Uzależnienie energetyczne od Rosji jest niczym wobec uzależnienia lekowego od Chin. Nie chcę sobie wyobrażać, co by się stało, gdyby któregoś dnia zaszantażowały nas ograniczeniami dostaw API i leków – mówi Sebastian Szymanek, prezes zarządu Zakładów Farmaceutycznych Polpharma

Mija kolejny rok debatowania o konieczności zwiększenia bezpieczeństwa lekowego. Debatowania, bo na rozmowach się kończy. Dlaczego uzależnienie Polski od API i leków z Azji jest tak niebezpieczne?
ikona lupy />
Sebastian Szymanek, prezes zarządu Zakładów Farmaceutycznych Polpharma / fot. materiały prasowe
Bez leków ochrona zdrowia nie istnieje. Nie da się bowiem bez nich leczyć pacjentów. Tymczasem co chwilę słyszymy o utrudnionym dostępie do terapii. To konsekwencja tego, co stało się w ostatnich 25 latach. Polska uzależniła się niemal w 100 proc. od importu API z Azji, w tym z Chin i Indii, i powoli uzależnia się od importu leków gotowych.
Kiedy to bezpieczeństwo zostałoby zagwarantowane?
O pełnym moglibyśmy mówić, gdyby 1300 substancji czynnych powstawało w naszym kraju lub w Europie. Około 300–400 to liczba substancji niezbędnych do produkcji leków krytycznych, czyli takich, których nie może zabraknąć nawet przez dwa tygodnie.
Tymczasem dziś wytwarzamy w Polsce ok. 100 substancji czynnych, i nie są to te najważniejsze z punktu widzenia bezpieczeństwa lekowego.
Do tego od 2011 r., czyli od czasu wejścia nowego systemu refundacyjnego, coraz bardziej uzależniamy się od importu z Dalekiego Wschodu. Ten preferuje bowiem leki tanie. Ograniczony jest tym samym dostęp do niego dla leków pochodzących z polskich fabryk.
Jak to możliwe, skoro według GUS produkcja farmaceutyczna rośnie?
Rzeczywiście mamy silny krajowy przemysł farmaceutyczny i produkcja się zwiększa, jednak nie jest zwiększana produkcja leków najważniejszych dla ratowania zdrowia i życia, czyli leków refundowanych. Rośnie produkcja leków OTC i nierefundowanych oraz leków, które są produkowane na eksport. Z punktu widzenia bezpieczeństwa lekowego są to mniej ważne leki.
Dlaczego zwiększanie produkcji leków w Polsce jest takie ważne?
Dobrze zobrazuje to sytuacja, z którą mieliśmy do czynienia w trakcie pandemii, kiedy łańcuchy dostaw zostały przerwane, a zapotrzebowanie na część leków wzrosła. Rządy podejmowały decyzje o zamykaniu granic, aby zabezpieczyć potrzeby zdrowotne swoich obywateli. Producenci priorytetyzowali sprzedaż na rodzime rynki. Polsce udało się przejść suchą stopą przez ten czas, bo nastąpiła mobilizacja przemysłu farmaceutycznego. Dzięki temu, że nie było u nas pierwszej fali koronawirusa, my, producenci mogliśmy przygotować się do tego, co będzie potrzebne do leczenia powikłań covidowych. Zwiększyliśmy zapasy substancji czynnych i najbardziej potrzebnych leków. Podjęliśmy decyzje o priorytetyzacji produkcji leków ratujących życie. To dzięki nam w Polsce nie zabrakło leków. Dla porównania importerzy nadal sprzedawali tyle samo lub mniej niż przed pandemią. Nie byli bowiem w stanie w żaden sposób zareagować na sytuację kryzysową.
To pokazuje, że przyszedł czas na zmiany w sposobie dbania o bezpieczeństwo lekowe. Kilka lat temu ktoś podjął w Polsce mądrą decyzję o dywersyfikacji dostaw energii do Polski. Dzięki temu nasza sytuacja energetyczna nie jest dramatyczna.
Czy to oznacza, że za bardzo skupiamy się na bezpieczeństwie energetycznym, zapominając, że trzeba zadbać też o inne, w tym właśnie lekowe?
