Ponad 1,3 mld zł kosztowało w ubiegłym roku zamykanie kopalń – wynika z raportu resortu energii, do którego dotarł DGP. W tym roku suma będzie podobna.
„Informacja o funkcjonowaniu górnictwa węgla kamiennego w 2016 r.”, bo tak nazywa się dokument ME, to zbiorcze dane dotyczące całego sektora, które zbiera i monitoruje katowicki oddział Agencji Rozwoju Przemysłu. W czasach resortu gospodarki dane na stronie ministerstwa pojawiały się co kwartał. Teraz są upubliczniane rzadziej. Na przykład po raporcie za styczeń – wrzesień 2015 r. zobaczyliśmy dopiero kolejny za styczeń – czerwiec 2016 r. Ten za cały 2016 r. nie został jeszcze formalnie opublikowany.
Straty muszą być
Z „Informacji” wynika, że w 2016 r. na sprzedaży węgla kopalnie poniosły ponad 561 mln zł straty, ale rok wcześniej było to ponad 2 mld zł. Wynik finansowy netto w 2016 r. to prawie 255 mln zł w porównaniu do niemal 4,5 mld zł straty rok wcześniej, choć przychody rok do roku zmniejszyły się o 5,1 proc., do 17,7 mld zł, na co wpływ miała mniejsza sprzedaż i niższa cena.
/>
Przeanalizowaliśmy przede wszystkim dane dotyczące likwidacji kopalń – na ten cel wydano w ubiegłym roku prawie 1 mld zł, a w tym roku suma będzie podobna. Te pieniądze są wydawane z budżetu państwa. To jednak dozwolona pomoc publiczna. Komisja Europejska w listopadzie 2016 r. dała Polsce zgodę na wydanie do końca 2018 r. 8 mld zł na likwidację nierentownych zakładów wydobywczych (suma uwzględnia lata ubiegłe). Od 2019 r. koszty te, jeśli przepisy nie zostaną zmienione (a według naszych nieoficjalnych informacji Polska próbuje powalczyć o ich przedłużenie) ponosić będą firmy górnicze, co z kolei przełoży się na ich wyniki finansowe.
Koszty zamykania kopalń to jednak zjawisko, które nie kończy się wraz z wygaszeniem wydobycia w danym zakładzie. Nawet jeśli zostaną z niego wyjęte wszystkie maszyny i zostanie odpowiednio zabezpieczony, to nie znaczy, że przestaje generować koszty. A za to wszystko ktoś musi zapłacić. Dlatego państwowa Spółka Restrukturyzacji Kopalń, do której trafiają zamykane zakłady, korzysta przede wszystkim z dotacji budżetowych. Jej źródłem dochodu nie jest bowiem wydobycie węgla jak w innych spółkach górniczych, a co najwyżej sprzedaż majątku zamykanych kopalń przekazanych do spółki.
Miliony w błoto
SRK odpowiada za proces likwidacji zakładów, ale później także za zabezpieczenie tych już zamkniętych. Chodzi m.in. o ich odwadnianie, czyli jeden z najdroższy z procesów. Jest niezbędny, by woda nie zalała sąsiednich, czynnych kopalń. W nieczynnych już zakładach są jednak także inne zagrożenia – m.in. gazowe i pożarowe. A skały nadal pracują powodując – mimo braku wydobycia – szkody górnicze na powierzchni (od utraconych plonów przez uszkodzone budynki po zniszczone drogi). Do tego dochodzi także rekultywacja terenów pogórniczych.
W 2016 r. takie zabezpieczanie 8 kopalń postawionych w stan likwidacji przy udziale środków budżetowych kosztowało ponad 358 mln zł. Do tego dochodzą koszty samej likwidacji kopalń zamkniętych po 2007 r. (m.in. zabezpieczanie wyrobisk czy likwidacja infrastruktury) – to kolejne 300 mln zł.
Koszty związane z zakładami już wcześniej zamkniętymi (czyli przed 2007 r.) i Centralnym Zakładem Odwadniania Kopalń wyniosły w ubiegłym roku ponad 226 mln zł.
Ale to nie wszystko. Kolejne niemal 14 mln zł trzeba było wydać na odszkodowania i naprawy związane ze szkodami górniczymi.
Kolejna sprawa, która w latach 2015–2016 była wyjątkiem (nie ma zgody Komisji Europejskiej, by powtórzyć takie działania) to dopłaty do strat produkcyjnych. Prawie 139 mln zł pochłonęły one w kopalni Makoszowy, która zakończyła pracę z upływem ubiegłego roku. Kopalnia ta przekazana do SRK z Kompanii Węglowej w 2015 r. nie zatrzymała wydobycia, na co KE przymknęła oko. Na tę sytuację zwrócił też uwagę zespół audytorski powołany przez PiS (takie zespoły działały we wszystkich spółkach węglowych).
Więcej kopalń, większe koszty
Wacław Czerkawski, wiceprzewodniczący Związku Zawodowego Górników w Polsce i członek tego zespołu, przyznaje w rozmowie z DGP, że sprawa zabrzańskich Makoszów została rozegrana fatalnie. – Zgodnie z rządowymi obietnicami kopalnia miała tylko na chwilę wejść do SRK, a potem zostać sprzedana – tłumaczy Czerkawski. Dokładnie tak stało się w przypadku innej kopalni – Brzeszcze. Przekazana została do SRK z Kompanii Węglowej w 2015 r. Część pozostała w SRK w likwidacji (Brzeszcze Wschód), część trafiła do Taurona Wydobycie (nowy właściciel musiał zwrócić pomoc publiczną związaną m.in. jak w Makoszowach z dopłatami do strat produkcyjnych).
Do tego dochodzą jeszcze osłony socjalne dla górników z likwidowanych kopalń. To koszt prawie 305 mln zł w ubiegłym roku. Chodzi o jednorazowe odprawy pieniężne dla pracowników z likwidowanych kopalń oraz urlopy górnicze dla uprawnionych (cztery lata lub mniej do emerytury, płatne 75 proc. średniej pensji, bez zakazu pracy poza branżą).
Razem? 1,34 mld zł. A w tym roku nie będzie mniej. O ile bowiem nie ma już dopłat do strat produkcyjnych, bo żadna przeznaczona do likwidacji w SRK kopalnia nie fedruje, o tyle zamykanych kopalń będzie po prostu więcej. Wyższe będą więc koszty likwidacji, osłon socjalnych czy zabezpieczeń. W tym roku do SRK trafił już Krupiński oraz część kopalni Wieczorek.
A na liście zakładów do zamknięcia przekazanej przez resort energii Komisji Europejskiej mamy jeszcze kolejne – Sośnicę i Rydułtowy, a także część Wujka. Jeśli ich likwidacja ma być sfinansowana ze środków budżetowych, to do Spółki Restrukturyzacji Kopalń muszą trafić przed końcem przyszłego roku. W przeciwnym razie to Polska Grupa Górnicza, w skład w której wchodzą, będzie musiała w przyszłości wyłożyć setki milionów złotych na ich zamknięcie.