Trwający kryzys gospodarczy to idealna okazja dla chińskich firm hi-tech do globalnej ekspansji.
ikona lupy />
ShutterStock
Andrzej Duda 30 marca założył konto w serwisie TikTok, by promować turniej e-sportowy organizowany przez resort cyfryzacji. Humorystyczny wydźwięk nagrania rozwścieczył sporą część internautów. „Ludzie umierają z powodu koronawirusa, a prezydent zajmuje się głupotami” – tego typu komentarze najczęściej pojawiały się pod postami na Facebooku i Twitterze. Podobnych wypowiedzi próżno szukać pod tym filmem na TikToku; filmem, który w ciągu 48 godzin zanotował 3,3 mln wyświetleń. 41 proc. użytkowników TikToka to osoby w wieku 15–24 lat. A to grupa docelowa, do której chciał dotrzeć prezydent.
Od nagrania o wiele ciekawsza jest jednak platforma, na której je umieszczono – TikTok jest własnością ByteDance. Ten pekiński start-up, jeden z najbardziej dochodowych, jaki dotychczas powstał, jest najlepszym przykładem, że Chiny potrafią już ogrywać gigantów z amerykańskiej Doliny Krzemowej – i to na ich boisku.
TikTok (w Chinach funkcjonujący pod nazwą Douyin) powstał we wrześniu 2016 r. i początkowo operował tylko w Azji. Zaledwie rok później za miliard dolarów kupił zdobywającą popularność na Zachodzie aplikację Musical.ly (zarządzaną przez chińsko-amerykański start-up), po czym przeniósł do siebie konta jej 60 mln użytkowników. Od tego momentu zaczął szybko zdobywać popularność i już w lutym 2019 r. zanotował miliard pobrań na smartfony. Na początku 2020 r. stał się zaś najczęściej pobieraną aplikacją w USA – zdeklasował Disneya+, Instagrama, Messengera, Facebooka, Snapchata i YouTube’a. Do dziś TikTok został pobrany ponad 1,5 mld razy i posiada co najmniej 500 mln aktywnych użytkowników (najwięcej z Indii, w dalszej kolejności z USA, Turcji i Rosji).

Wielcy i nieznani

Niegdyś urządzenia wytworzone przez chińskie firmy kojarzyły się z tandetą – były gorszymi kopiami produktów wytworzonych na Zachodzie, w Japonii czy Korei Południowej. Ale dziś sukcesy firm technologicznych zza Wielkiego Muru można mnożyć. Huawei, producent smartfonów, od dwóch lat staje się coraz groźniejszą konkurencją dla Apple’a i iPhone’ów. – Oferuje urządzenia o dużej funkcjonalności i niezłej wytrzymałości, na dodatek w korzystnej cenie. I dziś mało kto wstydzi się tego, że używa chińskiego telefonu – zauważa Karolina Załęgowska, wiceszefowa Instytutu Studiów Azjatyckich i Globalnych im. Michała Boyma.
Innym wielkim graczem jest Tencent, który wyrósł na potentata elektronicznej rozrywki i przymierza się do przejmowania coraz większych udziałów w branży muzycznej i filmowej. I w końcu Alibaba Group, która odpowiada nie tylko za wspieranie Hollywood (np. oscarowego „Green Book”), ale przede wszystkim za dokonanie rewolucji w e-handlu: oferując serwis AliExpress, umożliwiający kupowanie czego dusza zapragnie bezpośrednio od małych i średnich chińskich przedsiębiorców.
