Będę prosił premiera o uruchomienie Funduszu Interwencji Samorządowych, który będzie pomagał gminom w trudnych sytuacjach, wymagających szybkich działań. Chciałbym też powołać Radę Samorządową - mówi Michał Cieślak, minister w KPRM ds. rozwoju samorządu.

Epidemia to dobry moment na ministra ds. rozwoju samorządu terytorialnego?
Faktycznie spotykamy się w czasie, gdy ciężko jest rozmawiać o wizji samorządów, bo musimy walczyć z wirusem. Ale pandemia kiedyś minie, a ważne jest, byśmy byli przygotowani do wyzwań. Dlatego wkrótce chcę rozpocząć przegląd prawa pod kątem przeszkód rozwojowych. W tym roku obchodzimy 30-lecie samorządu terytorialnego w Polsce. Jestem przekonany, że to doskonała okazja, by razem z samorządowcami, organizacjami samorządowymi i obywatelami przyjrzeć się istniejącym rozwiązaniom prawnym i zastanowić nad usprawnieniem działalności samorządów w Polsce.
Mówiąc o przeglądzie prawa samorządowego, jakie konkretnie regulacje i ustawy ma pan na myśli?
Jestem orędownikiem rozszerzenia istniejących możliwości pozyskiwania środków finansowych przez samorządy. Istotne są też rozwiązania zwiększające wpływ obywateli na działalność samorządów i wzmacniające możliwości współdziałania jednostek samorządu terytorialnego. Pozyskane w ten sposób koncepcje oraz wypracowane szczegółowe rozwiązania będę konsultować z właściwymi resortami i wnosić na Radę Ministrów.
Czy pana zdaniem rząd nie powinien ściślej współpracować z samorządami, walcząc z epidemią?
Komunikacja jest wystarczająca, choć zawsze można powiedzieć, że powinna być wzmocniona i lepsza. Dlatego powstało stanowisko, które zajmuję. To świadczy o tym, że rząd poważnie traktuje samorządy.
Ale jest pan ministrem bez teki. Nie ma groźby, że pana funkcja będzie bardziej dekoracyjna niż związana z konkretną ofertą dla samorządów?
Moją rolą jest kontakt ze środowiskiem, budowanie klimatu współpracy i znalezienie koncepcji rozwoju samorządów. Dziś samorządy funkcjonują na dwóch filarach – z jednej strony to kwestie podatkowe, i tu samorządowcy chcieliby większej elastyczności, z drugiej dystrybucja pieniędzy rządowych. Jeśli samorząd ma dziś okazję spieniężyć swoje aktywa, robi to, zamiast się zastanowić, jak mógłby na nich zarabiać. Przykład? Biznesmen kupuje od samorządu ziemię, powstaje tam market, a on zarabia na dzierżawie. Dlaczego nie mógłby zarabiać samorząd? Wójtowi pewnej gminy doradziłem, żeby zamiast wydzierżawiać targowisko, gmina je doinwestowała, przygotowała parkingi i dziś zbiera z opłat 150 tys. zł miesięcznie. Spojrzenia pod tym kątem brakuje.
Jak pan chce te cele realizować?
Chciałbym powołać Radę Samorządową przy premierze złożoną z samorządowców, którzy wymienialiby się doświadczeniami.
Czy to nie powielenie pomysłu Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu?
Nie. Komisja Wspólna działa na podstawie ustawy w obszarze ściśle rozumianej legislacji, nadzoru i ustalania wspólnych priorytetów w bieżących sprawach. To kompetencja MSWiA. My chcemy zrobić bank współpracy, dobrych praktyk i rekomendacji. Dziś ten sam problem różne samorządy rozwiązują inaczej, a część włodarzy domaga się zmiany prawa, choć inni radzą sobie bez tego. Rada miałaby pomagać w dzieleniu się doświadczeniami. Do tego chciałbym raz na dwa lata zorganizować kongres samorządowy pod auspicjami premiera, który będzie pokazywał efekty działania tego gremium.
To kwestie relacji, a jakie obszary merytoryczne pana interesują?
Chciałbym wrócić do tematu rozlewania się miast i infrastruktury, a to oznacza powrót do poważnej dyskusji dotyczącej planowania przestrzennego i projektów inwestycyjno-budowlanych. Do tego problemu podchodziły różne rządy, najbardziej zaawansowany był pomysł w rządzie Jarosława Kaczyńskiego – wtedy powstawał projekt zupełnie nowego prawa budowlanego. Nie wszedł w życie z uwagi na skrócenie kadencji i trzeba do tego wrócić.
