Uczelnie niepubliczne wyciągają ręce do budżetu państwa. Wraca pomysł bonu edukacyjnego

Topnieje liczba uczelni niepublicznych. Tylko w ciągu kilku lat ubyło ich 47. Teraz jest zaledwie 225. Mimo spadkowego trendu rośnie liczba studentów, którzy podejmują kształcenie w prywatnych szkołach wyższych. W tym samym okresie (patrz infografika) liczba osób, które na nich studiują, wzrosła z 281,5 tys. do 346,8 tys. Tak wynika z najnowszych danych Ministerstwa Edukacji i Nauki. Studenci prywatnych szkół sami muszą jednak płacić za naukę. Rektorzy postulują o zmiany w tym zakresie, argumentując, że mogą pochwalić się coraz wyższą jakością nauczania.
Ręczne sterowanie
– Coraz więcej studentów jest zainteresowanych kształceniem na uczelniach niepublicznych. Wynika to m.in. z tego, że mają one podobny poziom kształcenia do państwowych szkół. Nie ma już tzw. uczelni krzaków, rynek się oczyścił. Pozostały te, które spełniają wysokie standardy, potwierdzane decyzjami Polskiej Komisji Akredytacyjnej – uważa prof. Waldemar Tłokiński, przewodniczący Konferencji Rektorów Zawodowych Szkół Polskich (KRZaSP). – Ponadto prywatne uczelnie powstały często w mniejszych miejscowościach, zatem są bliżej studenta. Jednocześnie starają się być bardziej przyjazne i pomocne, nastawione na rozwiązywanie problemów studentów, w duchu rzeczywistego partnerstwa akademickiego – dodaje.
Na liczbę osób uczących się w prywatnych placówkach wpłynęła też zmiana algorytmu naliczania dotacji dla uczelni publicznych, która weszła w życie w 2017 r., gdy ministrem nauki był jeszcze Jarosław Gowin. Wprowadził szlaban na masowe kształcenie na publicznych uczelniach. Reforma finansowania tych szkół spowodowała, że na jednego nauczyciela nie może przypadać więcej niż 13 studentów. Przez to więcej osób przeszło do prywatnego sektora.
Bon jak bumerang
Zdaniem KRZaSP modyfikacja algorytmu tak, aby strumień studentów skierować do prywatnych placówek, to jednak za mało. Przedstawiciele niepublicznych uczelni liczą na większą pomoc rządu, która będzie kierowana bezpośrednio do ich kieszeni.
– Obecnie podział jest taki, że uczelnie publiczne zapełniają się głównie studiującymi stacjonarnie, z kolei niepubliczne – studentami niestacjonarnymi. Wynika to z tego, że studia stacjonarne na uczelniach publicznych są darmowe, natomiast niestacjonarne muszą opłacać sobie sami studenci. Uważamy, że ten podział powinien ulec zmianie. Dlatego postulujemy wprowadzenie bonu edukacyjnego – mówi prof. Waldemar Tłokiński.
To rozwiązanie polega na tym, że pieniądze z budżetu państwa idą za studentem – budżet sfinansuje studia na tej uczelni, którą wybierze, bez względu na to, czy jest ona publiczna, czy prywatna. Rektorzy argumentują, że studenci uczelni niepublicznych studiujący w trybie stacjonarnym są dyskryminowani w stosunku do tych z publicznych szkół. Ostrzegają, że jeżeli rząd nie zmieni systemowego podejścia do uczelni niepublicznych, dalej będą się one wykruszać, ale również te dobre. Wyliczyli, że łączny koszt proponowanych przez nich rozwiązań nie powinien przekroczyć ok. 300 mln zł.
O takie rozwiązanie przedstawiciele prywatnych szkół zabiegają od lat i nie zamierzają się zniechęcać. Zapowiadają, że do pomysłu tzw. bonu edukacyjnego wrócą podczas rozmów z ministrem edukacji i nauki Przemysławem Czarnkiem. A te zaplanowane są na przełomie kwietnia i maja.
Studenci na razie ostrożnie wypowiadają się na temat tego pomysłu i czekają na szczegóły. – Rozważymy to rozwiązanie, gdy pojawi się konkretna propozycja – komentuje Mateusz Grochowski, przewodniczący Parlamentu Studentów RP. – Na pewno ważne jest wsparcie dla studentów uczelni niepublicznych, którzy obecnie sami muszą opłacać swoją edukację, ale nie może być ono przyznane kosztem studentów uczelni publicznych – zastrzega.
Postulaty wsparcia prywatnych uczelni pojawiają się też wśród posłów. – Należy pamiętać o uczelniach niepublicznych, które są równie ważnym elementem polskiego systemu szkolnictwa wyższego, co publiczne. Zatrudniają blisko kilkanaście tysięcy pracowników, studiują na nich setki tysięcy studentów. Nie otrzymują z budżetu państwa praktycznie żadnych środków i nie mogą skorzystać ze wsparcia finansowego oferowanego w ramach tarczy antykryzysowej. Wynika to z tego, że nie są traktowane jak przedsiębiorcy czy instytucje publiczne – wskazała w piśmie skierowanym do Ministerstwa Edukacji i Nauki Agnieszka Hanajczyk, posłanka PO. Zwróciła się z pytaniem do resortu, czy przewiduje pomoc dla niepublicznych uczelni, choćby w ramach kolejnych tarcz. Na razie jednak nie ma odpowiedzi.
Prywatnych uczelni mniej, studentów więcej