W 1999 r. przyszli emeryci mieli wrażenie, że przed nimi otworzyły się bramy raju. Telewizyjne reklamy obiecywały im wypoczynek na emeryturze pod palmami. Akwizytorzy naganiający konkretnym funduszom osoby mające prawo wyboru, czy chcą oszczędzać w II filarze, przekonywali niezdecydowanych, że po raz pierwszy w historii ubezpieczeń w Polsce pieniądze odkładane na starość zostaną faktycznie przeznaczone na wypłatę świadczeń. A nie na budowę czołgów, tak jak to miało miejsce za komuny.
To właśnie te osoby przekonywano, że jeśli wcześniej umrą, to dzięki środkom zgromadzonym w OFE ich najbliżsi będą mieć zabezpieczoną przyszłość. Pieniądze bowiem odkładane w II filarze będą mogły być dziedziczone. Od tamtych czasów minęło prawie 15 lat. I okazało się, że na odpoczynek pod palmami mogą sobie pozwolić tylko bardzo zamożni emeryci, którzy za takie wyjazdy zapłacą ze gromadzonych latami oszczędności. Natomiast pozostałe osoby otrzymujące niskie świadczenia mogą sobie pozwolić na odpoczynek co najwyżej na działce pracowniczej.
Co gorsza, mimo upływu lat OFE nadal jest wielką niewiadomą. Nie ma bowiem gotowego projektu ustawy określającego zasady wypłaty emerytur dożywotnich. Nie wiadomo także, w jaki sposób w przyszłości będą oprowadzane składki na OFE. W 2009 r. ustawodawca założył bowiem, że w 2013 r. zostanie przeprowadzona ocena systemu emerytalnego. To, co jednak początkowo wyglądało tylko jak formalność, stało się okazją dla rządu do wielkich porządków. Od kilku tygodni słyszymy zapowiedzi Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej, że już wkrótce poznamy przyszłość OFE. Same firmy zarządzające OFE nie pozostają dłużne. Pojawiają się propozycje wypłat okresowych w miejsce dożywotnich. Zamiast więc wytrącić rządowi oręż w walce o pieniądze z II filaru, przynoszą argumenty za zmianami.
Jeszcze kilka lat temu osoby domagające się dobrowolności w wyborze między ZUS czy OFE traktowano z przymrużeniem oka. Teraz to się zmienia. W samym resorcie pojawiły się głosy, żeby była możliwość wyboru ubezpieczenia w II filarze między ZUS a OFE. To w tej chwili najpopularniejsza politycznie propozycja. Takie rozwiązanie popierają nie tylko politycy z PiS i SLD, ale także związki zawodowe. Pozostaje tylko pytanie, kto mógłby skorzystać z takiego rozwiązania – wszyscy, czy tylko ci, którzy mogli jeszcze decydować, czy chcą być w OFE, czy w ZUS. W drugim wariancie dotyczyłoby to jedynie Polaków urodzonych do końca 1968 r., czyli tej samej grupy, która została omotana reklamami w 1999 r.
Ale to nie jest możliwa zmiana. W zaciszach rządowych gabinetów powraca pomysł zmniejszenia wysokości składek trafiających do OFE. W 2011 r. składkę ścięto z 7,3 do 2,3 proc. Obecnie wynosi 2,8 proc., ma dalej rosnąć i docelowo w 2017 r. osiągnąć 3,5 proc. Gdyby jednak ją zmniejszyć tylko o 1 pkt proc., to także uległby zmniejszeniu deficyt budżetowy. I minister finansów mógłby odetchnąć z ulgą. Tylko czy dzięki temu będziemy mieć wyższe emerytury? Chyba nie. Na pewno jednak i tak nikt spędzi wakacji pod palmami za emeryturę z OFE.