Wchodzą w życie tymczasowe cła ochronne na import chińskich pojazdów elektrycznych do Unii Europejskiej. Jednocześnie poszczególne państwa członkowskie nie chcą rezygnować ze współpracy z Pekinem i podchodzą bez entuzjazmu do kursu obranego przez Brukselę.
Od dziś służby celne państw członkowskich powinny naliczać nowe zobowiązania związane z importem chińskich elektryków. Oprócz już obowiązujących 10-procentowych ceł, dodatkowe opłaty będą dotyczyły pojazdów poszczególnych koncernów – od 17,4 (dla pojazdów BYD) do 37,6 proc. (dla szanghajskiego SAIC) wartości sprowadzanych do UE pojazdów.
W praktyce – jak wynika z wyjaśnień KE – nowe opłaty mogą jednak nigdy nie zostać ściągnięte. Zadecydują o tym dopiero polityczne rozstrzygnięcia, na które trzeba poczekać do listopada. Do tego czasu między Brukselą a Pekinem będą się toczyć negocjacje. – Wprowadzenie taryf nie jest dla Komisji celem samym w sobie. Są one odpowiedzią na konkretne zjawisko: szkodliwych subsydiów w kluczowym sektorze. W idealnym scenariuszu uda nam się ten problem rozwiązać i to na ten efekt nastawiona jest Komisja – podkreślają służby prasowe KE w odpowiedzi na pytania zadane przez DGP. To jasny sygnał, że z punktu widzenia Brukseli optymalnie byłoby, gdyby bariery handlowe nie musiały zostać zatwierdzone na jesieni. Do takiego podejścia – jak zaznacza KE – obligują ją jej własne regulacje oraz zasady Światowej Organizacji Handlu. Dodaje jednak, że aby doszło do polubownego rozwiązania sporu, problem nieuczciwych dopłat oraz ich następstw dla unijnego rynku musi zostać realnie i skutecznie rozwiązany. Jak informuje nas KE, pierwsza sesja roboczych rozmów odbyła się w Brukseli w zeszłym tygodniu i w najbliższym czasie strony pozostaną w stałym kontakcie.
Jak mógłby wyglądać kompromis w sprawie chińskich elektryków? W tej sprawie wspólnej wizji nie mają dyplomaci z Chin i UE. Na razie na oczekiwania co do planu ograniczenia subsydiów Pekin odpowiada odrzuceniem oskarżeń, by proceder nieuczciwych dopłat w ogóle miał miejsce.
Negocjacje z transferem technologii w tle
Z wypracowaniem spójnego stanowiska problem ma również 27 unijnych rządów, które w październiku powinny przyjąć w głosowaniu ostateczną decyzję w sprawie obciążeń dla chińskich elektryków. Za wprowadzeniem ochronnych ceł opowiadają się trzy duże kraje UE – Francja, Włochy i Hiszpania. Przeciwne są silnie powiązane z Państwem Środka Niemcy, które podkreślają nie tylko ryzyka związane z chińskim odwetem, lecz także negatywne konsekwencje dla europejskich konsumentów. Szereg innych krajów, w tym Polska, nie określiło wciąż jednoznacznego stanowiska. Jeśli sprawa zostanie poddana pod głosownie, stronnictwu niemieckiemu trudno będzie zablokować zaostrzenie sporu handlowego z Państwem Środka. Niemcy musieliby zebrać kwalifikowaną większość, co będzie niemożliwe nawet przy przeciągnięciu na swoją stronę wszystkich wahających się stolic. Ale to nie znaczy, że bardziej koncyliacyjnego kursu nie uda się przeforsować przy użyciu narzędzi, które pozostają w dyspozycji państw członkowskich.
Scenariuszem, na który liczy część europejskiego biznesu, jest doprowadzenie do przeniesienia części chińskiej produkcji na terytorium UE – co pozwoli, z jednej strony, objąć ją unijnymi normami i wyrównać konkurencję, a z drugiej: zawiązać bliższą współpracę technologiczną, stwarzając nowe szanse na poprawę europejskiego know-how. Jaskółkami tego modelu mogą być konsorcja tworzone w ostatnich latach przez zachodnie i chińskie koncerny motoryzacyjne – np. BYD z brytyjską grupą ADL, Stellantis i Leapmotor czy hiszpańskie Ebro-EV i Chery. – Przewaga technologiczna przechyliła się na stronę chińską i teraz to naszym koncernom, które nie chcą obudzić się w roli skansenu, zależy na tym, żeby związać się z chińskim partnerem – ocenia wysoko postawiony przedstawiciel polskiej administracji..