Myślę, że lewar azjatycki jest dla nas groźniejszy niż rosyjski. Leki są niezbędnym ogniwem w ratowaniu życia i zdrowia pacjentów. Bez leków lekarze nie będą mogli nas leczyć. Aż strach pomyśleć o astmatykach, chorych na cukrzycę, pacjentach onkologicznych i wszystkich innych ciężko chorych ludziach. Jeśli potrafiliśmy podjąć trudne i na pewno kosztowne decyzje o zapewnieniu bezpieczeństwa energetycznego, tym bardziej racjonalna jest pilna decyzja o konieczności zbudowania bezpieczeństwa lekowego.
Przygotowując się do zbudowania bezpieczeństwa lekowego trzeba więc myśleć o sytuacjach kryzysowych?
Dokładnie tak, podobnie jak w wojsku – myśląc o zapewnieniu kluczowego ogniwa w zapewnieniu ochrony zdrowia, trzeba brać pod uwagę sytuacje kryzysowe. Teraz wiemy, że nie są niemożliwe, a nawet wysoce prawdopodobne. Nie możemy zapominać, że podczas epidemii, kryzysów politycznych czy ekonomicznych ludzie nadal chorują. Dziś klimat jest pozytywny do budowania bezpieczeństwa lekowego. Każdy już zrozumiał, co jest do stracenia. Mimo to nie są podejmowane żadne konkretne działania. Wręcz odwrotnie, nadal liczy się, by leki były tanie, a nie skąd pochodzą. A najtaniej jest w Azji i będzie coraz taniej, bo Chiny mają dostęp do energii w coraz bardziej korzystnej cenie. Azja zaczyna powoli rozumieć, że staje się w związku z tym monopolistą na rynku farmaceutycznym. Ceny substancji czynnych rosną tam bowiem już szybciej niż inflacja. A gdy Chiny umocnią swoją pozycję w lekach gotowych, co powoli ma miejsce, zaczną trzymać nas w garści.
Co z polskim przemysłem farmaceutycznym, jeśli nic się nie zmieni?
Będzie dalej istniał i się rozwijał, lecz zmienią się jego priorytety. Polski system refundacyjny jest bowiem skuteczny w obniżaniu cen. Wygrywa ten, kto zaproponuje leki najtaniej, czyli importerzy z Azji. Utrzymywanie tej sytuacji sprawi, że producenci skoncentrują się na produkcji leków nierefundowanych, wysyłanych na eksport. Ich cenę przemysł może dowolnie kształtować, dzięki czemu ich produkcja będzie rentowna. W zakresie leków refundowanych przedsiębiorstwa staną się natomiast importerami. Cele strategiczne ustala regulator, przemysł jest ich wykonawcą. Wypełnimy wolę rządu, ale nie dlatego, że chcemy, lecz dlatego, że zmusi nas do tego zwykła kalkulacja. Nie stać nas będzie na pozostanie buforem bezpieczeństwa lekowego Polski.
Co to będzie oznaczało w praktyce?
Straty, i to na dwóch polach. Po pierwsze, nasz kraj jeszcze bardziej uzależni się od importu z Azji. Po drugie, straci polska gospodarka. I tu myślę nie tylko o zatrudnieniu czy PKB, bo to oczywiste, że jak nie będziemy odbudowywali produkcji w zakresie substancji czynnych i leków refundowanych, to nie powstaną nowe miejsca pracy, nie napłyną podatki. Kolejną konsekwencją jest negatywny wpływ na innowacyjność, rozwój nowych technologii, czyli przyszłość polskiej gospodarki, która straci na konkurencyjności względem innych krajów.
Co można w związku z tym zrobić, by zbudować bezpieczeństwo lekowe w Polsce?
Pierwszy krok należy do rządu. To on musi zdecydować, czy bezpieczeństwo lekowe jest równie ważne dla naszego kraju, jak bezpieczeństwo energetyczne.
Jeśli uzna, że tak, powinna powstać strategia działania. Ale nie dla jednego resortu, czyli Ministerstwa Zdrowia, lecz dla wszystkich innych, dla całego rządu. Powinna zostać w niej rozpisana ścieżka postępowania, cele do osiągnięcia i mierniki, poprzez które będą weryfikowane.
O jakich miernikach mowa?
Na przykład jaki procent leków refundowanych dostępnych w Polsce ma pochodzić z krajowych fabryk w każdym roku, ile z nich powinno powstawać w oparciu o substancje czynne wytwarzane w naszym kraju. W międzyczasie należy nawiązać dialog z przemysłem, by ustawić poziom zachęt w taki sposób, by wytyczone w strategii cele zostały osiągnięte.
A co może stanowić zachętę?
Te są zależne od przyjętych celów. Jeśli stwierdzimy, że chcemy stymulować rozwój substancji czynnych wykorzystywanych do produkcji leków, to mamy dwie możliwości. Po pierwsze, rząd może uruchomić środki na rozwój niezbędnej do tego infrastruktury. Cena wytwarzanych substancji czynnych w ten sposób zyska na konkurencyjności w porównaniu z tymi sprowadzanymi z Azji, bo ich wytwarzanie będzie wspomagane grantami na rozwój R&D czy infrastruktury. To rozwiązanie ma jednak wadę. Decydowanie o tym, jakie substancje czynne będą produkowane, pozostawia się w rękach firm farmaceutycznych. Może się więc okazać, że co prawda nastąpi rozwój tego rynku, ale nie w obszarze, na którym nam najbardziej zależy, czyli substancji krytycznych.
Alternatywnym rozwiązaniem jest więc to, w którym rząd określa np. 300 substancji czynnych, na jakich mu najbardziej zależy, i tylko na produkcje tych udziela dotacji. Regulator może też zadecydować, że udzieli refundacji na lek, jeśli drugie źródło dostaw substancji czynnych wykorzystywanych przy ich wytwarzaniu pochodzi z Europy. Z czasem, gdy przemysł w tym zakresie w Europie się rozwinie, można podkręcić śrubę i uzależnić refundacje od posiadania tylko źródła dostaw substancji czynnych w Europie. Przy tym rozwiązaniu istnieje ryzyko, że produkcja w Europie okaże się niewystarczająca, dlatego w ślad za nim będą musiały iść zachęty powodujące jej dynamiczny rozwój. Ten jest możliwy. Bo producenci europejscy, w tym polscy, widząc rosnące zapotrzebowanie na substancje czynne, a więc zyskując gwarancje ich odbioru, będą też gotowi inwestować własny kapitał w rozwój produkcji.
Celem może być też jednak zwiększenie skali wytwarzania gotowych leków. Tu z kolei istnieją metody, które można szybko wdrożyć, do tego bezkosztowo. Podam przykład decyzji ministra Macieja Miłkowskiego, dotyczącej wprowadzonej 1 listopada nowej listy refundacyjnej. Znalazły się na niej dwa generyczne preparaty przeciwcukrzycowe produkowane w Polsce. To dało im przewagę w tym zakresie nad konkurencją, która swoje leki importuje. Importerzy muszą dłużej poczekać, zanim trafią na listę. Jeśli podobne decyzje zapadłyby przy innych lekach, być może skłoniłoby to kolejne firmy do uruchamiania produkcji w naszym kraju. Przy czym warto podkreślić, że koszt dla rządu to zero złotych.
Jaką strategię działania przyjmuje w tej sytuacji Polpharma?
Jesteśmy niczym woda wypełniająca naczynie. Rozwijamy cały czas nasz potencjał produkcyjny, eksport, nie zapominając o bezpieczeństwu lekowym w Polsce. Dziś co ósmy lek oferowany w aptece i co trzeci w szpitalu pochodzi z naszych fabryk. Dostrzegamy jednak, że rynek leków refundowanych jest coraz mniej opłacalny. I coraz trudniej nam się z tym pogodzić. Dlatego powoli tracimy nadzieję, że nasze działania w obszarze produkcji leków refundowanych mają sens, oraz w to, że gra jest warta świeczki. Szczególnie że coraz więcej czynników przemawia za tym, że w tym obszarze funkcjonowania powinniśmy przejść na import, by zarabiać. Na razie jeszcze odkładamy decyzję w tej sprawie kosztem m.in. ograniczania inwestycji na innowacje czy rozwój infrastruktury. Ale czy to jest dobra droga? Może dojść do sytuacji, w której uznamy, że nie, i zdecydujemy się na wygaszanie produkcji leków oferowanych w ramach refundacji.

My na tym tylko zyskamy. Straci natomiast polska gospodarka, bezpieczeństwo lekowe i pacjenci. Jesteśmy największą firmą farmaceutyczną w kraju i produkujemy najwięcej leków ratujących życie i zdrowie.