Powstała lista 15 procedur medycznych, których już nie będą mogli wykonywać kosmetyczki i kosmetolodzy. Branża nie chce się na to zgodzić.

Na poprawianie urody wydajemy już ok. 5 mld zł rocznie. Rynek, który rozwija się w tempie kilku procent w skali roku, przyciąga wciąż nowe podmioty. Specjaliści widzą w tym duże zagrożenie, szczególnie że brakuje jasnej definicji terminu „medycyna estetyczna”. Dlatego postanowili go uregulować. Koalicja lekarzy, w skład której wchodzą dermatolodzy, chirurdzy plastycy oraz lekarze medycyny estetycznej, doprowadziła do stworzenia listy procedur medycznych zagwarantowanych tylko dla specjalistów.

– Powstała we współpracy z resortem i przed Wielkanocą została przedstawiona do zaopiniowania branży kosmetyczek i kosmetologów. Nie znalazła wśród nich poparcia, co zostało przekazane do ministerstwa. Teraz czekamy na kolejne spotkanie dotyczące przyjęcia rozporządzenia w tej sprawie – mówi Michał Gajda, adwokat specjalizujący się w prawie medycznym. – Do spotkania ma dojść lada dzień. Liczymy, że przyjęcie przepisów nastąpi jeszcze przed wakacjami – dodaje.

Resort zdrowia informuje jednak DGP, że przed wakacjami najprawdopodobniej nie uda się zakończyć prac. Na wytyczenie daty z niecierpliwością czeka też sektor kosmetyczek i kosmetologów, którzy, jeśli wejdą nowe przepisy, stracą część rynku. – Widzimy potrzebę regulacji. Jednak nie zgadzamy się na listę w obecnej postaci. Jest zbyt szeroka. O ile inwazyjne zabiegi medyczne powinny być w rękach lekarzy, jak te z wykorzystaniem krwi i składników z niej pozyskiwanych czy implementacji nici liftingujących, to już zabiegi z udziałem laserów czy stymulatorów tkankowych powinny być dopuszczone także dla kosmetologów. Szczególnie że to osoby po pięcioletnich studiach, mające wykształcenie w zakresie postępowania ze skórą – mówi Beata Wątorowska, prezes Stowarzyszenia na Rzecz Rozwoju Kosmetologii „Przyjazna Kosmetyka”. I zwraca uwagę na to, że wiele gabinetów dużo zainwestowało, wchodząc na rynek medycyny estetycznej. Dziś mają do spłacenia raty za wyleasingowane urządzenia. – W moim przypadku to kwota 10 tys. zł miesięcznie – mówi nam właścicielka jednego z gabinetów.

Dlatego kosmetolodzy mają nadzieję, że jednocześnie dojdzie też do uregulowania ich rynku, czyli ustalenia zawodu kosmetologa i kosmetyczki, a co za tym idzie, pozostawienia tych pierwszych na rynku zabiegów upiększających.

Lekarze podkreślają natomiast, że wykonywanie zabiegów przez nieuprawnione osoby niesie za sobą ryzyko powikłań takich jak martwice, wstrząsy anafilaktyczne, zakażenia, a nawet ślepota. Mimo to, jak zauważają, są wykonywane w gabinetach kosmetycznych z użyciem wyrobów medycznych zarezerwowanych wyłącznie dla lekarzy.

Brak jednoznacznych przepisów i kontroli ze strony organów państwa doprowadził do kuriozalnych sytuacji, w których zabiegi z zakresu medycyny estetycznej oferuje weterynarz, aktor czy nawet youtuber. Media społecznościowe są pełne bowiem ogłoszeń o szkoleniach z zakresu medycyny estetycznej prowadzonych np. przez dobrze rozreklamowaną absolwentkę politologii, podającą się za wykwalifikowanego szkoleniowca i zabiegowca.

– Powinniśmy zadać sobie pytanie, czy na zabieg uznawany za bezpieczny, np. podstawowe leczenie stomatologiczne, wybralibyśmy się do osoby, która ukończyła jednodniowy kurs. Poza tym w przypadku zabiegu wykonanego przez lekarza automatycznie stajemy się pacjentem, a nie klientem. To kluczowe, jeśli chodzi o szanse uzyskania odszkodowania lub zadośćuczynienia – mówi Michał Gajda.

Tymczasem wykonywanie zabiegów medycyny estetycznej po jednodniowych kursach jest możliwe. W sieci można znaleźć oferty kursów w cenie od 1 do 3 tys. zł za kilka godzin szkolenia i praktyki. ©℗