- Nie da się w 100 proc. wyeliminować zanieczyszczenia powietrza. Ale to nie znaczy, że nic nie da się zrobić - mówi Wojciech Cetnarski.
Smog odkryliśmy niczym Kolumb Amerykę. Zachowujemy się tak, jakbyśmy wcześniej o tym nie słyszeli.
Do niedawna wiedza o smogu była zarezerwowana dla wąskiej grupy osób mających dostęp do aparatury pomiarowej, a ta niedawno została włączona do internetu. Coś, co było „wiedzą tajemną”, stało się wiedzą powszechną.
O smogu np. w Krakowie słyszeliśmy od lat.
Ludzie są tak skonstruowani, że skoro nie mają twardych danych, nie za bardzo chcą wierzyć w złe informacje. A teraz widzą, że normy powietrza są przekroczone 10 czy 11 razy, poza tym dowiedzieli się, czym są szkodliwe pyły zawieszone, przenikające do płuc i krwiobiegu, powodujące wiele ciężkich schorzeń. I nagle okazało się, że organizacje ekologiczne wcale nie opowiadają nam bajek o tym, że istnieją koszty zewnętrzne spalania węgla.
Węgiel pokazywany jest najczęściej jako jedyny winowajca brudnego powietrza.
Węgiel spalany w elektrowniach i elektrociepłowniach nie jest głównym źródłem zanieczyszczeń, bo te obiekty mają systemy oczyszczania spalin. Problem to instalacje pozbawione filtrów, w tym także kominki. Auta, w tym szczególnie diesle, bardzo nas trują. Jednak nadal pokutuje lekkie podejście do smogu wynikające z narracji rządów sprzed 20 lat, że gospodarka oparta na węglu nie ma żadnych minusów. Sami się oszukujemy. Węgiel spalany w odpowiednich instalacjach nie jest głównym problemem. Problemem jest brak większej liczby takich instalacji oraz spalanie węgla najgorszej jakości. Nie da się w 100 proc. wyeliminować zanieczyszczenia powietrza, bo nie ma takich filtrów, a od węgla nie odejdziemy przez 20 lat przynajmniej, zresztą on w naszym miksie energetycznym musi być. Ale to nie znaczy, że nie da się nic zrobić.
Mamy 3,5 mln gospodarstw, w których są najgorsze piece, czyli „kopciuchy”. To bardzo fajnie, że będą dopłaty do wymiany kotłów, w których nie da się spalać złego węgla i śmieci. Ale węgiel do tych dotowanych pieców jest droższy. Ludzi nie będzie na niego stać.
Dopłaty do kotłów to hasło. Jakie będą tego konsekwencje? Utrwalamy popyt na taki węgiel, którego mamy za mało, a więc będziemy go zapewne importować. Węgiel do nowoczesnych kotłów wcale nie będzie tańszy. A ciepło można produkować nie tylko z węgla czy gazu. Ciepło sieciowe jest produkowane w elektrociepłowniach pracujących na innych asortymentach węgla, a więc na miałach, które mamy. Siłownie te mają też filtry spalin. Jeśli dobrze zaprojektujemy miks energetyczny z węgla i źródeł odnawialnych, to się okaże, że koszt droższego węgla będzie kompensowany zieloną energią, która tanieje. A więc nie potrzeba będzie nawet aż takich dopłat za grzanie energią elektryczną, jakie proponuje rząd. Bo skąd koncerny energetyczne mają wziąć pieniądze na obniżenie taryf? Będzie to możliwe, gdy do węgla dołożymy wiatr i słońce.
W 2020 r. pierwsze farmy wiatrowe przestaną korzystać ze wsparcia dla odnawialnych źródeł energii (w kolejnych latach ze wsparcia przestanie korzystać większość tego typu instalacji – DGP). Po 15 latach korzystania z dopłat zamortyzowały inwestycje, więc koszty produkcji energii z takich źródeł będą bardzo niskie.
Ale przecież nie wieje cały czas, a elektrownie węglowe mogą pracować non stop.
Fotowoltaika pracuje tysiąc godzin rocznie, istniejące wiatraki 2200–2600 godzin, nowe ponad 3000, wiatraki na morzu 5000 godzin, a bloki węglowe średnio 4000 godzin. Wiatr i słońce nie są na życzenie, dlatego potrzebny jest nam węgiel. Zamiast ludziom dawać pieniądze na kotły, podepnijmy ich do sieci ciepłowniczej albo sfinansujmy im pompy ciepła. Nie mamy dzisiaj magazynów energii, ale jeśli wyposażymy elektrociepłownie w odpowiednie grzałki, będą mogły przejmować energię z odnawialnych źródeł i robić z niej ciepło. Wówczas pełniłyby rolę takich magazynów energii, gdy zużycie prądu jest mniejsze niż możliwości produkcji, jak ostatnio, gdy tak mocno wiało w święta. Tylko ktoś musi głośno powiedzieć, że będziemy spalać mniej węgla, a to nie udaje się jak na razie żadnemu rządowi.
Problemem jest jeszcze egzekwowanie prawa. Każemy ludziom wymieniać kotły, a czy potem ktoś to sprawdzi?
W Polsce egzekwuje się prawo, które przynosi popularność, niepopularnego się nie egzekwuje. Jednak dzisiaj rząd ma szansę uzyskać akceptację społeczną dla pozornie niepopularnych działań mimo tego, iż w jakiś sposób ogranicza to swobodę nas wszystkich. Zdrowie jest jednak dla nas ważniejsze.
/>