- Te przepisy spowodowały, że ludzie odnieśli wrażenie, iż chodzi o inwigilację. Dlatego postanowiliśmy się z nich wycofać. Ale proponowaliśmy jedynie poszerzenie dotychczasowych regulacji, aby w ramach już istniejącej procedury służby mogły występować o inny zakres danych niż do tej pory - mówi Paweł Lewandowski, podsekretarz stanu w KPRM Cyfryzacja.

Usuwacie przepisy o inwigilacji z projektu ustawy - Prawo komunikacji elektronicznej?
Przede wszystkim to nie są żadne przepisy o inwigilacji.
Tylko o czym?
Te przepisy spowodowały, że ludzie odnieśli wrażenie, iż chodzi o inwigilację. Dlatego postanowiliśmy się z nich wycofać. Ale proponowaliśmy jedynie poszerzenie dotychczasowych regulacji, aby w ramach już istniejącej procedury służby mogły występować o inny zakres danych niż do tej pory.
Większy zakres danych to większe uprawnienia.
To byłaby tylko dodatkowa kategoria danych, a nie więcej danych. Chciałbym rozwiać mity. Od 2004 r. ustawa - Prawo telekomunikacyjne daje służbom możliwość występowania do operatorów telekomunikacyjnych o określony zakres informacji. W proponowanych przez nas przepisach chodziło o to, aby na operatorów komunikacji elektronicznej (np. dostawców usług e-mail i komunikatorów - red.) nałożyć takie same obowiązki, jakie już mają firmy telekomunikacyjne. Bo w tej chwili to internet stanowi wiodącą platformę komunikacji. Nasza intencja nie została jednak dobrze zrozumiana, dlatego rezygnujemy z tego rozwiązania. Wszystkie nowe uprawnienia dla służb, które były w projekcie, zostaną usunięte poprawką klubu PiS.
To poprawka uzgodniona z rządem?
Tak, większość popierająca rząd działa w tej sprawie we współpracy i w koordynacji z rządem.
Podczas debaty sejmowej bardzo pan bronił tych rozwiązań. Czy rząd będzie próbował je wprowadzić w innej ustawie?
Nie, nie będziemy tego obowiązku dodawać ustawowo. Poczekamy na przepisy unijne - m.in. o transgranicznym dostępie do elektronicznego materiału dowodowego - które szczegółowo uregulują takie kwestie.
Myślałam, że chce pan powiedzieć: poczekamy na wybory i wrócimy do tego w trzeciej kadencji.
Niezależnie od tego, jaki rząd powstanie po wyborach, będzie musiał wdrożyć regulacje unijne.
Nie były to jedyne kontrowersyjne zapisy w projekcie p.k.e. Nadawcy i operatorzy telewizyjni krytykowali rozwiązania zwane lex pilot. To preferencje dla kanałów Telewizji Polskiej i nowa lista stacji, które muszą się znaleźć w każdej ofercie telewizji płatnej (must carry/must offer). Tu też ustąpicie?
Nadal chcemy, aby pierwszych pięć miejsc na liście kanałów każdego operatora należało do telewizji publicznej, w kolejności: TVP 1, TVP 2, TVP 3, TVP Info i TVP Kultura. Jednak zasada must carry/must offer obejmie również Polsat, TVN, TV4 i TV Puls - z tym że o ich kolejności na pilocie zdecydują operatorzy.
A co z dodatkową listą stacji obowiązkowych, którą ma ustalać Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji?
KRRiT będzie mogła wyznaczyć jeszcze 10 kanałów, bez przyznawania im miejsc na pilocie - jeżeli uzna, że z jakichś powodów ważne jest, aby społeczeństwo miało do nich dostęp.
W tej dziesiątce pierwszeństwo będą miały naziemne stacje TVP?
W tej dziesiątce pierwszeństwo będą miały stacje naziemne, niezależnie od tego, kto jest ich nadawcą.
Obawy branży wzbudziło też wprowadzenie obowiązku indywidualnej (à la carte) sprzedaży wszystkich oferowanych w pakietach kanałów. Dla abonentów będzie to zdaniem operatorów oznaczało większe wydatki. Może też zaszkodzić małym stacjom, bo gdy będą wyceniane pojedynczo, to prawie nikt ich nie kupi.
To są zmiany na korzyść konsumenta. Nie będzie już musiał kupować całego pakietu, żeby uzyskać dostęp do jednego kanału. Będzie mógł wybrać tylko te stacje, które go interesują. Teraz np. kluczowe stacje informacyjne są oferowane tylko z innymi kanałami - których ludzie nie oglądają. A muszą za nie płacić.
Większy wybór będzie miał też operator telewizji płatnej, na którym nadawca nie wymusi już zakupu grupy kanałów.
Nie oszacowaliście jednak, jaki to będzie miało wpływ na rynek telewizyjny. Natomiast przewidywania branży są alarmujące.
Mali operatorzy lokalni, którzy w negocjacjach z dużymi nadawcami są na przegranej pozycji, wnioskowali o model à la carte. Natomiast jeśli chodzi o duże podmioty, to w mojej ocenie impakt tych przepisów będzie bardzo mały. Jeden z operatorów, który już dziś oferuje kanały à la carte, mówi, że na kilka milionów klientów tylko tysiąc zgłosiło się po pojedyncze stacje. Poza tym ten model to prawo, a nie obowiązek. Nadal będzie można oferować i kupować dostęp do programów telewizyjnych w pakietach.
O każdym działaniu legislacyjnym dyskutuje się na podstawie przypuszczeń, które potem życie weryfikuje. Gdyby się okazało, że zaproponowane w p.k.e. rozwiązania dyskryminują kogokolwiek - np. jakieś małe telewizje - to będzie można wprowadzić ewentualne korekty. Wydaje mi się jednak, że są to obawy na wyrost.
Paweł Lewandowski, podsekretarz stanu w KPRM Cyfryzacja / Materialy prasowe / fot. Danuta Matloch/Materiały prasowe