Dyrektorzy placówek borykają się z deficytem kadry. Nadzieję dawały Ukrainki, ale ich zatrudnienie wymaga więcej formalności niż w szpitalach

Do dyrektorów żłobków trafiła właśnie ankieta Naczelnej Rady Pielęgniarek i Położnych. Są w niej pytani o zasadność zatrudnienia pielęgniarek lub położnych na podstawie art. 15 ust. 3 ustawy o opiece nad dziećmi do lat trzech. A także proszeni o podanie wymaganej przez prawo liczby etatów w danej placówce w zestawieniu z faktycznie zatrudnionymi osobami. Ankieta potrwa do 4 lipca, a jej wyniki mają posłużyć do przygotowania postulatów do Ministerstwa Zdrowia. Sami dyrektorzy są zdania, że przepis ma się nijak do rzeczywistości, i chcą jego zmiany.
Przypomnijmy: tzw. ustawa żłobkowa mówi, że jeśli do placówki uczęszcza więcej niż 20 dzieci, ma ona zatrudniać przynajmniej jedną pielęgniarkę lub położną. W praktyce, jak mówią dyrektorzy placówek, ten zapis jest niewykonalny. – Od listopada ubiegłego roku na naszej stronie internetowej widnieje oferta dotycząca zatrudnienia pielęgniarki. Nie możemy jednak nikogo znaleźć, co oznacza, że działamy bez specjalisty. Przegrywamy w walce ze służbą zdrowia, która proponuje lepsze finansowo warunki pracy – tłumaczy Paulina Ludian, zastępca dyrektora w żłobku „Puchatek” w Sopocie. I przypomina, że o tego samego pracownika walczą też m.in. domy opieki społecznej czy hospicja.
Barbara Baranowska, która prowadzi w Krakowie pięć placówek, przypomina, że wspomniana ustawa reguluje także kwestie zatrudnienia opiekunów. Jeden może sprawować opiekę w żłobku nad maksymalnie ośmiorgiem dzieci. A jeśli w grupie znajduje się dziecko niepełnosprawne, wymagające szczególnej opieki lub które nie ukończyło pierwszego roku życia – maksymalnie nad pięciorgiem. – Ten wymóg jest ściśle przestrzegany. Opiekunką musi też być osoba, która odbyła nie wcześniej niż dwa lata przed podjęciem zatrudnienia jako opiekun szkolenie z udzielania dziecku pierwszej pomocy. A także posiadać kwalifikacje opiekuńcze, pedagogiczne czy pielęgniarskie. Dziś w żłobkach i tak dzieciom nie podaje się żadnych leków, a jeśli wykazują objawy choroby, dzwoni się po rodziców – podkreśla Barbara Baranowska. Przekonuje, że w tym kontekście wymóg posiadania przez żłobki pielęgniarek jest zbędny, a do tego trudny do zrealizowania, bo chętnych na rynku nie ma. Pielęgniarka nie może także pełnić roli opiekunki. W praktyce, jak deklarują dyrektorzy, to formalność, której nie da się przestrzegać. – Ustawa mówi o zatrudnieniu, ale nie precyzuje jego formy. Ideałem byłoby przyjąć pielęgniarkę na pełen etat, ale to oznacza ok. 8 tys. zł netto – wylicza Baranowska. Dlatego w praktyce placówki szukają dziś innych rozwiązań, które, jak same przyznają, są twórczą interpretacją istniejących zapisów. Czyli np. podpisanie umowy z pobliską przychodnią, która jest gotowa „udostępniać” swoje pielęgniarki. – W praktyce taka osoba nie ma jednak w żłobku żadnych stałych zadań, płacimy jej za gotowość i za porządek w papierach.
Jakie padają propozycje? Dyrektorzy żłobków podkreślają, że skoro brakuje chętnych do pracy, a przepisy obowiązują, rozwiązaniem byłoby danie możliwości zatrudnienia pielęgniarek z Ukrainy na tych zasadach, na jakich dziś mogą podejmować pracę w podmiotach leczniczych. Czyli m.in. ułatwienie im uzyskania warunkowego prawa wykonywania zawodu, bo dziś nie obejmuje ono żłobków.
– Mam regularnie zgłoszenia od uchodźczyń z Ukrainy, które mają wieloletnie doświadczenie pielęgniarskie, ale nie mogę z nich skorzystać – podkreśla Barbara Baranowska.
Resort zdrowia w rozmowie z DGP przyznaje, że nie odpowiada za pielęgniarki w innych niż ochrona zdrowia sektorach. I odsyła do MEiN. To z kolei zwraca uwagę, że pielęgniarka lub higienistka szkolna nie jest pracownikiem szkoły i nie podlega służbowo dyrektorowi. Wykonują świadczenia zdrowotne w ramach podpisanej umowy z NFZ.
– Biorąc powyższe przepisy pod uwagę, resort nie jest właściwy i nie podejmuje decyzji dotyczących zatrudnienia pielęgniarek z Ukrainy w szkołach na analogicznych warunkach, jak to ma miejsce w służbie zdrowia – zauważa Adrianna Całus, rzeczniczka Ministerstwa Edukacji.
Dyrektorzy żłobków nie liczą więc na pozytywne rozstrzygnięcie tego problemu. Poza tym, jak zauważają, byłoby to rozwiązanie krótkoterminowe. – Docelowo powinno się zmodyfikować przepisy ustawy, ograniczając zatrudnienie pielęgniarek tylko do największych placówek, np. powyżej 100 dzieci lub tam, gdzie znajdują się dzieci z konkretnymi deficytami zdrowia, specjalnymi potrzebami. Wówczas ich obecność jest uzasadniona – wtóruje Anna Lubacz, która prowadzi żłobki w Lublinie, Krakowie, Rzeszowie. Ona również dostała ankietę. Napisała w niej wprost, że zapisy o zatrudnianiu pielęgniarek uważa za relikt z przeszłości.
Zofia Małas, prezes NRPiP, mówi jednak, że jej środowisko dostrzega problem. – Stąd ankieta – przekonuje. Jej wyniki mają pokazać realia. Czyli: jakie faktyczne jest zapotrzebowanie na pracę pielęgniarek w żłobkach, jakie są braki i jakie dominują formy zatrudnienia. Powtarza, że żłobki mają ofertę mniej korzystną niż szpitale. Stąd problemy z kadrą. I stąd zapewne pomysły na umowy podpisywane z przychodniami POZ na pielęgniarki dochodzące. – Jeśli jednak okaże się, że w tych placówkach jest dużo dzieci z deficytami, to ostatnie rozwiązanie może okazać się dalece niewystarczające. A to oznacza, że obecny stan nie może trwać dalej. ©℗