Wciąż mały odsetek uchodźców z Ukrainy szczepi swoje dzieci. Powód? W dużej mierze to kwestia przeszkód formalnych, jakie piętrzy przed nimi polski system opieki zdrowotnej.
Nawet kilkanaścioro dzieci z krztuścem przyjmuje co miesiąc na oddział dziecięcy wojewódzki szpital w Gorzowie Wielkopolskim. Kilkoro w ciągu ostatnich miesięcy pojawiło się też na oddziale pediatrycznym Szpitala Dziecięcego przy ul. Niekłańskiej w Warszawie czy w Instytucie Centrum Zdrowia Matki Polki (ICZMP) w Łodzi. – Zdarza się, najczęściej u dzieci niezaszczepionych, że choroba przebiega tak, jak to opisywano w przedwojennych podręcznikach – z nocnymi atakami kaszlu, podczas których dziecko robi się sine, aż zwymiotuje i dopiero wówczas następuje ulga – mówi prof. Krzysztof Zeman, lekarz naczelny pediatrii ICZMP.
Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego – Państwowy Zakład Higieny (NIZP-PZH) informuje, że w samym pierwszym półroczu tego roku odnotowano 5423 przypadki krztuśca wobec 429 w I połowie 2023 r. (927 w całym 2023 r.), 39 716 szkarlatyny wobec 28 424 rok wcześniej, 222 przypadki odry wobec 20 w 2023 r. i 143 różyczki, o 12 więcej niż w zeszłym roku.
O krztuścu coraz częściej mówią też lekarze podstawowej opieki zdrowotnej (POZ). Chorują zarówno dzieci zaszczepione, jak i niezaszczepione. A co z uchodźcami z Ukrainy, którzy do Polski przyjechali po wybuchu wojny z Rosją w lutym 2022 r. Ordynatorzy oddziałów pediatrii zastrzegają, że krztuśca jest więcej wśród dzieci polskich, a pacjenci z Ukrainy dysponują często pełną kartą szczepień. – Nie wiązałabym powrotu krztuśca z nieszczepionymi dziećmi z Ukrainy, bo poza maluchami z głębokiej wsi, zaszczepione są całkiem przyzwoicie – mówi ordynator pediatrii szpitala na Niekłańskiej Aneta Górska-Kot. A prof. Zeman z Łodzi dodaje: – Nie zauważyłem, żeby wśród chorujących przeważały dzieci ukraińskie, tym bardziej że tylko wschodnia część tego kraju miała załamany system szczepień. Jeśli przyjeżdża dziecko z krztuścem, to najczęściej jest to niezaszczepione dziecko polskie. Jeśli w Polsce mamy 90 tys. rodziców odmawiających szczepień, to warto przestać szukać winnych na zewnątrz – komentuje prof. Zeman.
Co trzy–pięć lat następuje naturalny wzrost zachorowań
Konsultant krajowa w dziedzinie epidemiologii dr hab. Iwona Paradowska-Stankiewicz potwierdza: – Co trzy–pięć lat następuje naturalny wzrost zachorowań. Obecnie jesteśmy w trakcie takiego cyklu. Poza tym przyczynia się do tego stan zaszczepienia, który obniża się w ostatnich latach. Ale, jak zauważa, w Polsce jest on nadal wysoki i wynosi 96 proc.
Jak szczepienia małych uchodźców wyglądają w liczbach? Szacuje się, że w Polsce przebywa ponad 340 tys. ukraińskich dzieci. Jak wynika z danych przygotowanych dla DGP przez NFZ, od 22 lutego 2022 r. do lipca br. wykonano wśród nich 63 180 szczepień. Najwięcej – ponad 48,5 tys. w grupie wiekowej 0–5 lat. Wśród starszych było ich dotąd 14,6 tys., ale z każdym rokiem liczba szczepień rośnie. W 2022 r. wykonano ich w sumie 17,3 tys., rok później już 27,5 tys., a w tym roku – 18,2 tys. Nadal zaszczepionych najszybciej przybywa wśród najmłodszych. W tym roku w grupie 0–5 lat wykonano 13,9 tys. szczepień, a rok wcześniej ponad 20,6 tys.
Dlaczego w tej drugiej grupie, która powinna otrzymywać kolejne dawki szczepień obowiązkowych, szczepi się tak mało? Zdaniem ekspertów wciąż nie ma instrumentu, który zachęcałby rodziców uchodźców do zaszczepienia dzieci, a wręcz mnoży się przed nimi problemy. W przeciwieństwie do Polaków nie są zapisywane do konkretnej poradni POZ, a ich wizyty rozliczane są jako doraźne. Przychodni POZ nie mają więc obowiązku prowadzenia ich kart szczepień, a to właśnie na ich podstawie kontroluje się kalendarz szczepień i zaprasza na kolejne dawki.
