Nie będzie dopłat do zakupu tachografów, na które liczyła branża transportu drogowego. Zdaniem przewoźników decyzja zapadła za późno, bo na wymianę urządzeń zostaje im trzy i pół miesiąca.

Wymianie ma podlegać 300 tys. urządzeń, z czego tylko kilkanaście procent – tak szacują organizacje przewoźników – jest już nowych. A uprawnienia do wymiany, montażu i kalibracji tachografów nadane przez Główny Urząd Miar ma nieco ponad 600 warsztatów w kraju. Mechaników, którzy mogą to zrobić, jest raptem ok. 2 tys. Kiedy więc resort infrastruktury ogłosił, że dofinansowania do wymiany nie będzie, z jednej strony przewoźnicy się zmobilizowali, lecz z drugiej zaczęli zgłaszać obawy, że nie zdążą na czas. Wcześniej wstrzymywali się z wymianą, licząc właśnie na pomoc rządową.

– Przed wakacjami wymienialiśmy od jednego to trzech urządzenia w miesiącu. Dziś to już około 15. Odbieramy coraz więcej telefonów, choć na razie od mniejszych firm, mających po kilka ciężarówek. Na dniach spodziewamy się szturmu ze strony tych większych, mających po kilkadziesiąt i więcej pojazdów – słyszymy w warsztacie w Ropczycach.

– Widać, że klienci robią jeszcze rozeznanie w cenach, chcą wybrać miejsce, gdzie jest najtaniej – mówi pracownica warsztatu Tacho-Tax w Krakowie. Jak wynika z danych DGP, można znaleźć miejsca, gdzie za wymianę z urządzeniem płaci się ok. 3,7 tys. zł, ale i takie, gdzie cena przekracza się 4 tys. zł. Przy flocie złożonej z kilkunastu czy kilkudziesięciu pojazdów to już spora różnica.

Wymiana będzie jeszcze droższa

A będzie jeszcze drożej, bo warsztaty tłumaczą, że nie zrobiły dużych zapasów urządzeń. – Mamy kilkadziesiąt na stanie. Dlatego zapisujemy firmy na bieżąco, a nie z dużym wyprzedzeniem, by nie blokować tachografów na stanie. Ci, którzy planują wymianę na koniec roku, mogą liczyć się z tym, że może nie być dla nich miejsca w warsztacie, do tego dostępność urządzeń u dystrybutorów spadnie, co zwiększy ich ceny – słyszymy w Tacho-Tax.

Warsztaty dodają, że nie jest wykluczona powtórka sytuacji, jaka miała miejsce przy montażu urządzeń e-toll do poboru opłat. Gdy ruszała wymiana, kosztowały one 700 zł za sztukę. Pod koniec terminu na wymianę już ok. 900 zł.

– Spodziewam się, że pod koniec roku za tachograf z wymianą cena może przekraczać 5 tys. zł – mówi pracownik warsztatu w Ropczycach.

– Wiele firm mogło zwlekać, bo wymiana to duży wydatek, a branża już drugi rok walczy z kryzysem – zauważa Artur Kalisiak, dyrektor ds. projektów strategicznych w Związku Pracodawców „Transport i Logistyka Polska'.

Tachografy II generacji zapewniają lepszą weryfikację czasu pracy i odpoczynku kierowców. To gwarantuje większą skuteczność przy ujawnianiu ewentualnych manipulacji. To będzie dotyczyć zwłaszcza kabotażu, czyli transportu wykonywanego między punktami odbioru znajdującymi się w innym państwie członkowskim niż kraj, w którym przewoźnik założył działalność gospodarczą.

Brak wymiany to poważne konsekwencje

Jak zauważają eksperci, brak wymiany to natomiast poważne konsekwencje dla firm. Nie będą mogli legalnie świadczyć międzynarodowego transportu na terenie Unii Europejskiej. W razie kontroli będą też narażeni na wysokie kary. W Polsce firma przewozowa może się spodziewać kar nawet na poziomie 10 tys. zł. Mandatem w kwocie 2 tys. zł może również zostać ukarana osoba zarządzająca transportem u przewoźnika. Dodatkowo przewoźnik nie będzie mógł kontynuować transportu za granicą bez wymiany tachografu na odpowiedni, co będzie musiał zrobić w miejscu, gdzie akurat się znajduje. A tam koszty mogą być większe niż w Polsce. ©℗