3,5 tys. zł będzie kosztować tona tworzyw sztucznych, które nie trafią do recyklingu, tylko do spalarni lub na składowisko.
Opłata od niepoddanych recyklingowi opakowań z tworzyw sztucznych ma wejść w życie od przyszłego roku wraz z nową unijną perspektywą finansową. Stawka wyniesie 80 eurocentów od kilograma, czyli ok. 3,5 tys. zł za tonę. Od krajów członkowskich ma zależeć, jak i od kogo podatek będzie pobierany, co dokładnie zostanie nim objęte, czy będą wyłączone opakowania przemysłowe oraz papier łączony z tworzywami.

Podzielone opinie

Obecny poziom recyklingu odpadów opakowaniowych z tworzyw sztucznych w Polsce to 23,5 proc.
– Jeśli od przyszłego roku poziom ten nie ulegnie zwiększeniu, to od 76,5 proc. odpadów opakowaniowych, które trafiają do odzysku energetycznego lub do składowania, będzie trzeba uiścić opłatę. Biorąc pod uwagę, że w 2019 r. w naszym kraju wprowadzono na rynek ok. miliona ton opakowań z tworzyw, za 2021 r. Polska będzie musiała wnieść do kasy UE ok. 600 mln euro, czyli 2,7 mld zł. Jest oczywiste, że kraj nie wpłaci ot tak tej kwoty; należy zakładać obciążenie nią wprowadzających poprzez organizacje odzysku – wylicza Andrzej Gantner, dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności.
Nikt nie ma wątpliwości, że skutki nowej opłaty będą dotkliwe. Opinie na temat jej skuteczności są podzielone. Zdaniem części ekspertów taka opłata wywrze presję na poprawę selektywnej zbiórki w gminach, skłoni producentów do szukania alternatyw dla nienadających się do przetworzenia opakowań z plastiku, a także zmotywuje rząd do większego wsparcia branży recyklingu i odejścia od najbardziej obciążających środowisko metod postępowania z odpadami – składowania i spalania.
– Im niższy poziom recyklingu, tym opłata będzie wyższa. Tylko motywacja finansowa może wpłynąć na realne ograniczenie ilości wprowadzanych do obiegu oraz przetwarzanych tworzyw sztucznych. Doszliśmy do takiego momentu, w którym praktycznie każdy mieszkaniec Europy, a w zasadzie świata, zdaje sobie sprawę ze skali problemu plastikowych śmieci. Zdajemy sobie sprawę również z tego, że uzależnienie od tworzyw sztucznych słono nas będzie kosztować – uważa Sylwia Szczepańska, dyrektor ds. dialogu Federacji Przedsiębiorców Polskich (FPP), ekspert Centrum Analiz Legislacyjnych i Polityki Ekonomicznej (CALPE).
Są też głosy, że podatek jest nieracjonalny.
– Zgodnie z dyrektywą opakowaniową w 2025 r. powinny wynosić 50 proc. odpadów z tworzyw sztucznych, a w 2030 r. – 55 proc. Stworzono więc regulację, będącą swoistą mapą drogową, jasno wyznaczającą cele, które w świetle podatku plastikowego przestają mieć znaczenie. Lepszym rozwiązaniem byłoby sukcesywne realizowanie tej strategii, monitorowanie postępów i wprowadzanie dodatkowych rozwiązań dopiero wówczas, gdyby dotychczasowe nie spełniały swojej roli. Wygląda na to, że nowy podatek jest tylko drogą do pozyskania nowego źródła dochodu – tłumaczy Magdalena Dziczek, dyrektor biura zarządu, członek zarządu Związku Pracodawców Przemysłu Opakowań i Produktów w Opakowaniach EKO-PAK.
Robert Szyman, dyrektor generalny PZPTS, zwraca uwagę, że Polska nie dysponuje sprawnym systemem zbiórki, selekcji i przerobu odpadów z tworzyw, w tym opakowaniowych – mimo wielokrotnych deklaracji ze strony rządu nadal nie wiadomo, jak ten problem ma zostać rozwiązany. Dlatego, jak dodaje, niższe koszty poniosą kraje, które takie systemy wdrożyły, jak np. Niemcy czy Holandia.
– Podatek w zaproponowanej przez EU formule powoduje, że Polska będzie zmuszona do wpłat do unijnego budżetu, co pomniejszy skalę środków uzyskiwanych z Unii na rzecz naszego kraju – uważa Szyman. Dodaje, że PZPTS sprzeciwia się nowemu rozwiązaniu. Wskazuje, że nie było żadnych konsultacji z branżą.

Koło ratunkowe

Duże oczekiwania z wprowadzeniem nowej sankcji wiążą recyklerzy. Wielu z nich jest dziś na skraju bankructwa i widzi w daninie swoiste koło ratunkowe, które pozwoli przywrócić zachwianą koniunkturę na ich produkty. – Ceny surowców wtórnych są najniższe od kilku lat. Przykładowo 24-tonowy kontener folii był kiedyś wart kilkanaście tysięcy złotych. Obecnie ma cenę ujemną, co znaczy, że do odbioru przez recyklera trzeba dopłacić – mówi Szymon Dziak-Czekan, prezes Stowarzyszenia Polski Recykling.
Powodów jest kilka. Kluczowym było załamanie europejskiego rynku recyklingu, gdy Chiny, dotychczas duży odbiorca odpadów, zamknęły dla nich swoje granice w 2017 r. Kondycję branży podkopały też restrykcyjne wymogi przeciwpożarowe, a ostatnio – spadek cen ropy i zmniejszenie produkcji spowodowane pandemią.
Branża recyklingu liczy, że opłata skłoni producentów do stosowania surowców wtórnych (dziś taniej wyprodukować nową butelkę PET niż korzystać z przetworzonego surowca). Miałoby to pozwolić rozwinąć się bardzo dziś rozdrobnionej branży (ok. 250 zakładów w Polsce, z czego tylko kilka mogących przetworzyć ponad 20 tys. ton surowca rocznie). – Bez poprawy recyklingu mówimy o miliardach euro, które zasilą unijną kasę kosztem m.in budżetu Polski. Budowa polskiego recyklingu zaoszczędzi Polsce setki milionów złotych rocznie – przekonuje Dziak-Czekan.
Regulacji dotyczących plastiku będzie w nadchodzących latach więcej. W przyszłym roku z półek sklepowych zniknie kilkanaście rodzajów produktów z tworzyw sztucznych, m.in. słomki, sztućce, kubeczki. Od 2025 r. będzie obowiązek stosowania 25 proc. surowca wtórnego w każdej nowej butelce PET.
W Ministerstwie Klimatu trwają prace nad wprowadzeniem nowego modelu tzw. rozszerzonej odpowiedzialności producenta. Chodzi o podwyższenie opłat za zanieczyszczenie środowiska pobierane od podmiotów wprowadzających produkty w opakowaniach. W innych krajach UE wynosi ona kilkaset euro od tony wprowadzanych tworzyw, kilkanaście razy więcej niż u nas.