Dla Ewy Wiertelak droga do branży odzieżowej wiodła przez finanse i handel
Po rozstaniu z branżą leasingową Ewa Wiertelak w 2003 roku otworzyła we Wrocławiu sklep ze odzieżą medyczną. Po roku miała już własną szwalnię szyjącą odzież ochronną dla służby zdrowia – fartuchy, żakiety, spodnie itp. Ale nie są to tradycyjne białe stroje, lecz ubrania ochronne w dowolnym kolorze – czarnym, czerwonym, fioletowym – i w modnym fasonie. – To jest odzież na miarę, niemal modowa – mówi Ewa Wiertelak, właścicielka firmy Medora z Niemczy.
Weszła do branży prawie z ulicy. Opowiada, że inspiracją była przypadkowa wizyta na targach stomatologicznych. Jest też absolutną debiutantka, jeśli chodzi o prowadzenie przedsiębiorstwa. – Nie stoją za mną rodzinne tradycje przedsiębiorczości, nie miałam też nic wspólnego z medycyną ani z szyciem ubrań – przekonuje.
Choć firm o podobnym profilu jest na rynku sporo to Medora nie narzeka na brak klientów. Na realizację zamówienia trzeba tu czekać od 4 do 6 tygodni. – Moim klientem jest przede wszystkim prywatna służba zdrowia - gabinety lekarskie i stomatologiczne, kliniki, sieciowe przychodnie lekarskie, apteki i firmy farmaceutyczne - wylicza Wiertelak. Pewna część produkcji trafia też za granicę – do Niemiec, Czech i Austrii. Zamówienia są rozmaitej wielkości – od 2 – 3 kompletów odzieży do nawet 20 – 30. Szyte są z importowanych tkanin bawełniano-poliestrowych. Mimo że polska służba zdrowia kojarzy się z ciągłym brakiem pieniędzy, to okazuje się, że ci klienci nie szczędzą pieniędzy na gustowny wygląd personelu. – Zdarza się, że stroje są zamawiane w kolorach, które pasują do kolorystyki całej przychodni – opowiada właścicielka Medory.
Nakręcające koniunkturę prywatne praktyki to woda na młyn takich firm jak Medora. Wrocławska firma daje pracę kilkunastu szwaczkom, jak zapewnia jej właścicielka, są to Polki, pracownice z wykształceniem pracujące na stałych umowach. – To daje mi komfort pewności, że żaden kontrakt nie zostanie sknocony, a wysoka jakość to nasz główny rynkowy oręż – przekonuje. A dzięki wysokiej jakości i rynkowej renomie ceny w Medorze są średnio o 20 proc. wyższe od rynkowych. Wiertelak zapewnia, że poza standardowymi działaniami marketingowymi – katalogiem, broszurami, obecnością na targach i w internecie nie zawraca sobie głowy, bo zleceń ma wystarczającą liczbę jak na obecnie posiadane moce produkcyjne.
Firma powstała i rozwijała się z własnych środków założycielki, nie korzystała z kredytów. Sukcesywnie rosły obroty, które dziś sięgają miliona złotych. – Na początku wszystkie czynności związane z prowadzeniem firmy wykonywałam sama, teraz zajmuję się jedynie kontrolingiem, sprawami personalnymi i doradzaniem klientom w zakresie designu i kolorystyki – mówi szefowa Medory.
Zapewnia, że praca w firnie jest tak zorganizowana, że może sobie pozwolić na obecność w firmie jedynie przez dwa tygodnie w miesiącu. Pozostałe tygodnie spędza zwykle we Włoszech.
Kamienie milowe sukcesu
● Doświadczenie w finansach i handlu
● Wykorzystanie własnych środków
● Znalezienie własnej niszy w dynamicznej branży
● Dostawy dla zamożnych odbiorców