Zjawisko zamykania lub ograniczania działalności niektórych oddziałów będzie się nasilać, bo mniejszych szpitalni nie stać, by zatrudniać wysokowykwalifikowanych specjalistów, którzy są w większości na kontraktach, a ich wynagrodzenie jest kilkukrotnie wyższe od lekarza na umowie o pracę – uważa Maria Miklińska, przewodnicząca Federacji Związków Zawodowych Pracowników Ochrony Zdrowia i Pomocy Społecznej.
Według ekspertki, przyczyną tego zjawiska jest po prostu fakt, że szpitale dostają za mało pieniędzy. - Kwoty za świadczenia nie odzwierciedlają w pełni kosztów. Mniej więcej się mówi, że dana procedura jest finansowana przez Narodowy Fundusz Zdrowia w 70-90 procentach, rzadko jest to 100 proc. – mówi Miklińska.
Skutkiem tego jest ograniczanie działania, a potem wyłączane ze struktury danego szpitala poszczególnych oddziałów. Najlepiej widać to w przypadku tych położniczo-ginekologicznych, które są nierentowne. - Być może to zjawisko będzie się też pojawiało w przypadku innych oddziałów, mam na myśli te chirurgiczne czy pediatryczne, bo tu jest największy kłopot z kadrą medyczną – dodaje ekspertka.
Maria Miklińska, przewodnicząca Federacji Związków Zawodowych Pracowników Ochrony Zdrowia i Pomocy społecznej wzięła udział w debacie „Sytuacja finansowa szpitali i ich wiarygodność w oczach dostawców i instytucji finansowych”, która została zorganizowana przez redakcję „Dziennika Gazety Prawnej”.