Wiele wskazuje, że te spółki nie skończyły podbijać rynków. Chińskie smoki (nie mylić z azjatyckimi tygrysami – to firmy z Korei i Japonii) zyskały doskonałą okazję, by wykorzystać sytuację do dalszej ekspansji. – Jeśli Pekin wprowadzi odpowiednią strategię, to pandemia może okazać się szansą na wzmocnienie pozycji tamtejszych firm – uważa Załęgowska. Państwo Środka wykorzystuje w miarę ustabilizowaną – przynajmniej jak twierdzą oficjele z Pekinu – sytuację z koronawirusem za Wielkim Murem, budując dobry PR na świecie. – Dzielą się wiedzą ekspertów o chorobach zakaźnych, produkują maseczki ochronne, ale też uchylają rąbka tajemnicy w zakresie technologii, np. komputerowej analizy zdjęć rentgenowskich płuc w celu diagnozowania przypadków COVID-19 – wskazuje Załęgowska.
Zachodnie państwa pogrążone w chaosie spowodowanym pandemią mogą być o wiele bardziej uległe w negocjacjach z chińskimi przedsiębiorstwami – zresztą już dziś obserwujemy ich sporą zależność od dostaw wyrobów medycznych czy surowców (substancji czynnych) do leków. Podobnie może być w przypadku technologii. Konsumenci stojący przed koniecznością kupna smartfona mogą wybrać Xiaomi lub Huawei za 250 dol., zamiast iPhone’a za 1000 dol. – Prawdopodobnie chińskich producentów czekają bardzo duże wzrosty – uważa Łukasz Piechowiak, redaktor naczelny Fintek.pl, portalu o nowoczesnych rozwiązaniach finansowych.
Po krachu w 2008 r. Chińczycy kupili udziały w wielkich amerykańskich firmach, np. General Motors, oraz w obiecujących start-upach, co pozwoliło im wejść do pierwszej ligi w biznesie
Ale to drobnostka w porównaniu z tym, przed jakim dylematem postawione mogą zostać rządy państw zachodnich w związku z budową infrastruktury technologii mobilnej piątej generacji. Kraje wysoko rozwinięte nie mają wątpliwości, że szybkie uruchomienie 5G jest konieczne, by mogły rozwinąć skrzydła nowoczesne usługi finansowe, telekomunikacyjne oraz oparte na sztucznej ligencji i internecie rzeczy. Od wielu miesięcy toczyła się dyskusja, czy państwa powinny kupować komponenty od chińskiego Huawei. Obawiano się, że technologia dostarczana przez tę firmę będzie pozwalać Pekinowi na działania szpiegowskie. Państwa po pandemii mogą już nie być tak skore do krytykowania zakupów u Chińczyków, których rozwiązania będą bez wątpienia najtańsze. – Gdy po kryzysie wywołanym wirusem trzeba będzie ratować gospodarki, wiele rządów nie będzie już tak mocno zwracać uwagi na oferty pod kątem „kulturowych zabezpieczeń” – mówi Łukasz Piechowiak. – Oznacza to, że chińscy dostawcy mogą mieć znacznie lepszą pozycję negocjacyjną niż jeszcze kilka miesięcy temu – dodaje.
Eksperci przypominają, że to nie pierwszy raz, gdy Chińczycy wykorzystują załamanie się światowej gospodarki. – Po krachu 2008 r. kupili udziały w wielkich amerykańskich firmach, np. General Motors, oraz w obiecujących start-upach, co pozwoliło im wejść do pierwszej ligi w biznesie – przypomina Marcin Żukowski, współtwórca Nieagencji, firmy zajmującej się marketingiem i komunikacją w internecie.

