Nie żyje opolski wojewódzki inspektor farmaceutyczny. Jego ciało znaleziono w samochodzie zaparkowanym na opolskiej wyspie.

‒ Nie stwierdzono wstępnie śladów czy urazów mogących wskazywać na działanie osób trzecich, jednakże okoliczności śmierci budzą wątpliwości. Pojedyncza osoba w samochodzie zaparkowanym na wyspie w Opolu ‒ to nietypowe. Nie jesteśmy w stanie w tej chwili wykluczyć udziału osób trzecich ‒ mówi nam prokurator Stanisław Bar, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Opolu. Podkomisarz Karol Brandys z zespołu prasowego tamtejszej komendy wojewódzkiej policji informuje, że decyzją prokuratora prowadzącego postępowanie ciało urzędnika zostanie poddane sekcji.
‒ To straszna wiadomość. Inspektor prowadził postępowania przeciwko tzw. mafii lekowej. W ostatnich tygodniach widoczna była zorganizowana nagonka na niego, z wykorzystaniem mediów. Oczywiście o niczym nie chcę przesądzać. Ważne, żeby sprawa została wnikliwie wyjaśniona ‒ mówi nam Marek Tomków, wiceprezes Naczelnej Rady Aptekarskiej.
W środowisku farmaceutów atmosfera od dawna jest ciężka. W czerwcu 2017 r. w dziwnym samochodowym wypadku zginęła żona wielkopolskiego wojewódzkiego inspektora, a on sam doznał licznych złamań. W pojazdach kilku innych urzędników dochodziło m.in. do trudnych do wytłumaczenia awarii układów hamulcowych. Dlatego środowisku zależy, by sprawę objąć szczególnym nadzorem i by organy państwa przyjrzały się zaskakująco dużej liczbie zbiegów okoliczności.
‒ Wokół parabiznesu, jakim jest nielegalny wywóz leków, swoje macki rozpostarła mafia. Inspekcja była i nadal jest wobec niej zupełnie bezsilna. Każdy, kto próbował jakkolwiek jej zaszkodzić, został w jakiś sposób poturbowany. Były groźby i zastraszanie, pozwy sądowe, a nawet przypadki przecięcia przewodów w autach ‒ komentuje Paweł Trzciński, były rzecznik Głównego Inspektoratu Farmaceutycznego. Obecne władze ‒ ani opolskiego inspektoratu, ani służby wojewody, ani też GIF ‒ nie chcą komentować sprawy.
Paweł Trzciński zaznacza, że inspekcja wciąż jest traktowana po macoszemu, pracownicy nie mają poczucia bezpieczeństwa. I mają świadomość, że ich działania, choć zgodne z prawem, mogą im przysporzyć kłopotów. Jeden z wojewódzkich inspektorów zwraca w rozmowie z DGP uwagę na to, że w ostatnich tygodniach opolski urzędnik był ostro krytykowany przez niektóre media oraz przedsiębiorców niezadowolonych z jego działań. Jak usłyszeliśmy, nie sprawiał wrażenia załamanego, ale jednocześnie przejmował się atakami.
Piotr Rykowski, ekspert w dziedzinie rynku medycznego, zauważa z kolei, że pracownicy inspekcji farmaceutycznej i NFZ zajmujący się rynkiem farmaceutycznym są narażeni na różnego rodzaju pokusy, wywiera się na nich dużą presję, a czasem nawet zastrasza. Trzeba pamiętać, że tacy urzędnicy konfrontują się z korporacjami farmaceutycznymi oraz grupami interesów, które mają do zyskania lub stracenia miliony, a nawet miliardy złotych.
‒ Osobiście doświadczyłem presji ze strony różnych grup interesów, gdy kandydowałem na przełomie 2016 i 2017 r. na stanowisko GIF. Zniszczono mi samochód, na ulicy podchodzili do mnie różni ludzie i mówili, że lepiej byłoby, gdybym sobie odpuścił ten konkurs. Publikowano też na mój temat szkalujące artykuły ‒ opowiada Rykowski.
Wszyscy jednomyślnie wskazują, że jest zbyt wcześnie, żeby wysnuwać daleko idące teorie z faktu śmierci ważnego urzędnika lekowego. Ale że zarazem ta sprawa – niezależnie od jej finału – powinna być przyczynkiem do rozmów o lepszym zabezpieczeniu sytuacji wojewódzkich inspektorów. Zarabiają oni bowiem mało, są zaś narażeni na potężny stres. Co więcej, jak mówią, w przypadku zastraszania ich przez podmioty łamiące prawo zwierzchnicy nie okazują wystarczającego wsparcia. Gdy dochodzi do postępowań sądowych, najczęściej urzędnicy muszą zatrudniać prawników za własne pieniądze.
‒ Czas zrozumieć, że 16 ludzi w Polsce nadzoruje rynek wart 40 mld zł rocznie. I państwo musi wreszcie im okazać wsparcie – mówi jeden z inspektorów.