A branża turystyczna chce wykorzystać te wakacje, by się choć częściowo odkuć.

Tegoroczne wakacje Pauliny wypadły po majówce, jak tylko opadła najsilniejsza wiosenna fala pandemii. Z partnerem wybrali Chorwację z powodu obowiązujących tam niezbyt rygorystycznych obostrzeń (teraz, od 1 lipca, także Chorwacja wprowadziła obowiązkowy unijny certyfikat covidowy). Urlop w Dubrowniku, przez który normalnie przetacza się dziennie ok. 10 tys. ludzi, przypominał wakacje na bezludnej wyspie. Wszystko pozamykane: sklepy, kawiarnie, wypożyczalnie aut, nawet rejsy statkami odwołano. Mimo wszystko wypoczynek się udał. Gorzej powrót do Polski. Test na wjeździe do kraju nie był wprawdzie obowiązkowy (za to kosztowny – 200 zł od osoby), ale w razie jego niewykonania obowiązywała kwarantanna. Para wybrała test. Wyszedł negatywny, ale… system tego nie odnotował. Z Chorwacji wrócili w czwartek, a w niedzielę Paulina odebrała pierwszy telefon z sanepidu z informacją, że czeka ją przymusowa kwarantanna.
– Wydzwaniała do mnie automatyczna sekretarka z sanepidu, dzwonił dzielnicowy i kazał się meldować. Protestowałam. „Jaka kwarantanna, skoro miałam negatywny wynik?”. Ale nikt nie słuchał. A do sanepidu nie sposób się było dodzwonić. Po tygodniu okazało się, że wynik mojego testu podpięto do numeru paszportu, a nie do dowodu osobistego, przez co sanepid automatycznie nałożył na mnie kwarantannę po powrocie z zagranicy. Po prostu nie skorelował danych osobowych. Zawiódł system – mówi Paulina. Przy okazji straciła wiarę w procedury i regulacje. Trzyma kciuki za tych, którzy z początkiem lipca ruszają na zagraniczne wojaże z paszportem covidowym w kieszeni. Przecież nie można wykluczyć, że system znowu się pomyli.

W kraju czy za granicą?

Urlopowiczom nic nie obrzydzi tak długo wyczekiwanych wakacji. Z raportu Europejskiej Komisji ds. Podróży (ETC) wynika, że Polacy, obok Włochów, są największymi optymistami, jeśli chodzi o podróże w zaczynającym się sezonie letnim. Badania dowodzą, że aż 79 proc. z nas planuje wyjazd w lipcu i sierpniu. Dokąd? Prawie połowa z ponad 20 mln rodaków gotowych do wyjazdu wybierze zagranicę (48 proc.), a nieznaczna większość będzie wypoczywać w kraju (52 proc.) – wynika z badania Ipsos Polska. Łącznie to o 2 mln urlopowiczów więcej niż w 2018 r. Pandemiczna izolacja zrobiła swoje. Zdaniem ekspertów Bałtyk czy Mazury mają swoich zwolenników, lecz wyjazdy nad cieplejsze morza mogą konkurować standardem hoteli i oferowanymi atrakcjami, czyli w sumie stosunkiem jakości do ceny. Z zagranicznych kierunków najbardziej oblegane są Chorwacja i Grecja (po 16 proc. chętnych), dalej Wyspy Kanaryjskie (14 proc.) oraz Bułgaria (8 proc.). W pierwszej dziesiątce najpopularniejszych krajów znalazła się również Albania (3 proc.) – podaje Ipsos.

W Biurze Podróży Zebra na warszawskim Ursynowie telefony grzeją się do czerwoności. Co chwila ktoś dzwoni i pyta o wolne terminy. Właścicielka musi przerywać naszą rozmowę, bo ma właśnie połączenie na drugiej linii. – W ubiegłym roku z wiadomych względów sprzedaż była niemal zerowa, a w tym wycieczki wyprzedają się na pniu. Oblegane kierunki to Grecja, Hiszpania i Bułgaria, czyli dobrze znana Europa, w której chętnie wypoczywamy i czujemy się bezpiecznie. A spoza europejskich destynacji dużym wzięciem cieszy się Turcja, bo tam nietrudno się dostać. Mam spory ruch w interesie, co tylko pokazuje, że ludzie już nie mogli doczekać się wakacji – opowiada w tej przerywanej rozmowie Joanna Gocławska-Mazur.

Klienci dużych biur zdecydowanie stawiają na wyjazdy zagraniczne. Podróżujący z Itaką wybierają Grecję, Turcję, Hiszpanię, Egipt, Albanię i Portugalię. Z kierunków egzotycznych – Dominikanę, Zanzibar i Malediwy. A jeśli chodzi o oferty z dojazdem własnym, przeważają Chorwacja oraz Polska.
Największy udział w sprzedaży w biurach mają tego lata kierunki europejskie oraz Turcja i Egipt. Zanzibar był na topie rok temu, ale głównie dlatego, że kiedy wiosną szalała pandemia, chcąc odpocząć od covidowej musztry (testów, żelów, maseczek, dystansu społecznego), a jednocześnie poplażować, Polacy lecieli tam, gdzie restrykcji nie było. Wydawało się, że teraz zainteresowanie spadnie, ale urlopy na należącej do Tanzanii wyspie nie wypadły z oferty.