Michał Matyjaszczyk, kierownik Zakładu Medycyny Rodzinnej ICZMP, zauważa, że uchodźcy chcący skorzystać ze szczepień w Polsce nie mają łatwo: – Po pierwsze, dysponują książeczkami zdrowia czy kartami szczepień po ukraińsku, a wielu lekarzy nie zna tego języka. My poprosiliśmy lekarza z Ukrainy o ich przetłumaczenie i stosujemy formatkę, ale to nie jest regułą – mówi. A Łukasz Durajski, wykładowca wakcynologii na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym i lekarz specjalizujący się w pediatrii dodaje, że dopiero notarialne tłumaczenie książeczki czy karty pozwala uznać dziecko za zaszczepione i wpisać to do polskiej dokumentacji medycznej. – W dodatku dzieci powinny mieć polskie książeczki zdrowia, które już nie są dostarczane do POZ. Ukraiński rodzic musi sam taką książeczkę kupić, a najczęściej nie wie gdzie. Dlatego w naszej poradni stworzyliśmy dla nich miniprzewodnik. Podpowiadamy, że książeczkę można kupić na Allegro, a karty przetłumaczyć u tłumacza, który się w tym specjalizuje. Pomagamy, na ile możemy, i dlatego mamy ponad 90-procentową wyszczepialność – mówi Łukasz Durajski.
Lekarzom brakuje kompetencji
Jolanta Budzowska, radca prawny specjalizująca się w prawie medycznym, przyznaje, że lekarze nie mają kompetencji ani obowiązku weryfikowania prawdziwości wpisów w ukraińskich książeczkach ze szczepieniami. – W sytuacji braku wiarygodnych dowodów na przyjęcie szczepionki pacjenta powinno się uznawać za nieszczepionego, zgodnie z obowiązującymi w Polsce przepisami, uznanymi wytycznymi, a także ogólną zasadą, że podanie dodatkowych dawek rutynowych szczepionek nie wiąże się z dodatkowym ryzykiem dla pacjenta – tłumaczy prawniczka.
Zgadza się z medykami, że ukraińskim rodzicom powinno się systemowo ułatwić szczepienie dzieci. Tym bardziej że chętnie szczepią dzieci „lepszymi”, skojarzonymi szczepionkami, za które trzeba zapłacić. Są też zainteresowani szczepieniami dodatkowymi. Konsultant krajowa epidemiologii dr hab. Iwona Paradowska-Stankiewicz zauważa jednak, że obok ukraińskich rodziców gotowych zapłacić za wysokoskojarzone szczepionki są też tacy, którzy odwlekają zaszczepienie dzieci kolejną dawką, bo wolą zrobić to w Ukrainie. Mają nadzieję na powrót do kraju i nie chcą mieszać dwóch systemów szczepień. Takich radzi edukować, podobnie jak polskich rodziców uchylających się od szczepień pod wpływem negatywnych informacji, które wciąż ukazują się na ten temat w internecie.
Chaos informacyjny powoduje, że wielu lekarzy jest przekonanych, że nie może zgłosić rodziców niezaszczepionego uchodźcy do sanepidu. Tymczasem, jak przekonuje mec. Jolanta Budzowska, zgodnie z art. 17 ust. 1a ustawy o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi, osoby przebywające na terytorium RP przez okres krótszy niż trzy miesiące są zwolnione z obowiązku poddawania się obowiązkowym szczepieniom ochronnym, z wyjątkiem szczepień poekspozycyjnych, co oznacza, że po upływie trzech miesięcy zobowiązane są do poddania się obowiązkowym szczepieniom.
Co grozi za niezaszczepienie dziecka?
W przypadku braku zaszczepienia dziecka rodzice są wzywani i upominani przez sanepid. Jeśli to nie przynosi efektu, sprawa trafia do wojewody, a ten może na rodziców nałożyć karę grzywny. Wysokość pierwszej wynosi 500 zł. W przypadku dalszego nieszczepienia dzieci kwota jest podwyższana do nawet kilku tysięcy złotych, ale nie może przekroczyć 50 tys. zł na jednego rodzica.
Z danych Głównego Inspektoratu Sanitarnego (GIS) wynika jednak, że kary nie spełniają swojej funkcji. W 2023 r. liczba odmów znowu poszybowała. Przybyło ich 14,6 tys. i sięga 87,3 tys. Był to też rok, kiedy wydano więcej upomnień zawierających wezwanie do wykonania obowiązku szczepień ochronnych z zagrożeniem skierowania sprawy na drogę egzekucji administracyjnej.
– Wystawiono ich 7877 wobec 6399 rok wcześniej. Pojawiło się też 4718 tytułów wykonawczych wobec 3150 w 2023 r. – wylicza Szymon Cienki, rzecznik prasowy GIS. ©℗