W Czechach rynek finansowy nie ma zaufania do Leo Express. Wejście do naszego kraju to dla spółki być albo nie być
W Czechach rynek finansowy nie ma zaufania do Leo Express. Wejście do naszego kraju to dla spółki być albo nie być
Leo Express nie zamierza przyjąć do wiadomości decyzji PKP Polskie Linie Kolejowe, które nie zgodziły się na wpuszczenie przewoźnika do grudniowego rozkładu jazdy. Jak się dowiedzieliśmy, Czesi złożą pozew przeciw PLK, szykują też skargę do Komisji Europejskiej. O zablokowaniu prężnego prywatnego przewoźnika, który miał rywalizować z Intercity nowoczesnym taborem i promocjami cenowymi, napisaliśmy w DGP w czwartek.
Dotarliśmy do informacji o kondycji Leo w Czechach. – Tamtejszy rynek jest za mały, a konkurencja zbyt silna, żeby działalność Leo Express była rentowna. Wejście do naszego kraju to dla nich konieczność. Oznaczałoby też korzyści dla pasażerów w Polsce – twierdzi nasz informator.
Czeski przewoźnik poinformował w czerwcu, że od uruchomienia w styczniu kursów na trasie Praga – Ostrawa przewiózł już 400 tys. pasażerów, a średnie zapełnienie uruchamianych pociągów wynosi około 70 proc. (dwa razy więcej niż w Pendolino Kolei Czeskich i porównywalnie z prywatnym RegioJet). Imponujące wyniki z pociągów umożliwiła agresywna polityka cenowa. Leo stosuje dynamiczny cennik – w zależności od dnia, godziny itd. Na początku 2013 r. najniższe ceny kształtowały się na poziomie 50 proc. stawek, a najwyższe ceny były porównywalne z konkurencją. Od kwietnia 2013 r. Leo stara się już jednak stopniowo podnosić ceny (i tak pozostają o 10–20 proc. niższe niż u konkurencji).
Na dodatek spółka potrzebuje środków na spłatę kredytu na tabor. Leo ma pięć elektrycznych pociągów Stadlera w bardzo wysokim standardzie. Według nieoficjalnych informacji cena zakupu pojazdów wyniosła 1,5 mld koron czeskich (ponad 250 mln zł). Zakup jednostek został sfinansowany z kredytu Szwajcarskiego Banku Eksportowego. Spłata kapitału dłużnego ma być rozpoczęta w ciągu roku od dostarczenia pojazdów, czyli na początku 2014 r. Okres spłaty to osiem lat.
W grudniu 2012 r. Leo Express wyemitowała obligacje o 5-letniej zapadalności z wysokim jak na rynek czeski oprocentowaniem: 7,5 proc. w skali roku. Mimo to papiery zostały wykupione za jedynie 106 mln czeskich koron (17 mln zł) przy planowanym wolumenie emisji ponad pięć razy większym. Rzeczniczka Leo Express Andrea Hofmanova nie odpowiedziała na pytania o przyczyny nikłego zainteresowania inwestorów. Poinformowała nas za to o wejściu w tym roku do spółki dwóch mniejszościowych udziałowców, którzy zapewnili dodatkowe źródło kapitału: 160 mln koron (prawie 27 mln zł).
Spółka nie chciała się z nami podzielić wynikami za I kw. Z raportu rocznego wynika, że w 2012 r., kiedy rozpoczynała działalność przewozową, miała 86 mln koron (15 mln zł) straty przed opodatkowaniem. Wiadomo jednak, że czeski przewoźnik szuka oszczędności. Przez pierwsze miesiące nawet w klasie ekonomicznej pasażerowie dostawali bezpłatnie zimne napoje i codzienną prasę, teraz muszą płacić. W ramach cięć liczba personelu w pociągach zmniejszyła się z czterech do trzech osób. Kolejne kroki to wydłużenie okresu między czyszczeniem przedziałów i obniżenie wynagrodzeń personelu. Leo poszukuje też na trasie alternatywnych przystanków, które nie są obsługiwane przez konkurencję.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama