Wszędzie tam, gdzie był węgiel, ma być błękitne paliwo: ogrzewanie, elektrownie, zakłady przemysłowe. Na tym kursie będą nas utrzymywać m.in. pieniądze unijne.
Rosną szanse na to, że Polska będzie nadal mogła uzyskiwać dofinansowanie inwestycji w infrastrukturę gazową ze środków unijnych, choć pewność będziemy mieli dopiero po zatwierdzeniu budżetu Unii na lata 2021–2027 i tzw. europejskiego planu naprawczego. Będzie jednak warunek: gaz ma być paliwem przejściowym na drodze do odnawialnych źródeł energii. Jak idzie nam przestawianie się na błękitne paliwo?
Polska Grupa Energetyczna, największy producent prądu w kraju, w tym prądu z węgla, jeszcze w tym roku rozpocznie budowę siłowni gazowych o mocy 1,4 GW w Elektrowni Dolna Odra. Paweł Cioch, wiceprezes spółki, w wywiadzie dla S&P Global Platts powiedział, że gaz jest kluczowy, jeśli chodzi o stabilizację źródeł odnawialnych, na których skupia się teraz grupa. PGE zapowiedziała, że do 2040 r. zamknie istniejące instalacje węglowe (do 2045 r. nowe bloki w Opolu i Turowie).
Symbolem przechodzenia z węgla na gaz będzie blok C w należącej do Grupy Energa Elektrowni Ostrołęka. Miał być on ostatnim nowym węglowym źródłem energii w Polsce. Inwestycję zweryfikował rynek: żaden bank nie chciał jej finansować. We wtorek Orlen, nowy właściciel Energi, potwierdził udział w finansowaniu projektu w wydaniu gazowym.
– W wielu krajach elektrownie gazowe są preferowanym rozwiązaniem przejściowym, które znacząco zmniejsza poziom emisji, a jednocześnie daje krajom czas na rozwój infrastruktury OZE – mówi, cytowany w komunikacie, Daniel Obajtek, prezes Orlenu.
Paliwowy koncern zawarł porozumienie z dotychczasowymi właścicielami projektu – spółkami Energa i Enea. Płocka firma nie będzie uczestniczyła w rozliczeniach z dotychczasowymi wykonawcami inwestycji (rozliczono z nimi już nakłady rzędu kilkuset milionów złotych). Wspólnicy gazowej odsłony projektu zawrą nową umowę inwestycyjną. Udział Enei będzie ograniczony. Według Orlenu nie należy wykluczać pojawienia się nowych inwestorów.
Dominującym dostawcą błękitnego paliwa w Polsce jest Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo. Spółka wydobywa w kraju gaz, który pokrywa mniej więcej jedną czwartą zapotrzebowania. Resztę importuje: ze Wschodu gazociągiem jamalskim oraz z różnych stron świata za pośrednictwem terminalu LNG w Świnoujściu. Od 2023 r. sytuacja ma się diametralnie zmienić – zamiast gazu z Rosji ma do nas docierać gaz z Norwegii nową rurą Baltic Pipe.
PGNiG stara się zwiększyć zapotrzebowanie na gaz w kraju. Temu mogą służyć planowane przejęcia ciepłowni, które miałyby produkować ciepło przy użyciu gazu zamiast węgla. Poza zaopatrywaniem przemysłu i energetyki, a także transportu (autobusy na CNG), gazowa spółka najwyraźniej chce zwiększyć wykorzystanie gazu przez gospodarstwa domowe.
Może temu pomóc program „Czyste Powietrze” Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, którego celem jest ograniczenie liczby pieców węglowych w domach. Niedawno PGNiG został partnerem strategicznym programu. Ma to przyspieszyć weryfikację dostępność sieci gazowej dla nieruchomości, której właściciel złoży wniosek o dofinansowanie.
Zgodnie z danymi PGNiG ok. 400 tys. polskich domów jednorodzinnych podłączonych do sieci gazowej korzysta z gazu jedynie do przygotowywania posiłków, a nie ogrzewania. „To powoduje, że NFOŚiGW i PGNiG są dla siebie naturalnymi partnerami we wdrażaniu programu „Czyste Powietrze” i będą wspólnie działać na rzecz wymiany przestarzałych kopciuchów zainstalowanych w wielu z tych domów” – czytamy na stronie programu.
PGNiG nie chciał jednak nam zdradzić, jaki wzrost wykorzystania gazu w gospodarstwach domowych zakłada.
Zapytaliśmy, czy montowanie kotłów na gaz jest możliwe wszędzie tam, gdzie są kuchenki na to paliwo. Okazało się, że za każdym razem trzeba sprawdzić, jak większe zapotrzebowanie wpłynie na funkcjonowanie sieci dystrybucyjnej.
„O ile wpływ pojedynczego klienta, który zdecyduje się na korzystanie z gazu do ogrzewania domu jednorodzinnego, na parametry związane z przepływem gazu w sieci jest w zasadzie pomijalny, to znaczący lokalny wzrost liczby odbiorców wymaga uprzedniego sporządzania analiz przepływu gazu” – wskazuje spółka.