W regionach górniczych mogłyby powstawać zakłady, których produkcja przysłuży się transformacji energetycznej.
Finansowanie będzie pochodziło z Unii Europejskiej (UE). Powstające dzięki temu zakłady mogą się zajmować produkcją baterii do samochodów elektrycznych, elementów morskich farm wiatrowych, sprzętu potrzebnego do utrzymania i konserwacji, np. farm fotowoltaicznych czy instalacji dla gospodarstw domowych, takich jak pompy ciepła. / ShutterStock
Finansowanie będzie pochodziło z Unii Europejskiej (UE). Powstające dzięki temu zakłady mogą się zajmować produkcją baterii do samochodów elektrycznych, elementów morskich farm wiatrowych, sprzętu potrzebnego do utrzymania i konserwacji, np. farm fotowoltaicznych czy instalacji dla gospodarstw domowych, takich jak pompy ciepła.
Wiceminister klimatu Adam Guibourgé-Czetwertyński powiedział DGP, że bez względu na liczbę regionów węglowych w całej UE udział Polski w Funduszu Sprawiedliwej Transformacji (FST) jest już wyliczony i będzie największy wśród wszystkich państw członkowskich.
Szacunki mówią o tym, że 25–27 proc. finansowania z FST, które do nas trafi, to ok. 2 mld euro. Razem z innymi instrumentami inwestycyjnymi oraz pożyczkami z Europejskiego Banku Inwestycyjnego, możemy liczyć na prawie 27 mld euro do 2027 r.
Pieniądze z EBI nie będą jednak szły na wszystkie projekty. Bank od dawna nie inwestuje w węgiel, a wdrażając nową zieloną politykę kredytową, od 2022 r. nie zamierza udzielać pożyczek tam, gdzie finansowane są inicjatywy dotyczące gazu.
Guibourgé-Czetwertyński ocenia, że w przypadku pierwszej propozycji legislacyjnej Brukseli w ramach Europejskiego Zielonego Ładu regiony silnie uzależnione od paliw kopalnych, spotkały się w UE z dużym zrozumieniem, jeśli chodzi o koszty transformacji, która je czeka.
– To jest odpowiedź na duże wyzwania, przed którymi stoją regiony węglowe w Polsce. Będzie to narzędzie, które ma tworzyć jak najbardziej komfortowe warunki transformacji, stwarzając warunki rozwoju dla nowych gałęzi przemysłu – podkreśla.
– Tu oczywiście dużą rolę odegrają same regiony, bo one najlepiej znają swoje wyzwania. Jednak potrzebna jest też koordynacja na poziomie krajowym, żeby zapewnić spójność ich planów ze strategią krajową, np. Strategią Odpowiedzialnego Rozwoju czy z Polityką energetyczną Polski do 2040 r. (PEP 2040) – podkreślił wiceminister. Dodał też, że plany regionalne muszą uwzględniać dostępną infrastrukturę.
Jak zauważył, część regionów zaczęła już pracować nad takimi planami albo przygotowała propozycje w ramach inicjatywy Komisji Europejskiej związanej z transformacją regionów węglowych.
Według kwalifikacji KE w Unii jest 108 regionów węglowych, w tym dziewięć w Polsce. W naszym przypadku pokrywają województwa małopolskie, śląskie, dolnośląskie, wielkopolskie, lubelskie i łódzkie. Wiceszef resortu klimatu pytany, czy środki na transformację będą kierowane we wszystkie te miejsca, czy tylko w wybrane, zaznaczył, że to będzie uzależnione od potrzeb i jakości przygotowanych planów.
– Jeżeli w danym regionie skala zidentyfikowanych problemów jest mniejsza i nie ma specjalnie potrzeb inwestycyjnych, to zapewne większe środki lepiej skierować w miejsca, które mają większe potrzeby – zaznaczył.
Guibourgé-Czetwertyński potwierdził, że dokończenie projektu „Polityki energetycznej Polski do 2040 r.” będzie zadaniem resortu klimatu. Z kolei za opracowanie dla Brukseli planu transformacji energetycznej do 2050 r. będzie odpowiadał resort rozwoju.
– Na pewno będziemy chcieli dopracować ten projekt (PEP 2040 – red.) tak, żeby odzwierciedlał on zarówno nasze zobowiązania międzynarodowe, jak i stan naszej energetyki, jej potrzeby inwestycyjne i konieczność zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego kraju – wyjaśnił. Przypomniał, że formalnie Ministerstwo Klimatu nie przejęło jeszcze od Ministerstwa Aktywów Państwowych dokumentów i regulacji energetycznych, bo trwa finalizacja uzgodnień ustawy o działach administracji rządowej, która ustali kompetencje pomiędzy poszczególnymi resortami.
Czetwertyński nie wykluczył też lekkiej korekty w polityce energetycznej, jeśli chodzi o udział węgla w polskim miksie. Teraz jest to 56–60 proc.
– Nie wykluczam, że te parametry mogą się zmienić. Będziemy patrzeć na to, jakie są nasze realne możliwości pod kątem dostępnych technologii i środków. Chodzi o to, żeby przeprowadzić tę transformację w sposób odpowiedzialny – zastrzegł. Ocenił, że jeśli technologie pozwolą na szybsze osiągnięcie celów, to tym lepiej.
Jego zdaniem Polsce – ze względu na duże uzależnienie do węgla – dojście do neutralności klimatycznej „może zająć więcej czasu” niż do 2050 r. Zastrzegł jednak, że zgodnie z porozumieniem paryskim będziemy dążyć do osiągnięcia neutralności klimatycznej w drugiej połowie tego stulecia.