Władze wiedzą, że takie wydatki to dobra inwestycja.
Na co wpływa funkcjonowanie w mieście wyższych uczelni / DGP
Choć szkolnictwo wyższe nie jest zadaniem własnym gmin, to staje się coraz częściej priorytetem w samorządowych działaniach. Nie bez powodu: bez dobrej szkoły w mieście nie ma specjalistów, których poszukują firmy. Trudniej jest więc przyciągnąć nowych inwestorów, bez których trudno się rozwijać.
Rzeszów postawił na służbowe mieszkania dla kadry nauczycielskiej lokalnych uczelni. To samo oferuje Bydgoszcz. Na razie przygotowała 94 lokale, kolejne będą przydzielane, gdy pojawi się taka potrzeba. Poza tym miasto wspiera uczelnie, przekazując im nieruchomości na przedsięwzięcia służące ich rozwojowi. Na przykład Akademia Muzyczna im. Feliksa Nowowiejskiego dostała grunt o wartości 9,3 mln zł pod budowę kampusu. 290 mln zł na ten cel ma pochodzić ze środków rządowych i miejskich.
Na mieszkania dla doktorantów stawia również Poznań. 143 lokale kosztowały miasto 28 mln zł. Można je wynająć na 10 lat. Uczelnie dostają też grunty – bezpłatnie lub z dużą bonifikatą. Od 1990 r. miasto przekazało im działki o powierzchni 44 ha.
We Wrocławiu postanowiono skupić się nie tyle na przyciągnięciu nowych, ile utrzymaniu już posiadanych „talentów”. Działa tam Studencki System Stypendialny, z którego można otrzymać 2 tys. zł miesięcznie. – Poza tym miasto współfinansuje prestiżowe międzynarodowe konferencje oraz wizyty wybitnych zagranicznych naukowców na uczelniach. Rocznie na ten cel idzie do 300 tys. zł – mówi Krzysztof Szłapka z wrocławskiego magistratu.
Stypendiami w wysokości 500 zł miesięcznie najbardziej uzdolnioną młodzież próbuje zatrzymać również Bydgoszcz. – Są one przydzielane absolwentom, którzy zdali egzamin maturalny z matematyki z wynikiem co najmniej 60 proc. i poszli na wybrane kierunki, takie jak informatyka, mechatronika, teleinformatyka, elektronika i telekomunikacja, inżynieria materiałowa czy budowa maszyn, wzornictwo, architektura i urbanistyka – wymienia Marta Stachowiak, rzecznik prasowy urzędu miasta. – Do tego dochodzą nagrody i stypendia, które co roku przyznaje prezydent miasta. Otrzymują je młodzi naukowcy i studenci. Poza tym naukowcy bydgoskich uczelni, którzy zostali nominowani przez Prezydenta RP na profesora zwyczajnego, otrzymują 20 tys. zł. W ubiegłym roku takie premie trafiły do sześciu osób – dodaje.
W tym roku już 678,8 tys. zł popłynęło z bydgoskiej miejskiej kasy do budżetów tamtejszych uczelni. Dotacje idą m.in. na podniesienie jakości kształcenia przez inwestycje w sprzęt naukowy, informatyczny, audiowizualny czy polepszenie zasobów bibliotecznych.
Miasta deklarują zwiększanie nakładów na wsparcie szkół wyższych, naukowców i studentów, bo takie wydatki przynoszą pożądane rezultaty. Na przykład lubelskie uczelnie cechuje dziś jeden z najwyższych wskaźników umiędzynarodowienia w kraju. Łącznie na wszystkich uniwersytetach kształci się tam prawie 63 tys. osób, w tym ponad 6,5 tys. obcokrajowców z niemal 100 krajów.
– Mimo ogólnokrajowego trendu spadkowego liczby studentów, związanego m.in. z niżem demograficznym, ogólna liczba uczących się w Lublinie utrzymuje się na zbliżonym poziomie, a liczba studentów zagranicznych stale wzrasta – komentuje Olga Mazurek-Podleśna z biura prasowego UM. Miasto pracuje nad projektem pozyskiwania najlepszych talentów naukowych. Również cudzoziemców.
Podejmowane inicjatywy opłacają się też Bydgoszczy. Liczba studentów ustabilizowała się na poziomie 31–32 tys. Przybywa też studentów z zagranicy. Na koniec 2018 r. było ich 1418, wobec 989 w 2017 r. O pozytywnych efektach mówi też Poznań, gdzie na 25 uczelniach studiuje 110 tys. osób, w tym ok. 6 tys. z zagranicy. A Daria Kulczewska z poznańskiego UM twierdzi, że liczba ta z każdym rokiem rośnie.
– Akademickość przekłada się w istotny sposób na rozwój miasta – przekonuje Katarzyna Dębkowska, kierownik zespołu w Polskim Instytucie Ekonomicznym, gdzie stworzono model badający wpływ szkół wyższych na rozwój społeczno-gospodarczy miast, który opisano za pomocą 17 wskaźników. Obejmują one m.in. demografię, jakość życia czy PKB. Z analiz wynika, że w sumie rozwój społeczno-gospodarczy miast jest determinowany akademickością w 78 proc. – To bardzo dużo – mówi Dębkowska. Poza stolicą najbardziej akademickie miasta w Polsce to Kraków, Poznań i Wrocław. – Jednak reszta goni je i nic dziwnego, że stara się zawalczyć o jak największą liczbę studentów i dobrych wykładowców – mówi ekspertka. – To nie tylko szansa na inwestycje, lecz także na odmłodzenie miasta – dodaje.