduje się w odpadach, a powstało z ropy naftowej, trudno składować i deponować na składowiskach, to musi być zmienienie w energię. Jest dużo nowoczesnych spalarni w krajach UE.
Tym bardziej, że wraz z przystąpieniem do UE Polska zobowiązała się do osiągnięcia określonych poziomów odzysku odpadów oraz ograniczenia ilości tych biodegradowalnych kierowanych na składowiska.
– Już niedługo za składowanie odpadów komunalnych w ziemi będziemy płacić wysokie kary. Bardziej będzie się opłacało stawiać instalacje termicznej obróbki, które z jednej strony zagospodarują te odpady komunalne, a z drugiej, pozwolą nieco zmniejszyć koszty poprzez sprzedaż energii cieplnej i elektrycznej – mówił niedawno Newserii Przemysław Hewelt, menedżer firmy doradczej Grant Thornton.
Co więcej, składowanie niektórych odpadów jest marnowaniem energii, która może być z nich wyprodukowana. Tym bardziej, że jak przekonuje prezes PGK Koszalin, Polska ma duże możliwości, by w ten sposób je wykorzystywać.
– Mamy 10 mln ton odpadów komunalnych, tyle podają roczniki. Z tego można wykorzystać na energię około 5 mln ton. To jest dużo paliwa, które potencjalnie można spożytkować zamiast składować na składowiskach – uważa Tomasz Uciński.
Dodatkowym atutem jest istniejąca już infrastruktura.
– Z poprzedniego systemu zostały nam sieci ciepłownicze, które są w małych miastach i w dużych aglomeracjach, takich jak Warszawa. To ułatwia sprzedaż ciepła do miejskiego systemu ciepłowniczego i obniża koszty przetwarzania odpadów na energię. Mamy także technologie, ponieważ są w Polsce producenci pieców do spalania odpadów – przekonuje Tomasz Uciński.
Choć ze względu na wiek i wysoką emisję zanieczyszczeń (emisję dwutlenku węgla, dwutlenku siarki, tlenków azotu i pyłów), większość źródeł ciepła i sieci w Polsce wymagają modernizacji lub zastąpienia nowymi jednostkami. Jak podaje Urząd Regulacji Energetyki, majątek przedsiębiorstw ciepłowniczych jest w dużym stopniu zdekapitalizowany. W roku 2010 wskaźnik jego zużycia wynosił ok. 60 proc. Z kolei wysoki stopień dekapitalizacji infrastruktury sieciowej oznacza coraz większe straty przesyłowe.
– Pozostaje kwestia decyzji, rachunku ekonomicznego i zdecydowania się, gdzie inwestycje mają powstać. Jest jedna spalarnia w Warszawie, na 60 tys. ton, w trakcie realizacji jest pięć następnych, zbudowanych również przy pomocy środków unijnych. Jeżeli chodzi o zwrot nakładów, to wszystko zależy od lokalnych uwarunkowań. Liczy się, że w ciągu około 20 lat taka inwestycja powinna się zwrócić – mówi Agencji Informacyjnej Newseria Tomasz Uciński.
Koszy inwestycji są uzależnione m.in. od tego, na jakim terenie budowana jest spalarnia.
– Jest to koszt w granicach od 50 do kilkuset milionów euro. Są spalarnie, które w UE są budowane za 55 mln euro, ale są takie, które są budowane za 150 mln euro. Wiele zależy także od technologii. Najważniejszą kwestią w tym procesie jest to, żeby odpady racjonalnie zamienić w energię, ale jest także kwestia oczyszczania spalin. Normy emisyjne są takie, żeby nie szkodzić środowisku naturalnemu i to jest cel podstawowy, który przyświeca tej technologii – tłumaczy prezes PGK w Koszalinie.
Za takimi inwestycjami przemawia fakt, że po 2007 r. zużycie ciepła sieciowego zaczęło rosnąć. Według prognozy Agencji Rynku Energii wzrośnie ono w latach 2010-2030 o 15 proc.