Kłopotliwa jednomyślność
UE od lat próbuje wypracować wspólną politykę handlową wobec Chin. W zeszłym roku europejską strategię – Zielony Ład w Przemyśle – przedstawiła szefowa KE Ursula von der Leyen, która wezwała państwa członkowskie do uniezależnienia się od Pekinu w kluczowych sektorach, w tym w obszarze surowców krytycznych. Jednocześnie zapewniała jednak o woli współpracy z Pekinem. To odzwierciedlenie dwugłosu, jaki w sprawie relacji z ChRL panuje w „27”.
W Komisji według naszych źródeł nie ma wielkich nadziei, że w najbliższych latach uda się doprowadzić do pełnego ujednolicenia strategii UE wobec Chin. – Państwa członkowskie są tak bardzo prochińskie lub antychińskie, jak bardzo takie postawy prezentują ich przedsiębiorstwa – jeśli te chcą inwestować w Chinach, to trudno jest wpłynąć na zmianę decyzji – mówi nam jeden z unijnych dyplomatów.
Oprócz Niemiec do łagodnego kursu wobec Pekinu skłaniają się m.in. Polska, Słowacja i Węgry. Kraje te chcą odbudować format „14+1”, stanowiący platformę współpracy między Chinami a Europą Środkowo-Wschodnią, a planom tym może sprzyjać objęcie przez Budapeszt prezydencji w UE. Po niedawnej wizycie prezydenta Andrzeja Dudy kolejnym europejskim przywódcą, który uda się do Państwa Środka, jest Robert Fico, powracający do zdrowia po próbie zamachu. Ponadto z danych KE wynika, że mimo tarć między UE a Chinami i coraz trudniejszych warunków dla europejskich inwestycji przedsiębiorstwa niechętnie opuszczają chiński rynek. Kluczem mogą się więc wydawać tzw. umowy o regionalizacji, podpisywane są bezpośrednio przez państwa członkowskie, a nie na poziomie UE.
W KE nie widać dążeń do dyscyplinowania państw czy motywowania przedsiębiorstw do tego, aby przenosiły produkcję z Chin do UE. Brakuje też wspólnych reguł postępowania wobec chińskich inwestycji w strategicznych sektorach unijnej gospodarki. W toku są jednak kolejne postępowania uruchomione przez Brukselę w związku z ekspansją chińskich technologii: w sprawie państwowych dopłat do produkcji paneli słonecznych oraz turbin wiatrowych.
Zalew chińskich towarów zagraża nie tylko pozycji producentów europejskich, lecz także przyjętym przez UE celom w zakresie odbudowy strategicznych gałęzi przemysłu i niezależności surowcowej. Tymczasem to właśnie zielona reindustrializacja ma, według nieformalnych planów Brukseli, stanowić jeden z głównych filarów odnowionej strategii UE. Zgodnie z już obowiązującym rozporządzeniem o przemyśle neutralnym klimatycznie Unia ma do końca dekady zapewnić sobie zdolność zaspokajania 40 proc. zapotrzebowania na zielone technologie własnymi mocami produkcyjnymi. A według aktu o surowcach krytycznych w perspektywie 2030 r. Europa powinna opierać się w co najmniej 10 proc. na własnym wydobyciu tych materiałów, w 15 proc. na recyklingu i w 40 proc. na lokalnym przetwórstwie.
W Brukseli rodzi się dopiero pomysł przeglądu strategicznego europejskich inwestycji, który ma przypominać nieco chińską inicjatywę „New Productive Forces” anonsowaną przez Xi Jinpinga w ubiegłym roku. Celem Pekinu jest przekształcenie gospodarki przez wprowadzanie zaawansowanych technologii. UE chce po dokładnym zmapowaniu chińskich inwestycji stworzyć analogiczny system, który wyselekcjonuje te gałęzie gospodarki, w których Europa może z sukcesami konkurować w globalnej rywalizacji z Chinami. Ostatnim elementem, który wpłynie na strategię Brukseli będzie reakcja administracji amerykańskiej – KE pod wodzą Ursuli von der Leyen ma zamiar kontynuować transatlantyckie partnerstwo i koordynować swoje relacje handlowe z Pekinem i z USA. ©℗