Choć przed budową gazociągu piętrzą się kolejne przeszkody, zachodnioeuropejskie koncerny wspierają projekt dużymi kwotami. Jednak nawet opóźnienie inwestycji jest z punktu widzenia naszych interesów korzystne.
Choć przed budową gazociągu piętrzą się kolejne przeszkody, zachodnioeuropejskie koncerny wspierają projekt dużymi kwotami. Jednak nawet opóźnienie inwestycji jest z punktu widzenia naszych interesów korzystne.
Paliwowy koncern OMV na powstanie Nord Stream 2 przekazał do końca września 289 mln euro – wynika z opublikowanego ostatnio raportu firmy za III kwartał. Na koniec czerwca kwota szacowana była na 200 mln euro, co oznacza, że w ciągu minionych trzech miesięcy austriacka firma wyłożyła ok. 90 mln euro. Także Uniper, informując inwestorów o wynikach finansowanych, zaznaczył, że niemal w całości wykorzystał zarezerwowane dotychczas na projekt 285 mld euro. We wrześniu transakcję przejęcia 47 proc. akcji Uniperu z rąk niemieckiego E.ON uzgodnił fiński koncern Fortum. Nowy właściciel zadeklarował, że nie wycofa się z finansowania kontrowersyjnej inwestycji, która według opinii większości ekspertów zagraża bezpieczeństwu energetycznemu Europy Środkowo-Wschodniej. Pieniądze od OMV i firmy Uniper trafiły do realizującej projekt spółki Nord Stream 2 kontrolowanej przez rosyjski Gazprom.
– Nie wyciągałbym na tej podstawie wniosku, że Nord Stream 2 na pewno powstanie. Budowa się jeszcze nie rozpoczęła, wiele kwestii prawnych wymaga uzgodnienia i dziś trudno jest określić, kiedy inwestycja zacznie być realizowana. Pieniądze będzie można wycofać, jeżeli cele, na które były przeznaczane, nie będą realizowane – mówi dr Rober Zajdler z kancelarii Zajdler Energy Lawyers & Consultants, ekspert Instytutu Sobieskiego.
Prócz OMV i Uniperu budowę zobowiązały się sfinansować brytyjsko-holenderski Shell, francuska firma Engie i Wintershall, kontrolowany przez niemiecki koncern BASF. Każda ze spółek ma wyłożyć 950 mln euro, z czego 30 proc. miało być przekazane do końca roku. Wnioskując na podstawie raportów OMV i Uniperu, te zobowiązania zostały wypełnione. Łącznie projekt kosztować ma 9,5 mld zł. Pięć zachodnioeuropejskich koncernów wyłoży połowę, a drugą Gazprom.
Spiętrzenie przeszkód
Gazociąg ma powstać do końca 2019 r. Jednak ten termin jest coraz mniej realny. Na razie wykonawca projektu nie ma stosownych zgód na rozpoczęcie budowy, a w Unii Europejskiej narasta sprzeciw wobec projektu.
W zeszłym tygodniu Komisja Europejska przedstawiła propozycje zmian w dyrektywie gazowej, zgodnie z którymi unijne regulacje objęłyby także gazociągi importowe. Chodzi o to, żeby także Nord Stream 2 dotyczyły przepisy tzw. trzeciego pakietu energetycznego, regulującego zasady funkcjonowania systemu przesyłania gazu w Unii Europejskiej. Oznaczałoby to, że dostęp do gazociągu miałyby także inne firmy zainteresowane przesyłaniem gazu tą magistralą. Unijne regulacje stanowią także, że sprzedawcą gazu i operatorem gazociągu nie może być ta sama firma. Gdyby Nord Stream 2 znalazł się pod jurysdykcją trzeciego pakietu energetycznego, to inwestycja stałaby się dla jej udziałowców mniej opłacalna.
Przeciwnicy objęcia Nord Stream 2 unijnymi przepisami podkreślają, że nie powinny one dotyczyć gazociągów przebiegających w części morskiej poza terytorium Unii. Magistrala została wytyczona po dnie Bałtyku i przebiega przez rosyjskie, duńskie i niemieckie wody terytorialne oraz strefy ekonomiczne Szwecji i Finlandii.
