Właściciele prywatnych szkół i przedszkoli chcą, aby regionalne izby obrachunkowe kontrolowały sposób wydawania przez nich dotacji. Te nie są tym jednak zainteresowane.

Placówki oświatowe niepubliczne i publiczne (ale prowadzone nie przez samorządy, tylko osoby fizyczne lub prawne) apelują o nowelizację ustawy z 27 października 2017 r. o finansowaniu zadań oświatowych (t.j. Dz.U. z 2020 r. poz. 2029 ze zm.). Kwestionowany jest m.in. jej art. 35, który wymienia, na co powinna być wydatkowana dotacja dla przedszkoli i szkół. W tej sprawie Stowarzyszenie Przedszkoli Niepublicznych wystąpiło właśnie do resortu edukacji.
Zdaniem przedstawicieli takich placówek samorządy często podczas kontroli kwestionują niektóre z ich wydatków, a z drugiej strony same nie są rozliczane z tego, czy środki przeznaczone na oświatę w ogólnym rozliczeniu nie są wydawane na budowę dróg i chodników. Chcieliby, aby dotacja dla nich miała charakter podmiotowy (czyli najprościej ujmując – w przeliczeniu na liczbę przedszkolaków lub uczniów), bez uwzględniania dotacji o charakterze podmiotowo-celowym. Lokalni włodarze opowiadają się za tą drugą wykładnią i wielu z nich stara się rozliczać przedsiębiorców z każdego wydatku poniesionego z otrzymanej od gminy dotacji.
Profesor Mariusz Pilich z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, który przygotował opinię w tej sprawie, przekonuje, że przepisy te są niekonstytucyjne. Jego zdaniem art. 35 ustawy nie spełnia wymagań poprawnej legislacji. Zaznacza, że wspomniane prowadzi do tzw. niearbitralności, przewidywalności oraz stabilności stanu prawnego w zakresie dofinansowaniu działalności prywatnych placówek. Głównie dotyczy to zaniżania przez gminy dotacji lub kwestionowania sposobu ich wydatkowania. W efekcie dopiero batalie sądowe pozwalają ustalić, czy te decyzje były zasadne.
Samorządy bronią swojego stanowiska. – Mamy prawo kontrolować, w jaki sposób jest wydatkowana dotacja, wręcz jest to nasz obowiązek i bardzo często okazuje się, że kontrola jest zasadna – przekonuje Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich. – Jeśli osoby prowadzące prywatne szkoły lub przedszkola przestrzegają przepisów i stosują się do nich, nie muszą się obawiać takich kontroli – dodaje.
Innego zdania są przedstawiciele tych placówek. – Gmina jako dysponent dotacji w żadnym przypadku nie powinna być organem kontrolującym, bowiem w dobie trudności finansowych stwarza to pokusę odzyskiwania na siłę tych pieniędzy – mówi Maciej Godlewski, wiceprezes Stowarzyszenia Przedszkoli Niepublicznych. Jego zdaniem należy, wspólnie z kierownictwem resortu edukacji, pilnie podjąć dyskusję na temat kształtu obowiązujących przepisów i zmienić je tak, aby były jasne w stosowaniu i we właściwy sposób zabezpieczały interes wszystkich stron – i samorządu, i niepublicznej oświaty.
Z tym postulatem zgadzają się prawnicy reprezentujący przedszkola i szkoły. – W lutym br. wystąpiłam do MEiN z wnioskiem o przeprowadzenie zmian legislacyjnych w zakresie prawa finansowania zadań oświatowych. Jednym z kluczowych wniosków było przekazanie uprawnienia do prowadzenia kontroli w zakresie prawidłowości pobrania i wydatkowania dotacji innemu organowi niż dotujący, np. regionalnym izbom obrachunkowym – mówi Beata Patoleta, adwokat i ekspert ds. prawa oświatowego. Również jej zdaniem sytuacja, w której pieniądze są przekazywane przez ten sam organ, który następnie dokonuje kontroli, ma tę zasadniczą wadę, że może być on zainteresowany stwierdzeniem nieprawidłowości, w efekcie czego do budżetu danej gminy wpływają środki, które mogą być rozdysponowane w dowolny sposób.
Jednak RIO wcale nie są zainteresowane dodatkowym zadaniem. – Na wniosek podmiotu, który udziela dotacji prywatnemu przedszkolu, możemy przeprowadzić kontrolę. Najczęściej jednak dostajemy skargi i prośby o kontrole samorządów, czy właściwie przyznają te środki – mówi Grażyna Wróblewska, prezes RIO w Poznaniu. Jak jednak podkreśla, osoby prowadzące prywatne placówki oświatowe nie są podmiotami uprawnionymi, aby występować o taką kontrolę. – Nie mniej jednak przy kompleksowej kontroli samorządów przekazane skargi i wnioski są sprawdzane pod względem ich zasadności – deklaruje.
– Obecnie nie mamy tylu pracowników, aby wszystkie te skargi sprawdzać na bieżąco – dodaje.
Prawnicy wskazują, że kolejnym argumentem przemawiającym za koniecznością dokonania zmian są wątpliwości związane z interpretacją art. 47 ustawy o finansowaniu zadań oświatowych. Chodzi o właściwość sądów, które miałyby się zajmować tymi kwestiami. Przepis ten nie oddaje bowiem pod rozstrzygnięcie sądów administracyjnych spraw związanych z dotacjami oświatowymi wypłacanymi po 2017 r. (czyli roku uchwalenia tej ustawy), tymczasem do 2016 r. wszelkie spory tego typu rozpoznawane były przez sądy powszechne, właściwe wydziały cywilne. Obecnie sądy administracyjne na terenie całego kraju uznają się za niewłaściwe w sprawach o niedopłacone kwoty dotacji. – Uzasadnione byłoby więc uchylenie art. 47 i oddanie tej kategorii spraw do właściwości sądów powszechnych, tak jak ma to miejsce w odniesieniu do dotacji wypłacanych za wcześniejsze lata, do 2016 r. włącznie. Takie stanowisko jest tym bardziej uzasadnione, że również Sąd Najwyższy w sprawach dotyczących drogi sądowej za ten okres sugeruje, iż po 2017 r. droga sądowa nie wydaje się skutecznie wyłączona, jeżeli chodzi o postępowania przed sądami cywilnymi – postuluje Beata Patoleta.
O podobne zmiany apelują również szkoły katolickie. W tym roku minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek obiecał im, że w ciągu roku poprawi przywołane przepisy. DGP pisał o tym, że nie jest wykluczone, iż w przypadku prywatnych szkół dotacja byłaby wypłacana bezpośrednio przez wojewodów.