Kary za stosowanie emulatorów, które dezaktywują system redukcji spalin w TIR-ach, są za niskie. W dodatku sankcjonowane jest używanie takich urządzeń, a sprzedaż i montaż już nie. Cierpią budżet i środowisko



System opłat za przejazd drogami płatnymi został tak skonstruowany, by premiować najbardziej ekologiczny tabor. Najniższe opłaty za kilometr płacą przewoźnicy wykorzystujący ciągniki siodłowe klasy Euro 5 i 6. Tymczasem część pojazdów jeżdżących po naszych drogach jest ekologiczna tylko na papierze. Wszystko przez instalowanie w pojazdach emulatorów ingerujących w działanie systemu redukcji szkodliwych spalin (SCR). Pozwala to na zmniejszenie kosztów eksploatacyjnych, bo nie trzeba uzupełniać specjalnego płynu (roztworu mocznika) ani naprawiać często psującego się systemu. Rocznie można w ten sposób zaoszczędzić kilka tysięcy złotych na jednym pojeździe, co w przypadku firm mających duże floty jest sporą pokusą. Zastosowanie emulatora sprawia, że system redukcji spalin praktycznie nie działa.
Oszuści traktowani łagodniej niż zapominalscy
Kiedy dwa lata temu po raz pierwszy pisaliśmy o tym problemie, służby kontrolne jeszcze nie zdawały sobie z niego sprawy. Dziś Inspekcja Transportu Drogowego co prawda ujawnia już takie przypadki i nakłada kary, jednak są one zadziwiająco niskie.
E-myto promuje ekologiczne pojazdy / Dziennik Gazeta Prawna
– W przypadku wykrycia stosowania urządzenia zakłócającego działanie systemu redukcji spalin, zgodnie z przepisami możliwe jest nałożenie na kierowcę mandatu za popełnienie wykroczenia z art. 97 kodeksu wykroczeń, którego maksymalna wysokość wynosi 500 zł – mówi Urszula Nowinowska z Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego. Oprócz tego inspektorzy zatrzymują dowód rejestracyjny pojazdu i nakazują demontaż emulatora.
Przy tak niewielkich sankcjach nie można mówić ani o adekwatnej karze, ani o działaniu prewencyjnym, zwłaszcza że ryzyko ujawnienia złamania prawa jest bardzo małe.
– Z jednej strony państwo niejako przyzwala na popełnianie czynów, które powinny być traktowane jak przestępstwa, jak w przypadku stosowania emulatorów. Z drugiej strony to samo państwo nie ma problemu, by nałożyć na kierowcę surową grzywnę za stosunkowo niegroźne formalne naruszenie prawa, np. w postaci braku jakiegoś dokumentu potwierdzającego uprawnienie, które kierowca posiada – mówi Maciej Wroński, prezes Transport i Logistyka Polska.
Przykładowo, zgodnie z przepisami ustawy o transporcie drogowym, nieokazanie dokumentu potwierdzającego ukończenie wymaganego szkolenia skutkuje nałożeniem grzywny w wysokości 800 zł.
Co więcej, przepisy nie przewidują możliwości nałożenia sankcji za zainstalowanie emulatora na przedsiębiorcę, a tylko na kierowcę. Tymczasem trudno się spodziewać, by mógł on dokonać tak dużej ingerencji w pojazd bez wiedzy przedsiębiorcy.
Choć używanie emulatora w praktyce oznacza, że przedsiębiorca w nieuprawniony sposób wnosi niższe opłaty drogowe, to przepisy są tak skonstruowane, że nie można go za to ukarać. Co prawda art. 13k ust. 3 pkt 2 ustawy o drogach publicznych stanowi, że za wniesienie niepełnej opłaty elektronicznej za przejazd płatnymi drogami nakłada się na posiadacza ciężarówki grzywnę w wysokości 750 zł, ale w tym przypadku nie można zastosować tego przepisu.
Karane jest tylko wnoszenie niższej opłaty, które wynika z nieprawidłowej obsługi urządzenia pokładowego (viaBOX). Czyli gdy np. szofer jedzie z naczepą, ale urządzenie viaBOX ustawi na taki tryb, jakby jechał samym ciągnikiem siodłowym.
Tymczasem na Zachodzie taki proceder jest karany z dużo większą stanowczością. W Holandii korzystanie z emulatora zagrożone jest karą do 20 tys. euro, a nawet więzieniem. Dania planuje wprowadzenie maksymalnych kar w wysokości 65 tys. koron dla firmy i połowy tej kwoty dla kierowcy.
– Warto też zwrócić uwagę, że mamy dość absurdalną sytuację, w której penalizowane jest używanie emulatorów, a już handel i montaż nie. To tak jakby prawo zabraniało używania narkotyków, ale już handlarz narkotykami był poza jego zainteresowaniem, byleby tylko płacił podatki. A przecież mówimy o oszustwie, któremu towarzyszy uszczuplenie wpływów do kasy państwa i zatruwanie środowiska. Dlatego dziwi mnie tak bierna postawa organów państwa – komentuje Maciej Wroński.
Ministerialny gorący kartofel
Choć stosowanie emulatorów w ciężarówkach prowadzi do uszczuplenia dochodów państwa (poprzez wspomniane nieuprawnione wnoszenie niższych opłat drogowych), większego zanieczyszczenia środowiska i stanowi czyn nieuczciwej konkurencji pomiędzy przedsiębiorcami, to w Polsce nikt specjalnie się nie kwapi, by rozwiązać ten problem.
Ministerstwo Finansów odsyła do Ministerstwa Infrastruktury i Budownictwa. To z kolei do Ministerstwa Środowiska oraz Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Resort środowiska informuje, że do MŚ nie wpływały informacje o takim procederze, i odsyła do MIB, a MSWiA do Ministerstwa Sprawiedliwości.
Resort infrastruktury wskazuje co prawda, że trwają prace nad nowelizacją kodeksu drogowego, która głównie dotyczy badań technicznych pojazdów.
– W szczególności rozwiązania te dotyczą wprowadzenia nowych zasad nadzoru nad jakością wykonywanych badań w celu eliminacji możliwości uzyskania pozytywnego wyniku badania technicznego w przypadku nieprawidłowości, w tym m.in. w razie wykrycia ingerencji w systemy redukcji spalin – tłumaczy resort.
Kłopot w tym, że większy nadzór nad stacjami kontroli pojazdów niczego nie zmieni. – W przypadku badania pojazdów z silnikiem Diesla przepisy obligują diagnostę do badania zadymienia, a nie ilości wydalanych tlenków azotu – zwraca uwagę Waldemar Wiek, prezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Diagnostów Samochodowych.
Poza tym elektroniczna ingerencja w systemy SCR jest przecież odwracalna. To oznacza, że na badanie w SKP można z łatwością podstawić pojazd, w którym wszystko działać będzie jak należy. Zwłaszcza że w internecie dostawcy emulatorów chwalą się, że są w stanie zainstalować takie sterowniki, które są praktycznie nie do wykrycia.