Miliardy dolarów

Strategia przejmowania przez Chińczyków strategicznych oraz dochodowych amerykańskich i europejskich spółek nie jest nowa. W 2016 r. sprzedaż Pekinowi niemieckiego producenta robotów przemysłowych Kuka AG (przede wszystkim należących do niego patentów) ubodła naszych zachodnich sąsiadów. Dlatego w sierpniu 2018 r. rząd kanclerz Angeli Merkel zablokował przejęcie przez Państwo Środka spółki 50Hertz Transmission GmbH, zajmującej się przesyłem energii, oraz Leifeld Metal Spinning AG tworzącej maszyny przemysłowe. Minister gospodarki Peter Altmaier tłumaczył, że nie wolno oddawać strategicznej infrastruktury w ręce inwestorów, których rzeczywiści właściciele nie są znani. Niedługo potem rząd w Berlinie zapowiedział przyglądanie się każdej transakcji obejmującej kupno powyżej 10 proc. udziałów w krajowych spółkach. A w marcu 2019 r. Unia Europejska wydała dokument „EU-China. A strategic outlook”, w którym wyraźnie sygnalizuje, iż chce przeciwdziałać wykupywaniu przez Pekin przedsiębiorstw w państwach członkowskich. Przestrzegając jednocześnie, że przyjmowanie pieniędzy od Chin może w przyszłości doprowadzić do zmniejszenia niezależności oraz utraty kontroli nad strategicznymi biznesami. Zresztą ostatnio unijni oficjele powtórzyli te ostrzeżenia.
Uwadze zachodnich rządów często umykają inwestycje Chin w firmy technologiczne. Tencent to kolos, który posiada serwisy streamingowe, platformy filmowe i obsługuje najpopularniejszą w Chinach aplikację WeChat, której funkcjonalność pozwala nie tylko na prowadzenie rozmów, lecz też zamawianie jedzenia (zarówno bezpośrednio w restauracji, jak i poza nią). Aplikacja szybko stała się także jedną z najpopularniejszych platform do płatności mobilnych. Tencent w ostatnich latach wyrósł na globalnego giganta w branży gier komputerowych. A to za sprawą konsekwentnie dokonywanych zakupów. Firma przejęła 100 proc. udziałów w amerykańskiej spółce Riot Games, odpowiedzialnej za sieciowy hit „League of Legends”, przynoszący rocznie ponad 1,5 mld dol. dochodu. Ma również 40 proc. udziałów w amerykańskim gigancie e-rozrywki Epic Games, posiadającym sklep internetowy z grami, najpopularniejszy silnik graficzny do tworzenia gier przez zewnętrzne firmy (Unreal Engine) oraz zarządzającym grą „Fortnite” – generującą rocznie aż 1,8 mld dol. dochodu i posiadającą bazę 250 mln użytkowników. Warto wspomnieć, że Tencent „uratował” francuskie studio Ubisoft przed wrogim przejęciem przez Vivendi oraz posiada 5 proc. udziałów w spółce Activision Blizzard, przynoszącej rocznie prawie 6,5 mld dol. dochodu. Chińska firma jest też jednym z głównych dystrybutorów zachodnich gier na rodzimym rynku, który z prawie 600 mln graczy staje się równie zyskowny co amerykański. Ale gry wideo to nie wszystko. Pod koniec 2019 r. Tencent przejął 10 proc. udziałów w Universal Music za astronomiczną kwotę 33,6 mld dol. Umowa zakłada możliwość wykupienia kolejnych 10 proc. akcji, na co chiński smok ostrzy sobie zęby, intensywnie przekonując do tego akcjonariuszy.
– Tencent jest wciąż mniejszy od Alphabeta, właściciela Google’a – przyznaje Karolina Załęgowska. – Ale to się może szybko zmienić. Gigant z Doliny Krzemowej jest obecny na rynkach świata od wielu lat, Tencent jest o wiele młodszy, lecz ostatnio rozwija się w oszałamiającym tempie, wchodząc w różne sektory rozrywki. Można sobie wyobrazić, że niedługo może zacząć deptać Alphabetowi po piętach – ocenia Załęgowska.
Doktor Szymon Syp, adwokat i partner w kancelarii Zięba & Partners, wskazuje, że potencjał chińskiej technologii może być znacznie większy, niż nam się wydaje. – Już dziś są w Państwie Środka start-upy warte miliardy dolarów, o których w Europie praktycznie nikt nie słyszał: iFlytek, Meituan-Dianping, Tujia czy Fourth Paradigm. To projekty, które skutecznie konkurują z amerykańskimi firmami i niejednokrotnie mają wyższe wyceny od nich – mówi. Czy prognozy względem potencjału Chin nie są na wyrost? – Chińczycy od kilku lat mocno inwestują w sektor technologiczny. Tu mają szansę być już nie tylko kopistami cudzych rozwiązań, ale stać się pionierami – przekonuje Karolina Załęgowska.