Nad projektem unosi się groźba nałożenia sankcji ze strony USA
Na początku tygodnia szef Rady Europejskiej Donald Tusk wezwał państwa Unii do jak najszybszego zajęcia się projektem zmian w przepisach dyrektywy gazowej. Przedstawiciele Parlamentu Europejskiego zadeklarowali, że stanie się to w ramach szybkiej ścieżki legislacyjnej. Wcześniej europosłowie już dwukrotnie przyjmowali rezolucje sprzeciwiające się budowie Nord Stream 2. Ostatnią – pod koniec września tego roku.
– Konsekwentnie powtarzając nasze argumenty przeciw tej inwestycji, Polsce udało się wciągnąć do dyskusji tę grupę państw, których Nord Stream 2 bezpośrednio nie dotyczy i przez to nie miały swojego zdania. Wskazując nasze wątpliwości i właściwie je argumentując, zapewniamy lepsze zrozumienie w UE znaczenia i wpływu tego projektu. Pośrednio może to przyczyniać się do opóźnienia jego realizacji – ocenia Robert Zajdler.
Zablokowanie projektu Nord Stream 2 przez Unię Europejską wydaje się jednak mało prawdopodobne, bo inwestycję popierają największe państwa, przede wszystkim Niemcy.
Nadzieja w Danii i USA
Przeszkodą w budowie Nord Stream 2 mogą też być zmiany w prawie, nad którymi pracuje duński parlament. W październiku pod obrady trafił projekt ustawy zakładający, że wydając pozwolenie na budowę gazociągu na swoich wodach terytorialnych, Dania będzie brała pod uwagę względy bezpieczeństwa, polityki zagranicznej i obronnej. Regulacje mają wejść w życie na początku 2018 r. Na mocy nowego prawa Duńczycy mogliby odmówić pozwolenia na budowę Nord Stream 2. I choć jak donoszą rosyjskie media, Gazprom ma już wytyczoną alternatywną trasę przebiegu, to jednak byłby to kolejny czynnik opóźniający i podrażający inwestycję.
Nad projektem unosi się też groźba nałożenia sankcji ze strony Stanów Zjednoczonych. Mogą one dotknąć nie tylko firmy zaangażowane w Nord Stream 2, ale także wszystkie rosyjskie projekty infrastrukturalne. Prezydent Donald Trump nie zdecydował się na razie na ich wprowadzenie. Wybiera łagodniejsze formy obostrzeń – pod koniec listopada wejdą w życie regulacje utrudniające pozyskanie w bankach finansowania dla projektów realizowanych przez rosyjskie podmioty. Nord Stream 2 bezpośrednio nie dotyczą.
– Nawet sam Gazprom przyznaje w ostatnim raporcie kwartalnym, że wprowadzenie sankcji przez USA może storpedować Nord Stream 2. Podobne opinie przedstawiali zachodnioeuropejscy partnerzy Gazpromu. To jest tak naprawdę jedyny sposób na zablokowanie tej inwestycji. Problemy ze strony Danii czy tocząca się w Unii dyskusja mogą jedynie ten projekt opóźnić – ocenia Wojciech Jakóbik, ekspert Instytutu Jagiellońskiego.
Jednak samo opóźnienie jest z punktu widzenia Polski i naszego regionu Europy korzystne.
– Rynek gazu w Europie bardzo się zmienia i tak naprawdę nie wiemy, jak będzie wyglądał za 5–10 lat – mówi Rober Zajdler. Być może będziemy wtedy w takiej sytuacji – na przykład ze względu na rosnący eksport LNG ze Stanów Zjednoczonych, Australii czy Afryki, rozbudowę istniejących i wybudowanie nowych połączeń transgranicznych, zbudowanie silnych mechanizmów solidarnościowych w ramach UE opartych na jednolitym rynku hurtowym gazu ziemnego – że Nord Stream 2 nie będzie zagrażać naszemu bezpieczeństwu energetycznemu.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama