Konieczne jest lepsze zrozumienie przez młodzież złożonych procesów historycznych oraz społeczno-politycznych – tak MEiN tłumaczy wprowadzenie nowego przedmiotu – historia i teraźniejszość. I właśnie to budzi niepokój nauczycieli

Historia i teraźniejszość ruszy od nowego roku szkolnego. Począwszy od I klasy szkół ponadpodstawowych będzie wypierał dotychczasowy WOS, czyli wiedzę o społeczeństwie. Ma obejmować lata 1945 – 2015 i koncentrować się na wydarzeniach w Polsce oraz wybranych zagadnieniach Europy i świata. Jak słyszymy, zmiany dotyczą też obecnych lekcji historii, a dokładniej programu I klasy szkoły ponadpodstawowej. Podstawa zostanie uzupełniona o wydarzenia z okresu po przystąpieniu Polski do UE (od 2004 r. do 2015 r.).
– Uczniowie pozostałych klas szkół ponadpodstawowych, którzy są w cyklu kształcenia, będą mieć nadal WOS – opisuje DGP Anna Ostrowska, rzeczniczka resortu edukacji. Jak słyszymy, HiT-u nie będzie na maturze, a w tygodniową siatkę zajęć zostanie on wkomponowany kosztem obecnych lekcji. Będą to trzy godziny (zamiast obecnych dwóch godzin WOS i jednej godziny historii).
Zmiany są konieczne, jak przekonuje nas resort, bo realizacja historii najnowszej napotyka na trudności. Wynikają one m.in. z omawiania zagadnień historii najnowszej w ostatniej klasie, kiedy uczniowie liceum i technikum są już skupieni na przedmiotach, z których zdają maturę czy egzaminy zawodowe. To perspektywa MEiN. A nauczycieli?
– Fakt, w starszych klasach historia traktowana jest po macoszemu. Zwłaszcza przez uczniów, którzy myślą np. o technicznym kierunku studiów. Dyskusja o najnowszych wydarzeniach rzeczywiście byłaby na miejscu, bo nieraz już pomstowaliśmy na braki w wiedzy młodzieży. I to, o czym mówi ministerstwo, czyli lepsze zrozumienie zachodzących procesów, byłoby wskazane – mówi nauczyciel historii w renomowanym krakowskim liceum. Ale zarówno on, jak i inni wykładowcy tego przedmiotu, z niepokojem czekają na zakres programowy. – Bo clue sprowadza się do tego, czego będziemy mieli naszych uczniów uczyć. Już dziś słyszymy, że szkoła ma być wolna od ideologii i polityki. Słusznie. Ale wiemy też, że wydarzenia lat 70., 80., 90. i XXI w. są nią przesiąknięte. Oby historycy nie zamienili się w saperów, którzy sami będą sobie podkładać miny. Jeśli nałożymy na to planowaną rosnącą rolę kuratorów w kontrolowaniu tego, co dzieje się w szkołach, to obawy są uzasadnione.
I właśnie to powoduje, że nauczyciele wypowiadają się o Hicie z rezerwą. – Jestem ostatnią osobą, która krytykowałaby większy nacisk na treści historyczne. Ale z obawą czekam na wyniki prac zespołu ekspertów MEiN. Nie krytykuję ich wiedzy historycznej, liczby opublikowanych książek. Natomiast nie trzeba trudu, by zauważyć, że prezentują wizję ostatnich dziejów spójną z narracją obecnej władzy. I o ile kontekst wydarzeń z XV, XVII, nawet XIX w. można przedstawiać bez politycznych emocji, o tyle w historii Solidarności, Kościoła, Okrągłego Stołu, nawet Polski w UE jest ich aż nadto – dodaje nauczycielka historii w liceum, które w rankingu „Perspektyw” jest w pierwszej dwudziestce.
– Założenie jest takie, że treści z zakresu wiedzy o społeczeństwie będą wkomponowane w kontekst historyczny, co umożliwi uczniom lepsze zrozumienie złożonych procesów historycznych oraz społeczno-politycznych – opisuje Ostrowska. I dodaje, że na pytanie, co dokładnie znajdzie się w programie nowego przedmiotu, a co za tym idzie i w podręcznikach, ministerstwo będzie mogło udzielić odpowiedzi po przygotowaniu propozycji projektu podstawy programowej. Wyłoniony przez MEiN zespół ekspercki przedstawi go do 30 listopada. W grudniu ma trafić do konsultacji publicznych i uzgodnień międzyresortowych. Rozporządzenie określające podstawę programową ma być wydane w lutym 2022 r.
– Będzie więc mało czasu na jej przygotowanie. Za mało, jeśli planowane są konsultacje ze środowiskiem nauczycielskim i ekspertami spoza resortu. A tylko wtedy podstawa programowa ma szansę zostać dobrze opracowana – ocenia Marek Pleśniar, dyrektor Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty.
Marek Pleśniar obawia się również, że nie uda się oddzielić HiT-u od ideologii. Przypomina m.in. wydarzenia z podstawówki w Dobczycach, gdzie część uczniów wzięła udział w „Tour de Konstytucja” i wobec osób za to odpowiedzialnych w szkole ministerstwo zapowiedziało konsekwencje. – I tak wracamy do pytania, jak mówić np. o Lechu Wałęsie oraz innych postaciach z tego okresu, które angażują się również w obecne wydarzenia – mówi Pleśniar.
– Nowy przedmiot wymaga szerokiej dyskusji, by nauczyciele mogli się zastanowić, z jakich źródeł korzystać – wtóruje Izabela Leśniewska, nauczycielka ze szkoły podstawowej w Radomiu. Chyba, że przewiduje się przekazanie podstawy programowej wraz z zamkniętą wykładnią. Wówczas, jak podkreśla, oznaczałoby to centralne sterowanie w edukacji.
Nasi rozmówcy przekonują, że oceniają zespół ekspercki przez pryzmat dorobku naukowego. Tworzą go: prof. Grzegorz Kucharczyk (specjalizuje się w myśli politycznej XIX i XX w., gros jego publikacji dotyczy chrystianofobii, postaw Zachodu wobec Kościoła, kultury konsumpcji i śmierci), dr Robert Derewenda (jego główne obszary zainteresowań badawczych obejmują zagadnienia z dziejów najnowszych Kościoła), Włodzimierz Krzysztof Kowalczyk (wśród jego publikacji są m.in. „Między antyklerykalizmem a konfesjonalizacją. Partie polityczne wobec Kościoła katolickiego w Polsce po 1989 r.”), dr Paweł Milcarek (razem z Grzegorzem Kucharczykiem współautor podręczników do gimnazjum, autor monografii m.in. o łacińskiej tradycji filozofii chrześcijańskiej, a także historii Mszy św.), dr Wojciech Muszyński (współautor biogramów do Leksykonu duchowieństwa represjonowanego w PRL, a także szeregu publikacji o obozie narodowym), prof. Mieczysław Stanisław Ryba (autor książek, artykułów naukowych i wykładów na temat stanu wojennego, myśli społecznej Jana Pawła II, zmagań kulturowych we współczesnej szkole i ekologii – ideologii czy nauce), Małgorzata Żaryn (współautorka, razem z prof. Janem Żarynem, „Rok 1939. Od beztroski do tragedii”).
Instytut Badań Edukacyjnych, który zajmuje się m.in. monitorowaniem efektywności nauczania, do czasu pojawienia się podstawy programowej, nie chce komentować sprawy. – Eksperci czekają z opinią – ucina Ewa Sularz, rzeczniczka IBE.