Choć przejmowanie innych firm jest jak najzdrowszym przejawem działania wolnego rynku, to pozostaje pytanie o to, skąd chińskie korporacje mają tak ogromne pieniądze na zakupy. Dobrze sobie radzą, ale nie bez znaczenia jest również pomoc udzielana im przez rząd. – Choć oficjalnie nikt tego nie mówi, to spółki składają chińskim oficjelom cykliczne raporty, korzystają z subsydiów i otrzymują możliwość nabywania działek pod biura i zakłady pracy praktycznie za bezcen. Nie da się ukryć, że ekspansja na Zachód jest powiązana ze strategią ekonomiczną Pekinu – wskazuje Karolina Załęgowska.
Pomaga też to, że chiński rząd wspiera zastąpienie zachodnich rozwiązań lokalnymi technologiami, co jest związane z uchwalonymi w 2017 r. przepisami dotyczącymi cyberbezpieczeństwa. Z tego powodu do 2022 r. planowane jest porzucenie przez całą administrację rządową zagranicznej technologii, także komputerów oraz oprogramowania. Szacuje się, że Chińczycy pozbędą się nawet 30 mln sztuk sprzętu.

Brak barier i skrupułów

Rozwój chińskich korporacji nie wynika wyłącznie z ich przepastnego zaplecza kapitałowego, lecz jest także związany z coraz większym nadzorem nad rozwojem technologii w UE i USA. – Chińczycy bez przeszkód testują głęboko ingerujące w prywatność systemy oparte na sztucznej inteligencji i uczeniu maszynowym. Reszta świata, zwłaszcza Europa, jest daleko w tyle – uważa Syp.
Brak barier legislacyjnych budzi wśród ekspertów obawy o bezpieczeństwo danych przetwarzanych przez chińskie firmy. TikTok posiada narzędzia do śledzenia i rozpoznawania twarzy wykorzystujące profilowanie przy wsparciu sztucznej inteligencji. – Nie obroni nas przed tym rozporządzenie RODO. Trudno oczekiwać, aby organy nadzorcze miały dostęp do kodu źródłowego aplikacji stworzonych przez chińskie spółki czy wgląd w dane składowane na tamtejszych serwerach. Nakładanie kar byłoby nieskuteczne, bo np. TikTok nie ma oddziału na terenie UE – wskazuje dr Szymon Syp.
Podobnego zdania jest Karolina Załęgowska. Przypomina, że w USA zakazano pobierać TikToka osobom związanym z rządem i obronnością. – W przypadku chińskich aplikacji pojawia się zawsze obawa o bezpieczeństwo danych. One wszystkie mają politykę prywatności, ale nigdy nie możemy byc pewni, czy rzeczywiście jest przestrzegana. Warto zachować ostrożność – mówi. Opisuje, że aplikacje takie jak niezwykle popularny w Azji WeChat zapisują mnóstwo plików i potrafią znacząco się rozrastać na urządzeniu nawet wtedy, gdy się z nich nie korzysta. – W folderach systemowych tej aplikacji pojawiały mi się często przedziwne pliki, których funkcjonalność była trudna do zweryfikowania – mówi ekspertka.
Nie bez znaczenia są też podejrzenia o bliską współpracę chińskich firm z rządem. Od dłuższego czasu pojawiały się kontrowersje wobec komunikatora WeChat, na którym treści wysyłane przez użytkowników miały być filtrowane i wysyłane dalej. Pandemia koronawirusa potwierdziła bliską współpracę gigantów z rządem. Zarówno Alibaba, jak i Tencent dodały do swoich aplikacji funkcjonalności umożliwiające monitorowanie użytkowników przez służby.
