Przed zbliżającą się publikacją przez rząd danych o bezrobociu za kwiecień zapytaliśmy cztery największe agencje pracy o to, jakiego zajęcia najczęściej poszukują Polacy i ile mogą w takiej pracy zarobić. Na podstawie listy dziesięciu najpopularniejszych ofert można nakreślić charakterystykę polskiego rynku pracy. Większość oferowanych zajęć to proste prace biurowe lub fizyczne. Poza kilkoma wyjątkami – posad dyrektorów generalnych czy finansowych z pensjami powyżej 10 tys. zł – zarobki są poniżej średniej krajowej w sektorze przedsiębiorstw, która wynosi około 3,8 tys. zł.
Pomoc do biura, sprzedawca, konsultant, młodszy specjalista. To oferty pracy, na które najczęściej odpowiadają Polacy. Bywa, że jedna przyciąga uwagę nawet ponad tysiąca osób.
– Na jedną ofertę spływa coraz więcej aplikacji. Oferty, które parę lat temu przyciągały 50 zgłoszeń, teraz zbierają po 300 – mówi DGP Krzysztof Inglot z agencji Work Service.
W agencji Work Express największą popularnością cieszyło się w ubiegłym roku stanowisko pracownika biurowego w niewielkiej firmie w Warszawie-Śródmieściu, na którą odpowiedziało 2531 chętnych. Artur Ragan z Work Express rekordową liczbę zgłoszeń tłumaczy przede wszystkim niskimi wymaganiami. Pracodawca nie oczekiwał wyższego wykształcenia ani znajomości języka obcego, jedynie umiejętności obsługi pakietu Office. – Wielu ludzi chce zaczepić się w Warszawie i ma nadzieję, że później pracę uda się zmienić na lepszą – tłumaczy Ragan.
Work Service najwięcej zgłoszeń – ponad tysiąc – otrzymał na stanowisko pracownika ds. księgowych.
Aplikujący na oferty z pierwszych miejsc nie mogą liczyć na więcej niż 3,6 tys. zł brutto, choć często pracodawcy – w zależności od miasta – oferują niższe stawki. Wyjątkiem w zarobkach jest najpopularniejsza oferta z agencji Adecco, czyli pracownik recepcji/asystentka zarządu. Osoba zatrudniona na takim stanowisku może liczyć na zarobki zaczynające się od 3,5 tys. zł.
Doktor Piotr Lewandowski z Instytutu Badań Strukturalnych zwraca uwagę na przewagę stanowisk związanych z brakiem konkretnych umiejętności.
– Do takiej pracy można zgłaszać się bez względu na to, czy jest się studentem, czy nie, czy też już się ukończyło studia, i bez względu na to, czy ma się 30 lat, czy 40 – mówi Lewandowski. Popularność tych ofert pracy dodatkowo zwiększa to, że poszukujący odpowiadają na nie masowo, w myśl zasady, że „może coś uda się znaleźć”. Popełniają przy tym bardzo często błąd związany z jednoczesnym zgłaszaniem się na kilka różnych stanowisk w jednej firmie, co jest źle widziane przez pracodawców. Dodatkowo zdarza się im aplikować na etaty, które są powyżej ich kompetencji.

Officeariat. W Polsce narodziła się nowa, niezamożna klasa robotnicza

Polski rynek pracy zmienia się w rynek tzw. duitów – ludzi, którzy chcą złapać każde zajęcie za każdą płacę, byle tylko pozostać w dużym mieście. Na takich stanowiskach nie można jednak liczyć na wygórowane zarobki. Czasy mitycznych 10 tys. zł na starcie mamy dawno za sobą. Kiedyś ta legenda miejska rozbudzała wyobraźnię, dziś pozostaje tylko wspomnieniem.

