Telekomy obsługują już klientów w otwartych salonach sprzedaży. Jeszcze nie wiedzą, jaki będzie bilans epidemii.
Wpływ epidemii na wyniki finansowe operatorów telekomunikacyjnych zaznaczy się wyraźnie dopiero w II kw. tego roku. W pierwszych miesiącach – na które przypadły dwa tygodnie ograniczeń w poruszaniu się, kontaktach oraz działalności gospodarczej, kulturalnej i edukacyjnej – operatorzy oceniają, że był niewielki.
Z czwórki największych telekomów wyniki za I kw. podały dwa. Wczoraj Play zaraportował wzrost przychodów operacyjnych o 3,5 proc. rok do roku – do 1,74 mld zł. W końcu kwietnia Orange informował zaś o wzroście obrotów o 0,9 proc., do 2,8 mld zł. Taką samą dynamikę wzrostu, do 351 mln euro, przewidują analitycy dla T-Mobile.
Orange podał, że wpływ epidemii zaznaczył się zarówno pozytywnie, jak i negatywnie. Na skutek większego ruchu wzrosły przychody z hurtowych usług komórkowych (świadczonych innym telekomom). Spadły za to o 17 proc. wpływy ze sprzedaży sprzętu, bo w marcu została zamknięta połowa salonów Orange. W pozostałych ruch był aż o 60 proc. niższy.
Dla Play negatywnym skutkiem wirusa była konieczność wstrzymania komercyjnego wdrożenia łączności piątej generacji w Gdyni, na częstotliwościach istniejącej sieci 4G.
– Wymagałoby to zgromadzenia większych grup ludzi w jednym miejscu. Wrócimy do projektu, gdy jego realizacja będzie możliwa – wyjaśnia Małgorzata Zakrzewska z Play. Spółka nie podejmuje się oceny wpływu epidemii na cały 2020 r. – Jesteśmy w środku kryzysu. Obserwujemy dwa różne trendy: pozytywny i negatywny. Z jednej strony ludzie intensywniej korzystają z usług telekomunikacyjnych. Ale kupują coraz mniej urządzeń. Sklepy zostały wprawdzie otwarte, ale przy obowiązujących środkach bezpieczeństwa klienci przychodzą do nich mniej chętnie – mówi prezes Play, Jean-Marc Harion. Wszystko będzie zależało od tego, jak długo potrwa kryzys. – Dotyka on ludzi wokół nas. Niektórzy tracą pracę, część firm może zbankrutować. Musimy być ostrożni. Nie weryfikujemy planu na cały rok – informuje.
Wzmożony ruch w sieci trochę osłabł, ale nie wrócił do poziomu sprzed epidemii.
Z analizy T-Mobile (dane na koniec kwietnia) wynika, że klienci operatora wykonują ok. 40 proc. więcej połączeń głosowych niż na początku marca – rozmowy zajmują nawet 15 mln godzin dziennie. Największe wzrosty są w godz. 9–15, ze szczytem w godz. 10–11. Zużycie danych komórkowych jest wyższe o ok. 25 proc. – największe wzrosty widać między godziną 8 a 14. Niezmienione pozostały godziny szczytu przypadające na późne popołudnie i wieczór.
– Nie spodziewamy się zmniejszenia zapotrzebowania w najbliższych tygodniach. Wiele firm nadal utrzymuje zdalny model pracy, a wiele z rozrywek będących alternatywą dla telewizji czy internetu pozostaje niedostępnych. Być może sytuacja zmieni się podczas wakacji, sądzę jednak, że obecny poziom wykorzystania sieci stanie się nową normą – mówi Konrad Mróz z T-Mobile.
W końcu kwietnia doszło do awarii sieci internetowej UPC i sieci Liberty Global (właściciel UPC) w Szwajcarii i na Słowacji oraz związanych z firmą operatorów w Holandii i Niemczech. Operator zapewnia, że inżynierowie „zidentyfikowali źródło problemów i wdrożyli konfigurację, która je wyeliminowała”.
Inni polscy operatorzy nie mieli takich problemów. Przedstawiciele Netii zapewniają, że z ich punktu widzenia nie było konieczne obniżenie jakości transferu Netflixa i innych platform z filmami i serialami. Netflix zaczął już przywracać standard sprzed pandemii. Jak podaje branżowy serwis FlatpanelsHD, niektórzy europejscy abonenci tej platformy wideo – m.in. w Danii, Norwegii i Niemczech – znów mogą oglądać filmy w rozdzielczości 4K.