W Wielkiej Brytanii studiuje ponad 8 tys. Polaków. Po brexicie mało kogo będzie stać na studia na Wyspach. Brak dostępu do brytyjskiej edukacji to także duże wyzwanie dla naszego kraju.

Brexit stał się faktem 1 stycznia 2021. Tydzień wcześniej, wczesnym popołudniem 24 grudnia, Wielka Brytania po miesiącach przeciągających się negocjacji zawarła umowę o wyjściu z Unii Europejskiej. Trudno jednak szukać powodów do radości, bo warunki porozumienia bliskie są oczekiwaniom zwolenników tzw. twardego brexitu. Dla młodych Polaków, którzy myślą o studiach na brytyjskich uniwersytetach, wyjście Zjednoczonego Królestwa z UE oznacza więc szereg bardzo niekorzystnych zmian.
Od nowego roku akademickiego studentów z Polski i pozostałych krajów Unii Europejskiej czekają przede wszystkim radykalne podwyżki czesnego. Dotychczasowa opłata 9250 funtów za rok nauki wzrośnie do około 25 tys., a w przypadku kierunków medycznych nawet do ponad 40 tys. funtów. Znikają także bardzo korzystne i łatwo dostępne pożyczki studenckie oferowane przez brytyjski rząd, z których korzysta większość polskich studentów na Wyspach. Do wcześniej wspomnianych kwot trzeba doliczyć koszty utrzymania, które mogą wynosić rocznie od kilku do kilkunastu tysięcy funtów.
Dotychczas unijne prawo chroniło studentów z krajów Wspólnoty przed wysokimi opłatami, obligując brytyjski rząd do oferowania obywatelom państw UE takich samych warunków w dostępie do edukacji wyższej jak obywatelom brytyjskim. Studenci z krajów Unii Europejskiej, którzy rozpoczną studia tej jesieni, za swoją edukację zapłacą tyle, ile ich rówieśnicy z pozostałych rejonów świata, których wyższe opłaty obowiązywały od wielu lat.
To jednak nie koniec niekorzystnych zmian. Brytyjskie uniwersytety nie będą już brały udziału w popularnym programie wymiany studenckiej Erasmus+, w ramach którego w 2018 r. na Wyspy przyjechało ponad 35 tys. osób z całej Europy. Wracają także wizy studenckie, za których wydanie trzeba będzie zapłacić do kilkuset funtów. Nawet za rozmowy telefoniczne z bliskimi w Polsce zapłacimy więcej, bo przestają obowiązywać niskie, unijne stawki roamingu.
Drastyczny wzrost wysokości czesnego i brak kredytów oznaczają, że od jesieni mało kogo będzie stać na edukację na najlepszych brytyjskich uczelniach. Potwierdzają to wstępne wyniki ankiety zorganizowanej wśród polskiej społeczności studenckiej na Wyspach. Ponad 80 proc. osób deklaruje, że korzysta lub korzystało z pożyczek studenckich do pokrycia kosztów czesnego, zaś około 70 proc. twierdzi, że bez nich nie mogłaby sobie pozwolić finansowo na podjęcie studiów.
Badanie zostało przeprowadzone na zlecenie kampanii Save EU Students, która łączy organizacje młodzieżowe z krajów Unii Europejskiej i działa na rzecz utrzymania korzystnych warunków studiowania. Kampanię koordynuje Federacja Polskich Stowarzyszeń Studenckich w Wielkiej Brytanii, zrzeszająca polskie społeczności studenckie na Wyspach. Mimo tych działań pewne wydaje się, że w najbliższych latach liczba Polaków studiujących w Zjednoczonym Królestwie znacząco spadnie (dziś to ponad 8 tys. osób).
Mniejszą liczbę studentów z Polski i innych krajów UE brytyjskie uniwersytety z łatwością zrekompensują sobie większą liczbą kandydatów np. z Chin, gdzie zachodnia edukacja wciąż uchodzi za najbardziej prestiżową. Istnieje obawa, że kandydaci z Polski będą zdani na oferujące corocznie jedynie kilka miejsc programy stypendialne, jak w przypadku wiodących uczelni amerykańskich. Osoby ubiegające się o dodatkowe finansowanie będą najpewniej musiały wykazać się jeszcze lepszymi ocenami, wynikami testów rekrutacyjnych czy imponującymi osiągnięciami pozaszkolnymi.