Jest jednak również druga strona medalu – rynek ofert pracy zmakdonaldyzowanych to większa mobilność. Łatwiej na niego wejść. Szybciej można też zmienić zajęcie. Właśnie tak fenomen popularności przeciętnych zajęć za mało atrakcyjną pensję tłumaczy Radosław Jeż z Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach. – Wejście i wyjście z tego rynku nie jest obarczone żadnymi sankcjami, co pociąga za sobą zwiększoną fluktuację wśród pracowników – mówi Jeż.

Dr Piotr Lewandowski z Instytutu Badań Strukturalnych komentuje, że zaprezentowane przez agencje listy pokazują, iż najprostszymi pracami przestają być prace fizyczne, a stają się prace biurowe.

– Kiedyś karierę zawodową łatwiej było zacząć w fabryce, bo wymagano tam prostszych umiejętności. Dzisiaj już tak nie jest – mówi Lewandowski. Podjęcie pracy w fabryce wymaga znacznie większych kompetencji niż parę dekad temu. Postęp technologiczny zlikwidował w przemyśle stanowiska wymagające minimalnych umiejętności i wiedzy. Kiedyś na tokarza w fabryce mógł się uczyć każdy, dzisiaj od operatorów tokarek wymaga się kwalifikacji do obsługi skomplikowanych urządzeń. Podniósł się więc próg zdolności wymaganych do podjęcia pracy w przemyśle. Z drugiej strony najprostsze obycie z technologią w formie komputera ma dzisiaj praktycznie każdy. Dlatego próg umiejętności wymaganych do rozpoczęcia pracy biurowej się obniżył. Także w ten sposób można tłumaczyć, dlaczego operator wózka widłowego na liście Work Express znajduje się dopiero na czwartym miejscu. Wraz z tym zjawiskiem odpowiednio wzrosły zarobki w przemyśle, a spadły w biurach. – Osoba z doświadczeniem zawodowym, bez studiów, ale z fachem w ręku zarabia od dwóch do trzech razy więcej niż absolwent studiów bez doświadczenia – mówi Krzysztof Inglot z agencji Work Service.

Na listy oprócz prostych prac trafiły także oferty pracy wymagające sporych kompetencji, aż do funkcji dyrektorskich włącznie. Duża liczba aplikacji, np. na stanowisko dyrektora finansowego, oznacza, że część specjalistów nie czuje się pewnie na swoich miejscach zatrudnienia i rozgląda się za zmianą. Także i tutaj działa mechanizm zgłaszania się na wyrost. Dlatego duża liczba chętnych nie zawsze stanowi dla pracodawcy gwarancję, że znajdzie odpowiedniego pracownika. – To, że mamy dziś rynek pracodawcy, wcale nie znaczy, że łatwiej jest znaleźć wykwalifikowanych pracowników. Czasami z kilkudziesięciu zgłoszeń kryteria spełnia zaledwie kilka ofert – mówi Michał Młynarczyk, dyrektor agencji rekrutacji specjalistycznej Hays.

Wśród najpopularniejszych ofert agencji Work Express znalazły się dwie pracy z zagranicy. Duże wzięcie, jakim cieszyło się ogłoszenie o posadzie dla spawacza w Mannheim, zdaniem Artura Ragana wynika nie tylko z zarobków. – Niemcy stanowią największy rynek w Europie. W tej chwili potrzeba tam pół miliona ludzi do pracy i większość z tych wakatów jest nieobsadzona od pół roku – mówi Ragan. – Kiedy myślimy o zajęciu w Niemczech, mamy na myśli zbieraczy szparagów, a prawda jest taka, że RFN potrzebuje pracowników o określonych kwalifikacjach – dodaje.

Popularność Niemiec i Francji stoi w kontraście z najczęstszym kierunkiem emigracji ostatnich lat, czyli Wielką Brytanią, która nie jest już dziś tak atrakcyjna. Ponadto specyfiką tamtejszej emigracji jest doskonałe samozorganizowanie, więc do pracy wyjeżdża się tam nie w odpowiedzi na konkretną ofertę, ale gdy zajęcie załatwi ktoś z rodziny lub znajomy, który już jest na miejscu.