Podobne demonstracje odbyły się między innymi na Węgrzech, w Czechach, Słowacji, Francji i Niemczech. Przewodniczący OZZL Krzysztof Bukiel podkreślał, że to protest przeciwko oszukiwaniu Polaków. „Pacjenci są przekonywani, że należy im się wszystko, a ponieważ rządzący nie wydają na to odpowiednich pieniędzy, winą za niedostatki obarczani są lekarze” - przestrzegał Bukiel. "Powstrzymajmy ich" przed dewastacją ochrony zdrowia - to było główne hasło pikiety. Brali w niej udział także bardzo młodzi ludzie, dopiero zaczynający pracę w zawodzie lekarza.
Lekarki-stażystki Katarzyna Kozielska i Marta Rudnik przyznawały w rozmowie z IAR, że perspektywa dla młodych medyków w Polsce nie rysuje się różowo, dlatego wielu decyduje się na wyjazd za granicę.
„To jest gonitwa z jednego miejsca pracy do drugiego; ze szpitala do szpitala, oddziały są wiecznie pełne, dyżurny jest jeden. Papierkologii jest mnóstwo, a nakłady finansowe coraz mniejsze” - skarżyły się dziewczyny. Pikiecie przed Ministerstwem Zdrowia przyglądali się też warszawiacy.
Większość narzekała na długie oczekiwanie do lekarzy-specjalistów i badania. W pikiecie w Warszawie wzięli udział także przedstawiciele związków zawodowych lekarzy z Czech, Słowacji i Węgier - tzw. Grupy Wyszehradzkiej. W petycji do ministra Bartosza Arłukowicza związkowcy napisali, że stan publicznej opieki zdrowotnej w naszym kraju od pewnego czasu stale się pogarsza.
Jak argumentują podstawową tego przyczyną jest głęboka nierównowaga między publicznymi nakładami na lecznictwo, a „koszykiem” bezpłatnych świadczeń zdrowotnych. OZZL apeluje do rządu o konstruktywny dialog wszystkich sił politycznych, środowisk medycznych i pacjentów.