Nie można stać w miejscu, jeśli chce się rozwijać. Dlatego w 2017 r. zapadła decyzja o rozszerzaniu działalności na rynkach zagranicznych. Zaczęło się od otwarcia biura w Hamburgu. W planach są kolejne, m.in. w Szwecji i Czechach – mówią Bartłomiej Glinka i Marek Rostkowski, założyciele Omida Group

Dlaczego firma od 2017 r. stawia na rozszerzanie działalności na rynku zagranicznym?

Ponad połowę naszych kontrahentów stanowią obecnie klienci zagraniczni. To wskazuje na to, że wcale nie musimy mieć biura poza Polską, aby ich pozyskiwać i obsługiwać. Jednakże wraz ze wzrostem polskiego eksportu potrzeba było coraz więcej samochodów do realizowania na ich rzecz przewozów. Aby zapewnić ciągłość ruchu, potrzebne były też lepsze kontrakty importowe. Mając biuro operacyjno-handlowe w kraju klienta, nie tylko zyskujemy większą mobilność, ale też większe zaufanie, co przekłada się na większe możliwości dla nas do rozwoju firmy, a także ułatwia budowanie relacji biznesowych. Dlatego zdecydowaliśmy się na zaistnienie z oddziałami również za granicą. Decyzji sprzyjały dodatkowo rosnące przychody. Są na tyle duże, że strategicznym posunięciem jest budowa naszej firmy poza granicami Polski. Powodem rozwoju firmy poza Polską nie jest natomiast to, że w kraju doszliśmy już do ściany. Zatem by dalej rosnąć, musimy szukać odbiorców na nasze usługi na innych rynkach. W Polsce wciąż jest dla nas miejsce, do tego jest go na tyle dużo, że mamy możliwości zwiększania przychodów.

Gdzie powstał pierwszy oddział firmy poza Polską i czy będą kolejne?

Zadebiutowaliśmy z zagranicznym biurem w Hamburgu. To kraj, na którym jesteśmy najbardziej aktywni poza Polską. Dlatego zdecydowaliśmy się zacząć od Niemiec. Następna w kolejności będzie Szwecja, a potem planujemy otworzyć oddział w Czechach.

Dlaczego wybór padł na te kraje?

Wybór lokalizacji zależy w dużej mierze od potencjału danego rynku, ale też od wielkości obrotów i bilansu handlowego Polski z danym krajem. Z Niemcami Polska ma blisko 30-proc. wymianę handlową, dlatego biuro w tym kraju wydawało się dobrym wyborem.

A kraje nordyckie. Skąd pomysł, by tam zaistnieć?

Od samego początku istnienia firmy rozwijaliśmy traffic na kraje nordyckie, a jak się na czymś koncentrujesz, to wtedy to rośnie. Obecnie na kierunek krajów nordyckich mamy przeznaczone 130 dużych aut, a nasz roczny generowany przychód w tym regionie to 60 mln zł. To stawia nas na pozycji lidera na tym kierunku. Poza tym nasza główna siedziba jest w Trójmieście, blisko portów. Zatem lokalizacja również pomogła w roz-woju biznesu w krajach nordyckich, a także wpłynęła na decyzję o nowym oddziale.
Obecnie rozważamy otwarcie biura w Szwecji w okolicach Helsinborgo – ważnego punktu ekonomicznego i logistycznego.

Jakie są główne zalety posiadania przedstawicielstwa za granicą?

Za granicą można wyraźnie zaobserwować lokalny patriotyzm. Przejawia się on w tym, że działające tam firmy chcą robić biznes ze swoimi, czyli z innymi polskimi firmami, które się tam znajdują. Zatem otwierając biuro za granicą, możemy brać udział w przetargach na zupełnie innych warunkach, a dokładnie, startując w nich z zupełnie innej pozycji. Coraz więcej polskich firm jest sprzedawanych. Mam tu na myśli fuzje i przejęcia, w związku z którymi czasami Polska strona traci gestię transportową, czyli ośrodek decyzyjny w zakresie zawierania kontraktów jest przenoszony do siedziby głównej danej korporacji, często zagranicznej. Z tej perspektywy upatrujemy w dalszej globalizacji zagrożenia dla Polski i właśnie idąc drogą rozwoju za granicą, chcemy je wyeliminować.

Są też wady?

Jeśli chodzi o wady, to można na pewno wymienić przeszkody formalno-prawne, koszty utrzymania, które są wyższe niż w przypadku oddziału w Polsce, czy trudności wynikające z nieznajomości lokalnego prawa. Ciekawostką jest to, iż nagle w naszych oczach Polska stała się niemal rajem podatkowym w porównaniu z Niemcami czy Holandią – podatki tam są znacznie wyższe niż w naszym kraju.

Jakie plany ma firma na polskim rynku? Czy w związku z tym, że stawia na zagranicę, wstrzyma się z inwestycjami w kraju?

Absolutnie nie. Polski rynek był, jest i będzie dla nas ważny. Dlatego nie zamierzamy zaprzestać na nim inwestycji, które są konieczne do dalszego rozwoju naszej firmy. Dowodem na to jest nasza nowa strategia. Zgodnie z nią w ciągu najbliższych trzech lat mamy zamiar osiągnąć przychody na poziomie 1 mld zł. Przychody grupy Omida od samego początku, czyli od czasu założenia firmy w 2010 r., rosły bardzo dynamicznie, żeby w 2019 r. osiągnąć poziom niespełna 700 mln. Zakładając średni wzrost roczny na poziomie 15, a może nawet 20 proc., wydaje się, że oczekiwany poziom sprzedaży zrealizujemy najpóźniej w ciągu trzech lat.

Zatem Polska to już nie jest piaskownica. By jednak osiągnąć zakładany cel, potrzebne są nam wydajne systemy wspierające zarządzanie czy systemy operacyjne. Dlatego bardzo mocno angażujemy się w rozwój działu IT, który ma za zadanie cyfryzację i automatyzację procesów. Poza tym nowoczesnych rozwiązań na polu IT oczekuje też rynek, w tym nasi kontrahenci, bo to przyspiesza i usprawnia pracę po obu stronach.

Dodam, że nasza pozycja w polskim sektorze usług transportowych całopojazdowych jest już wysoka, ale nie jesteśmy jeszcze liderem w tej dziedzinie. Dlatego naszym celem jest również uplasowanie się na pierwszym miejscu w tej kategorii. Chcemy to osiągnąć, pozyskując nowe kontrakty. Drogą do tego ma być agresywna polityka handlowa i HR. Dziś jedna trzecia wszystkich przychodów, to jest około 230 mln zł, stanowi produkt Sea and Air, który rozwija się bardzo dynamicznie. W dobie globalizacji i coraz niższych kosztów frachtu morskiego cieszymy się, że coraz więcej firm kupuje i sprzedaje na innym kontynencie. Sądzimy, że ten proces będzie się pogłębiał, na czym będzie zyskiwała nasza firma.

Co w tej chwili napędza rynek logistyki w Polsce i w Europie?

Od 10 lat mamy silnie rosnąca gospodarkę. Pomaga oczywiście dobra światowa koniunktura. To dzięki niej my, spedytorzy, mamy co robić.

Jaka przyszłość czeka branżę?

Śledzimy wszystkie nowości techniczne. Staramy się brać udział we wszystkich największych targach logistycznych, m.in. w Monachium. To pozwala nam być o krok przed konkurencją, a tym samym przygotowywać się z wyprzedzeniem do następujących zmian na rynku. Sądzimy, że w najbliższych latach dynamicznie będzie rozwijał się transport intermodalny. Mam tu na myśli intereuropejskie przewozy typu szyna – droga. Będą się rozwijały różne warianty tego rodzaju przewozów, ale najważniejsze jest to, że w Polsce jest już pod to gotowa infrastruktura terminali. Dodatkowo postępuje modernizacja trakcji kolejowych. Zatem nasz kraj może zyskać na nowym trendzie i firmy, które chcą z niego skorzystać, powinny już zacząć się przygotowywać.

Jak firma radzi sobie z brakiem rąk do pracy?

Od samego początku stawialiśmy strategicznie na silną współpracę z firmami rekrutacyjnymi, a od niedawna mamy też swój własny i silny wewnętrzny dział HR. Poza tym cały czas dbamy o nasz employer branding, chcemy być postrzegani jako atrakcyjny pracodawca stwarzający realne, a nie teoretyczne możliwości rozwoju.

Dodatkowo prowadzimy różne działania w obszarze CSR, oddając część naszego czasu i pieniędzy społeczeństwu, wspieramy przedsiębiorczość poprzez fundację Columbus, pomagamy młodzieży w różnych dyscyplinach sportowych takich jak piłka nożna tenis, pływanie. To wszystko ma pomóc potencjalnemu klientowi lub pracownikowi wybrać naszą organizację.

Jakie są współczesne wyzwania firm transportowych? Zmieniły się?

Rosnąca emigracja i problemy z tym związane, rosnące ceny paliw, niepewność makroekonomiczna, wojna handlowa USA–Chiny, niepewna sytuacja w Turcji i w Rosji, która jeszcze nie tak dawno była ważnym partnerem handlowym Polski. Tak w skrócie podsumowałbym wyzwania, z którymi w najbliższej przyszłości przyjdzie się zmierzyć sektorowi, a może bardziej z konsekwencjami, jakie mogą z nich wyniknąć dla rynku. Najważniejszą jest oczywiście spowolnienie gospodarcze, o którym coraz głośniej jest mowa. Branża transportowa jest natomiast barometrem wszelkich zmian zachodzących na rynku.

Jeśli europejska gospodarka spowolni, Polska z całą pewnością w mniejszym bądź większym stopniu to odczuje. Nastąpi nadpodaż przewoźników w stosunku do potrzeb, co przełoży się na spadki stawek frachtowych, a to z kolei doprowadzi w ostateczności do upadku wielu firm przewozowych. Podobna sytuacja miała już miejsce w 2008 r., kiedy to musieliśmy się zmierzyć z ostatnim kryzysem. Dodatkowo trzeba również pamiętać o silnej korelacji między spowolnieniem gospodarczym a moralnością płatniczą klientów, co wpływa bezpośrednio na cash flow firm, który to jest najważniejszy w działalności firm transportowych.

A jakich zagrożeń upatrują panowie dla branży?

Jeśli chodzi o zagrożenia, to są nimi brak kierowców i rosnące koszty działalności w związku z choćby drożejącym paliwem. Przed tym nie ma ucieczki. Trzeba jednak robić inwestycje, które zmniejszą negatywny wpływ tych czynników na biznes. My poczyniliśmy już pewne projekty w tym zakresie i strategicznie stawiamy na systemowe rozwiązanie problemów transportowych naszych klientów.

Rozm. PO

ikona lupy />