Na zmniejszonej dostępności brytyjskich uczelni może stracić Polska. Nasz dostęp do centrów kształcących specjalistów o globalnie uznanych kwalifikacjach będzie utrudniony. To zła wiadomość, bo zapobiegając drenażowi mózgów, nasz kraj może korzystać na edukacji swoich obywateli za granicą. Już dziś znaczny odsetek rodaków na brytyjskich uniwersytetach wraca do kraju po zakończeniu studiów, by tu wykorzystywać zdobyte kompetencje. Polskie firmy to dostrzegają, przyciągając studentów atrakcyjnymi ofertami pracy i staży.
Idea łączenia osób o cenionych globalnie kwalifikacjach uzyskanych za granicą z Polską stoi za działającym na London School of Economics stowarzyszeniem LSE SU Polish Business Society. Jako organizacja studencka integruje ona społeczność rodaków londyńskiej uczelni i wzmacnia relacje między LSE a krajem, m.in. organizując dorocznie Polish Economic Forum – największą konferencję o polskiej gospodarce, odbywającą się poza Polską. Wydarzenie, którego 10. edycja odbędzie się w tym roku wirtualnie 13–15 kwietnia, gromadzi co roku przedstawicieli polskiego biznesu i sektora publicznego.
Takie działania są ważne, bo Polska powinna zaznaczać swoją obecność w światowych centrach nauki, które są dziś ośrodkami kształtowania potencjału ekonomicznego i politycznego państw. Receptą na wzrost kosztów brytyjskiej edukacji mogłyby być krajowe programy stypendiów i pożyczek. Wspomniane wcześniej Chiny posiadają największy tego typu rządowy program na świecie, który co roku pomaga prawie 65 tys. obywateli, pozwalając Chińczykom umacniać swoją międzynarodową pozycję. Podobne inicjatywy działają m.in. w Brazylii, Niemczech, a nawet w mniejszych państwach, np. w Serbii.
W Polsce wciąż brakuje podobnych rozwiązań. Powstały pod koniec rządu Ewy Kopacz program „Studia dla wybitnych” okazał się dalece niedoskonały, oferując finansowanie tylko na studia magisterskie (większość studentów w Wielkiej Brytanii znajduje się obecnie na studiach licencjackich) i nie precyzując wystarczająco kryteriów zachęcających studentów do powrotu do kraju. W 2016 r. program zlikwidowano, uzasadniając to słuszną obawą przed niekontrolowanym odpływem talentów z Polski. W jego miejsce nie powstała żadna alternatywa.
W obliczu brexitu dyskusje o odtworzeniu programu pożyczek powracają. Jako społeczność studentów podkreślamy, że ewentualny system rządowego wsparcia powinien w pierwszej kolejności objąć tych, których bez rządowej pomocy nie stać na zagraniczne studia. Ważne jest też, by zapobiegać drenażowi mózgów, łącząc finansowanie z obowiązkiem pracy w Polsce przez pewien czas po otrzymaniu dyplomu. Warto także premiować tych, którzy aplikują na najlepsze uczelnie, a do współpracy zaprosić biznes prywatny.
Dyskusja o krajowych programach pożyczek nie może jednak przesłonić kwestii najistotniejszej. Brexit i ograniczenie dostępu do brytyjskiej edukacji stwarza okazję do dyskusji o wzmocnieniu potencjału krajowych uniwersytetów, bo to one głównie będą stanowić o sile naszej nauki i zapewniać kadry dla rozwoju gospodarki. Wzrost globalnej konkurencyjności rodzimych uczelni pozwoli nie tylko uniknąć problemu drenażu mózgów, ale także zmniejszy naszą edukacyjną zależność od innych państw.
Przed polskim systemem edukacji wyższej stoi wyzwanie stworzenia kilku ośrodków o bardziej globalnej pozycji. Celem nie jest jednak samo podniesienie pozycji w rankingach, ale przede wszystkim zwiększenie zdolności pozyskiwania finansowania na innowacje, wzmocnienie oddziaływania poza krajem, przyciągnięcie naukowców o światowej renomie czy usprawnienie systemu rekrutacji, który dziś dopuszcza do studiowania wielu kandydatów niezainteresowanych danym kierunkiem i tym samym obniża jakość nauczania.
Słusznymi postulatami wydaje się też postawienie większego nacisku na interdyscyplinarność, umiejętność krytycznego myślenia czy samodzielność w doborze ścieżki edukacyjnej, np. poprzez rozszerzenie oferty indywidualnych studiów międzywydziałowych. Rozwój polskich uniwersytetów będzie nie tylko wpływać na zainteresowanie nimi przez najlepszych studentów i akademików, ale także na perspektywy dalszego rozwoju gospodarczego kraju, w coraz większym stopniu opartego na wiedzy. Powinniśmy dążyć do tego, by młodzi i ambitni Polacy po prostu nie widzieli potrzeby wyjazdu za granicę. ©℗