Deficyt o 24,5 mld zł mniejszy od zaplanowanego to efekt popandemicznego odbicia na rynku pracy i dobrej pozycji startowej z zeszłego roku.
Deficyt o 24,5 mld zł mniejszy od zaplanowanego to efekt popandemicznego odbicia na rynku pracy i dobrej pozycji startowej z zeszłego roku.
Zakład Ubezpieczeń Społecznych miał w tym roku otrzymać 59 mld zł dotacji, ale ostatecznie będzie mogła ona być niższa aż o 24,5 mld zł, co oznacza, że deficyt w funduszu w tym roku wyniósł ok. 35,5 mld zł. Są dwa powody tej sytuacji. Pierwszy to finansowa poduszka bezpieczeństwa, z jaką ZUS wszedł w ten rok, bowiem w końcówce zeszłego roku zakład dostał od budżetu 12 mld zł, co z automatu dawało szansę na niższą dotację. Druga przyczyna niższego deficytu to dobra sytuacja na rynku pracy i inflacja. W listopadzie ubezpieczeniu zdrowotnemu podlegało 16,9 mln osób, o ponad 300 tys. więcej niż przed rokiem. Jednocześnie rosły place. Jak podaje GUS, przeciętne miesięczne wynagrodzenie brutto w sektorze przedsiębiorstw w listopadzie wyniosło ponad 6022 zł, tj. o 9,8 proc. więcej niż przed rokiem, a w całym okresie styczeń-listopad br. ukształtowało się ono na poziomie 5816,41 zł i było o 8,5 proc. wyższe niż w analogicznym okresie ub.r. Czyli jednocześnie rosły i liczba pracowników, i ich pensje, od których naliczane są składki.
- Jak pokazują dane Eurostatu, koszty pracy rosną najszybciej od 2008 r., a więc jeszcze okresu sprzed poprzedniego kryzysu - podkreśla Andrzej Kubisiak z Polskiego Instytutu Ekonomicznego. Instytut pokazał ostatnio badania na firmach wskazujące powody wzrostu cen ich towarów i usług, i koszty pracy należały do najważniejszych. Ekonomiści z PIE podkreślają, że widać już spiralę płacowo-cenową napędzaną inflacją, to znaczy, że pracownicy, widząc wzrost cen, żądają podwyżek, co z kolei wymusza wzrosty cen. To zjawisko niekorzystne dla gospodarki, ale ZUS dostaje dzięki temu więcej składki.
Bardzo dobre dochody mogłyby skłaniać rząd do powtórzenia zeszłorocznego manewru i dorzucenia do ZUS większej puli gotówki na koniec roku w ramach poduszki bezpieczeństwa. Ale wiceminister finansów Sebastian Skuza zapewniał ostatnio w wywiadzie dla DGP, że nie ma takich planów. Mimo to, jak wynika z naszych informacji, w ZUS do końca roku i tak pojawi się pewien bufor - od 4 do 5 mld zł, wynikający z wpłat w samej końcówce roku. Jeden z naszych rozmówców wyjaśnia, że tak jest co roku. Publiczni pracodawcy często wpłacają z góry składki za styczeń, wykorzystując wolne środki. W tym roku zjawisko może być szersze w związku z wejściem w życie Polskiego Ładu.
Przyszły rok, jeśli chodzi o wpływy do FUS, może być równie dobry jak ten lub nawet lepszy. - Wiele wskazuje na to, że dynamika płac będzie przyspieszać. Pracownicy będą szukali wyższych płac jeśli nie u własnego pracodawcy, to u innego - mówi Andrzej Kubisiak.
Znakiem zapytania jest skutek dla finansów FUS wejście w życie podatkowych zmian w Polskim Ładzie. Na pierwszy rzut oka powinny one być dla ZUS neutralne, gdyż dotyczą podatków i składki na NFZ. Jednak nie wiemy, jaką strategię przyjmą osoby o najwyższych dochodach, które na nowych rozwiązaniach stracą. Mogą nic nie zmieniać, próbować uciec w szarą strefę, zmienić formą opodatkowania, np. z podatku liniowego przejść na spółkę, udać się na emigrację podatkową. - Ostatnie ryzyko włożyłbym między bajki. To raczej jednostkowe przypadki osób bardzo dobrze zarabiających. To zbyt skomplikowana operacja, by przeprowadził ją szeregowy pracownik IT. Natomiast w przypadku innych musimy poczekać. Scenariusze mogą być różne. Mówimy tylko o ok. 10 proc. osób - podkreśla Andrzej Kubisiak.
Zagrożeniem może być Omikron. Jeśli rozwinie się w sposób zapowiedziany w czarnych scenariuszach, możemy mieć znów lockdown, ograniczenia w gospodarce, a więc także negatywny scenariusz dla składek odprowadzanych do ZUS.
/>
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama