Niektóre szpitale niechętnie zatrudniają pracowników z lepszym dyplomem. Powód? Boją się wysokich kosztów wynagrodzeń.

Ustawa o minimalnym wynagrodzeniu w ochronie zdrowia wprowadza podział wysokości minimalnych pensji, nie tylko w zależności od wykonywanej pracy, ale w niektórych przypadkach również w zależności od wykształcenia. Szczególnie widać to na przykładzie pielęgniarek, które mogą zostać zakwalifikowane do trzech grup: po liceum lub licencjacie, po studiach magisterskich, po studiach i ze specjalizacją. W zależności od zaszeregowania pensja może wynosić ok. 5,2 tys. zł, 5,8 tys. zł lub 7,3 tys. zł brutto.
Interpretacja NFZ i resortu zdrowia jest dość jasna – pracodawca płaci zgodnie z tym, jakie minimalne wykształcenie wymagane jest na danym stanowisku. Jeśli więc pielęgniarka z tytułem magistra jest zatrudniona na stanowisku, które nie wymaga wyższego wykształcenia, nie musi otrzymywać wyższej pensji. Mimo to dyrektorzy mają z tym problem, bo niezależnie od przepisów liczy się też zdanie związków zawodowych, które najczęściej domagają się, by w takich sytuacjach wykształcenie uwzględniać.
Dlatego jak będę miał do wyboru pielęgniarkę z tytułem magistra i specjalizacją i taką, która tych dyplomów nie ma, wybiorę tę drugą. Bo będzie mniej kosztowna, a zazwyczaj wykonuje podobną pracę – mówi jeden z naszych rozmówców. I dodaje, że w jego regionie dyrektorzy mówią wprost, że szukają pielęgniarek wyłącznie ze średnim wykształceniem. Wtedy sytuacja jest jasna.
Inni podkreślają, że skoro nie ma przepisu, który wymagałby zatrudnienia magistra na danym stanowisku, to widocznie nie jest to wymagane, i nie oglądając się na związkowców, przyporządkowują pracowników do grupy zgodnej z wymaganiami minimalnymi. Tak jest np. w przypadku szpitala w Kłodzku. W przeciwnym wypadku, jak tłumaczy dyrektorka placówki, gdyby wyniki finansowe szpitala były niekorzystne, kierownictwo szpitala mogłoby narazić się na zarzut niegospodarności.
Moim zdaniem takie podejście może być krzywdzące zarówno dla pracownika, jak i dla placówki, bo przecież przez tyle lat zachęcaliśmy jako dyrektorzy wraz z samorządami zawodowymi do podnoszenia kwalifikacji. A teraz mamy tego nie gratyfikować? – zastanawia się Krzysztof Zaczek, wiceprezes Związku Szpitali Powiatowych Województwa Śląskiego i prezes zarządu Szpitala Murcki w Katowicach.
Są jednak i takie szpitale, które np. w obawie przed utratą pracowników za lepszy dyplom płacą lepiej. Dyrektor szpitala w Bielsku Podlaskim ma 200 pielęgniarek zatrudnionych na umowę o pracę, z czego około jednej czwartej ma wyższe wykształcenie i specjalizacje, co jego zdaniem powoduje, że należą do pierwszej kategorii i otrzymają ponad 7 tys. zł. – Nie dzielimy według stanowiska, tylko według wymagań – tłumaczy.
W szpitalu Klinicznym w Krakowie wybrano jeszcze inne rozwiązanie: wyliczono średnią zarobków, a za wyższe kwalifikacje jest dodatek. Zarządzający placówką dodają, że nie mają takiej sytuacji, w której mogliby wybierać, czy wolą pielęgniarkę po studiach, czy bez nich. Każda jest na wagę złota.
Dariusz Madera ze Szpitala Klinicznego w Opolu przyznaje, że u nich jest podobnie. Cały czas poszukują pracowników, którzy często przechodzą do innych placówek, gdzie otrzymają podobną pensję za mniej obciążającą pracę. Do szpitala klinicznego trafiają ciężko chorzy i praca jest bardziej obciążająca niż np. w poradni czy w mniejszym szpitalu. U nich pielęgniarki z wyższymi kwalifikacjami otrzymają odpowiednio wyższe pensje, ale i większy zakres obowiązków, m.in. na SOR przejmują od lekarzy część badań przy pacjencie, do których są uprawnione.
Taki jest też pomysł resortu zdrowia. W trakcie pierwszego czytania ustawy o minimalnym wynagrodzeniu wiceminister Piotr Bromber zadeklarował, że problem zostanie rozwiązany poprzez opracowanie przez resort zdrowia specjalnego taryfikatora określającego kwalifikacje wymagane na poszczególnych stanowiskach. Na razie jednak go nie ma.