Jakie konsekwencje może mieć sterowanie firm technologicznych przez rząd w Pekinie? Oprócz szpiegostwa i niebezpieczeństwa dla przetwarzanych danych widoczna jest cenzura. Tencent wymusza na producentach gier „zgodność” z oficjalną polityką Chin – tak było w przypadku chociażby gier „Tom Clancy’s Rainbow Six Siege”, „League of Legends”, czy „Devotion” (pisaliśmy o tym 14 lutego 2020 r. na łamach Magazynu DGP w artykule „Gry pod butem cenzury”). Ten sam zarzut stawia się również aplikacji TikTok, która ma usuwać treści dotyczące osób transpłciowych czy wydarzeń stawiających Państwo Środka w negatywnym świetle.
Brak realnego nadzoru nad chińską aplikacją oznacza też inne problemy. Na początku 2019 r. amerykańska Federalna Komisja Handlu (FTC) nałożyła na TikToka grzywnę w wysokości 5,7 mln dol. za nieuprawnione przetwarzanie danych osobowych dzieci, a chwilę później brytyjski organ ds. ochrony danych osobowych (ICO) wszczął śledztwo w związku z faktem, że otwarty system wiadomości w ramach aplikacji może umożliwiać dorosłym niekontrolowany kontakt z dziećmi, stwarzając potencjalne zagrożenie dla ich bezpieczeństwa ze strony cyberprzestępców oraz pedofili.

Nowa globalna broń

Zdaniem ekspertów USA i Europa staną niedługo przed dużym wyzwaniem, by nie dopuścić do przejęcia swoich sektorów technologicznych przez Chińczyków. – Z tego też powodu Państwo Środka zapewne w pierwszej kolejności będzie walczyć o rynki w Indiach, Azji Południowej i Afryce – uważa Łukasz Piechowiak. Teraz jest na to najlepsza chwila i Chińczycy na pewno z niej skorzystają.
Kilka dni temu Tencent wraz z Huawei ogłosiły, że stworzą wspólnie platformę do grania w chmurze obliczeniowej. Z kolei sam Huawei ma współpracować z Kremlem, aby wdrożyć szeroko rozumiane usługi sieciowe i telekomunikacyjne – bo Rosja Władimira Putina chce się uzależnić od technologii z USA. Z kolei Zhang Yiming, założyciel TikToka, zapowiedział, że zamierza wdrożyć na całym świecie systemy sztucznej inteligencji, które umożliwią internautom znacznie lepsze niż dotychczas profilowanie treści z mediów.
– Niewątpliwie czekają nas też kolejne odsłony wojny handlowej USA z Chinami. Wojny, której poligonem będzie sektor technologiczny. Wystarczy przypomnieć, że gdy Stany Zjednoczone chciały poważnie dokuczyć Państwu Środka, postanowiły odłączyć chińskie telekomy od sklepu z aplikacjami Google Play oraz systemu operacyjnego Android. I ta taktyka okazała się przez pewien czas skuteczna, negatywnie wpływając na sprzedaż chińskich smartfonów. Ale Chińczycy mają już własny system operacyjny Harmony, który stworzył Huawei, i tamtejsze telekomy wspólnie pracują nad platformą mającą stanąć w szranki z Google Play. Z drugiej strony amerykański Alphabet ogłosił, że pracuje nad rozszerzeniem funkcjonalności YouTube o serwis Shorts, który miałby konkurować z chińskim TikTokiem.
– Wygląda na to, że tak jak kiedyś państwa uzbrajały się w broń nuklearną, tak teraz będą w technologie i systemy sztucznej inteligencji – konkluduje Karolina Załęgowska.
Tak jak kiedyś państwa uzbrajały się w broń nuklearną, tak teraz będą w technologie i systemy sztucznej inteligencji