Konsorcjum budujące Nord Stream 2 może pozorować stosowanie unijnych reguł. Podobno Bruksela jest na to przygotowana
Konsorcjum budujące Nord Stream 2 może pozorować stosowanie unijnych reguł. Podobno Bruksela jest na to przygotowana
Co zrobią Rosjanie po tym, jak w ubiegłym tygodniu Sąd UE oddalił skargę konsorcjum budującego drugą nitkę podmorskiej rury na unijną dyrektywę gazową? Gazprom chce uniknąć stosowania europejskich taryf i odstąpienia połowy przepustowości niemieckiej części Nord Streamu 2 konkurentom, czego wymaga tzw. unbundling, czyli unijna reguła dotycząca uniezależnienia operatorów gazociągów od dostawców. To kolejna niekorzystna decyzja dla rosyjskiego koncernu. 20 maja niemiecka Federalna Agencja ds. Sieci Przesyłowych (BnetzA) odmówiła wyjątku dla drugiej nitki kontrowersyjnego gazociągu z Rosji do Niemiec po dnie Bałtyku, ale przyznała go pierwszej odnodze, ukończonej przed wejściem w życie zmian w dyrektywie gazowej, czyli przed 23 maja 2019 r.
– Ostatnie wydarzenia potwierdzają to, co jako sprawozdawca dyrektywy gazowej w PE mówiłem od początku. Po pierwsze, ona nie jest wymierzona w żadną konkretną inwestycję – już istniejącą czy dopiero powstającą, jak Nord Stream 2. I po drugie – właśnie dlatego, że w momencie wejścia w życie nowelizacji dyrektywy NS2 nie był gazociągiem ukończonym, nadal zresztą nie jest, w pełni podlega pod nowe przepisy – mówi DGP Jerzy Buzek. – Stąd oczywista decyzja niemieckiego regulatora. To wszystko dobre wiadomości dla zwolenników naszej unii energetycznej i tych, którzy dobrze życzyli tej dyrektywie, i złe – dla tych, którzy życzyli jej źle oraz dla zwolenników Nord Stream 2 – dodaje.
Unijny sąd stwierdził m.in., że to nie zmieniona dyrektywa wpływa bezpośrednio na Nord Stream 2, ale działania rządów, które wdrażają wspólnotowe przepisy. Sędziowie w Luksemburgu zauważyli, że krajowi regulatorzy mogą zastosować odstępstwo przy zachowaniu warunków dyrektywy, a w razie jego nieprzyznania kontrolowana przez Gazprom spółka może zaskarżyć decyzję niemieckiego regulatora przed tamtejszym sądem. W efekcie sąd niemiecki może się zwrócić do TSUE z pytaniem o ważność dyrektywy gazowej.
Nasi rozmówcy twierdzą, że Gazprom raczej się nie wykręci od przestrzegania unijnego prawa, jeśli chodzi o drugą nitkę Nord Streamu. Konsorcjum budujące tę rurę próbowało stosować swoją interpretację ukończenia inwestycji, twierdząc, że z ekonomicznego i inwestorskiego punktu widzenia gazociąg był już ukończony przed 23 maja 2019 r. Trudno jednak wyobrazić sobie, żeby jakikolwiek sąd w Europie przychylił się do takiego stanowiska. – Zgoda na postulat Gazpromu o wyłączenie NS2 spod działania dyrektywy gazowej byłoby tragiczne w skutkach dla postrzegania skuteczności unijnej legislacji. Sygnał jest jasny, dyrektywa obowiązuje wszystkie nowe gazociągi, w tym NS2 – tłumaczy DGP Paweł Wróbel z Gate Brussels.
W Brukseli mówi się jednak, że Gazprom oficjalnie nie zgadzając się z decyzjami europejskich instytucji i niemieckich urzędów i zaskarżając je, może próbować pewnych sztuczek przy stosowania unijnych zasad. Może np. sprzedać część gazociągu na niemieckich wodach terytorialnych zewnętrznej spółce i tak dowodzić, że realizuje unbundling. Według naszych informacji urzędnicy z dyrekcji generalnej Komisji Europejskiej ds. konkurencji są przygotowani na ewentualne sprawdzenie, czy działania Gazpromu będą rzeczywiście wdrażać rozdział przesyłu od dostaw, wychodząc z założenia, że nikt nie kupi kawałka rury bez wpływu na całość.
Choć na skutek ograniczeń prawnych właścicielem zarejestrowanego w Szwajcarii konsorcjum Nord Stream 2 AG jest Gazprom, to na podstawie umów finansowych w projekcie biorą udział zachodnioeuropejskie spółki energetyczne, takie jak ENGIE, OMV, Shell, Uniper and Wintershall Dea. Oznacza to, że na ograniczonej dla Gazpromu przepustowości rury, a tym samym rentowności projektu, nie straci wyłącznie rosyjski producent gazu. Może natomiast skorzystać Polska, bo rosyjski dostawca może być zmuszony do kontynuacji tranzytu surowca do Niemiec polskim odcinkiem Jamału.
Rentowność NS2 już jest osłabiona ponad rocznym opóźnieniem, które może się jeszcze przedłużyć. A to dlatego, że ze względu na amerykańskie sankcje budowę dokończyć ma rosyjski statek Akadiemik Czerskij, a nie szwajcarska spółka AllSeas. Nie jest jasne, czy w związku z tym nie będzie potrzebna zmiana pozwolenia na budowę na wodach Danii. Pojawiają się też doniesienia, że aby dokończyć prace zgodnie z założonymi parametrami, Czerskij potrzebuje modernizacji. Rosyjski prezydent Władimir Putin zapowiada, że druga nitka Nord Streamu powinna być gotowa najpóźniej w I kwartale 2021 r.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama