- Mam jednak nadzieję, że korzystając z priorytetów dla infrastruktury krytycznej, utrzymamy zasilanie, nawet gdyby doszło do poważnych ograniczeń w innych sektorach - dodaje Andreas Maierhofer, prezes T-Mobile.

Od czasu agresji Rosji na Ukrainę sytuacja energetyczna w Europie stale się pogarsza. Czy T-Mobile jest przygotowany na ewentualne blackouty?

- Cokolwiek mogliśmy zrobić, aby się przygotować do pracy w trudnych warunkach, to zostało uczynione. Choć wierzę, że tak się nigdy nie stanie, to jeżeli w Polsce zabraknie energii, nie jesteśmy w stanie zastąpić producentów prądu - odpowiada Andreas Maierhofer, prezes T-Mobile Polska. - Nasza sieć jest kluczowa dla funkcjonowania kraju, ponieważ zapewnia utrzymanie łączności. Dopóki zachowamy dostęp do źródeł energii, będziemy w stanie tę łączność zapewnić: mamy plany na wypadek awarii i odpowiednią redundancję. Ale dostawy energii są niezbędne – podkreśla.

Zgodnie z przepisami operator ma zapasy energii na 72 godziny. Możliwe, że wytrzyma blackout dłużej. Ale nie bez końca.

- W razie blackoutu dosłownie wszyscy będziemy mieli ogromny problem - mówi Andreas Maierhofer. - Mam jednak nadzieję, że korzystając z priorytetów dla infrastruktury krytycznej, utrzymamy zasilanie, nawet gdyby doszło do poważnych ograniczeń w innych sektorach – dodaje szef telekomu.

Telefony komórkowe mogą zamilknąć

Ten problem dotyczy całej Europy. Agencja Reuters informowała w czwartek, że telefony komórkowe na naszym kontynencie mogą tej zimy zamilknąć – bo w wielu krajach europejskich nie ma odpowiedniego zasilania zapasowego, aby dłuższe przerwy w dostawach energii.

W Polsce wszystkie maszty telekomunikacyjne są zabezpieczone na wypadek braku prądu – informuje Polska Izba Informatyki i Telekomunikacji (PIIT). Jak podaje, zazwyczaj jest to zasilanie bateryjne, niekiedy też agregaty prądotwórcze. „Nie ma w Polsce stacji bazowej, która nie byłaby w stanie działać bez prądu przez przynajmniej kilka godzin” – zapewnia PIIT.

Ważniejsze stacje bazowe, o większym zasięgu często mają też agregaty prądotwórcze i podwójne linie zasilające, podłączone do dwóch różnych stacji transformatorowych. To zapewnia zasilanie w razie wichury czy powodzi. „Mogą działać przez wiele godzin, a w przypadku gdy będzie dowożone paliwo, w zasadzie w nieskończoność” – deklaruje izba branżowa telekomów.

Natomiast urządzenia stanowiące zaplecze dostawców stacjonarnego internetu mają awaryjne zasilenie bateryjne i agregaty prądotwórcze - niektóre ogromne. Jak podaje PIIT, zatankowanie „pod korek” takiego operatora może pochłonąć kilkaset tysięcy litrów paliwa.

Ale nawet nieprzerwane dostawy paliwa do telekomów nie zagwarantują nam łączności w razie blackoutu.

„Niestety to my, zwykli użytkownicy, jesteśmy słabym ogniwem” – stwierdza PIIT. Gdy padną nasze smartfony i domowe routery Wi-Fi, nie skorzystamy ani z sieci komórkowej, ani stacjonarnej – nawet gdy będzie działała.

Podatek Sasina

Dla polskich przedsiębiorstw odcięcie dostaw energii nie jest dziś jedynym zagrożeniem. Na duże firmy - zatrudniające ponad 250 pracowników – wicepremier i minister aktywów państwowych Jacek Sasin chce nałożyć nowy podatek – od nadmiernych zysków.

Taką nadzwyczajną daninę zaproponowała Komisja Europejska – chodziło jej jednak tylko przedsiębiorstwa energetyczne. Plany wicepremiera Sasina są zakrojone dużo szerzej. Dużą firmą jest też T-Mobile.

- Oficjalnie nic w tej sprawie nie wiadomo. Opieramy się tylko na wypowiedziach polityków i doniesieniach medialnych. Dzisiaj mogę więc tylko powiedzieć, że jeśli jakikolwiek nowy podatek miałby zostać nałożony na działające w Polsce firmy, będzie on dla nich dużym obciążeniem - komentuje Andreas Maierhofer. - Przed podjęciem takiej decyzji zastanowiłbym się kilka razy. Polska gospodarka i tak zmaga się już z inflacją, rosnącymi kosztami kredytów i niepewnym zaopatrzeniem w coraz droższą energię. Nowa danina byłaby w tej sytuacji złym pomysłem. Zepsułaby też klimat dla inwestycji – podkreśla prezes T-Mobile.

Co z podwyżkami w T-mobile

Być może zagrożenie ekstra podatkiem powstrzyma operatora sieci komórkowej przed podnoszeniem cen.

T-Mobile w lipcu wprowadził do umów z abonentami tzw. klauzule waloryzacyjne. Dzięki nim ma możliwość podniesienia cen w trakcie obowiązywania kontraktu.

Czy telekom wykorzysta to narzędzie do podniesienia cen klientom, których pozyskał od lipca?

- Mamy taką możliwość - przyznaje Andreas Maierhofer, prezes T-Mobile Polska. - Ale to nie oznacza, że na pewno z niej skorzystamy. Na razie zapewniliśmy sobie pole manewru, jakim dysponują firmy z innych branż, które ciągle podnoszą ceny swoich usług – mówi.

Ewentualna podwyżka w trakcie umowy dotyczy wyłącznie nowych abonentów. Możliwość stosowania tych zasad wobec wcześniej pozyskanych klientów może dać operatorom dopiero wprowadzenie takiego zapisu w ustawie Prawo Komunikacji Elektronicznej, która nie trafiła jeszcze do Sejmu.

Co T-Mobile weźmie pod uwagę, podejmując decyzję o wykorzystaniu klauzuli o podwyżce? - Musimy uwzględnić wiele czynników. Wszyscy widzimy, że wszystko wokół drożeje. Także koszty naszej działalności idą w górę: energia, materiały, koszt pracy, marketing, reklama itd. A do tego sporo inwestujemy w rozwój sieci - wylicza Andreas Maierhofer.

Czy świadomość, że cena może się zmienić w trakcie umowy, nie zniechęci ludzi do przechodzenia do T-Mobile? - Zawsze oferujemy „więcej za więcej”, więc ewentualne wyższe ceny rekompensują abonentom lepsze pakiety usług i dodatkowe korzyści - odpowiada prezes telekomu. - Nie widzimy zmniejszenia zainteresowania ofertą z tego powodu – dodaje.