A nie będzie naturalnej rywalizacji czy tarć między panem a wiceszefem MSWiA Pawłem Szefernakerem, skoro obaj zajmujecie się samorządami?
Nie będę szukał konfrontacji, tylko współpracy. Choćby poprzez przedstawianie MSWiA koncepcji założeń i propozycji zmian legislacyjnych. Chcę pomagać samorządom, bazując także na programach i projektach rządowych takich jak Czyste powietrze, Centrum Usług Społecznych, czyli pomysł prezydenta Dudy, GovTech, Mieszkania dla rozwoju. Uważam też, że trzeba stworzyć program, który pozwoli samorządom zagospodarować poprzemysłowe tereny. Trzeba je objąć specjalnymi przywilejami ze strony państwa. Jestem orędownikiem tworzenia specjalnych stref ekonomicznych dla samorządów, które znajdą inwestora.
Zdaje się, że minister Szefernaker trochę pana ubiegł w tej kwestii. Z jego inicjatywy powstanie fundusz wspierania gmin popegeerowskich.
To bardzo dobrze, tym gminom trzeba pomóc. Cieszę się, że projekt zyskał poparcie premiera. Natomiast ja mówię o innej koncepcji. Samorządowe strefy inwestycyjne to bardzo dobra idea. Na przykład w Opatowie w 2003 r. upadła stara cegielnia. 20-hektarowy teren odkupił starosta opatowski, który dziś przygotowuje tam świętokrzyskie centrum przedsiębiorczości rolnej. Będą tam warunki do produkcji żywności pod własną marką, samorząd będzie na tym zarabiał. Chodzi o promowanie tego typu działań.
A nie lepiej, by to przedsiębiorcy zajmowali się działalnością gospodarczą, a samorząd rządzeniem i stwarzaniem im warunków do tej działalności?
Tylko proszę mi znaleźć takiego przedsiębiorcę, który mając na uwadze interes społeczny, wyłoży 100 mln zł? Skoro nie ma, to musi to zrobić samorząd, który przecież tworzą mieszkańcy. Oczywiście, zgadzam się, że trzeba tworzyć warunki dla działalności prywatnym podmiotom. Gmina Rytwiany znalazła inwestora, który planuje dać drugie życie terenom poprzemysłowym na terenie ponad 6,5 ha powierzchni. Stworzy nowe miejsca pracy, tak ważne dla rozwoju lokalnej społeczności. Mam nadzieję, że inwestycja stanie się częścią specjalnej strefy ekonomicznej, bo takie inicjatywy należy wspierać. Na początku grudnia podpisaliśmy w tej sprawie list intencyjny.
Kolejna koncepcja związana z inwestycyjnym wsparciem samorządów to pomysł, by 10 czy 20 proc. żywności na półkach w marketach pochodziła od lokalnych producentów i przetwórców. Poprzedni model handlu polegał na licznych małych sklepikach, które zaopatrywały się w najbliższym otoczeniu. Powstawały lokalne mikrogospodarki z zamkniętym obiegiem pieniądza. Gdy pojawiły się markety, pojawił się towar z zewnątrz, to odbiło się na dochodach lokalnej społeczności, a ponieważ w efekcie spadły wpływy z podatku dochodowego, to również na samorządach. Ten model wysysa środki z lokalnej gospodarki, nic do niej nie zwracając. Nie zmienimy tego, ale możemy ten negatywny wpływ ograniczyć, odbudowując lokalną produkcję i rynek pracy.
Wspomniał pan o radzie samorządowej przy premierze i organizacji kongresu. Znajdą się chętni do takiej kooperacji, biorąc pod uwagę napięcia na linii rząd–samorząd, zwłaszcza jeśli chodzi o prezydentów dużych miast?
Spotkałem się już z zarządem Unii Metropolii Polskich, uczestniczyli w nim m.in. Rafał Trzaskowski, Aleksandra Dulkiewicz czy Jacek Jaśkowiak. Wszyscy wyszli z tego spotkania bez „uszkodzeń”. Ja nie będę się zajmował polityką, tylko rozwojem samorządu.
Wracając jeszcze do koncepcji samorządu w roli inwestora. Inwestowanie wymaga pieniędzy. Nie gryzie się to z tym, że rząd z jednej strony kolejnymi ustawami podatkowymi podskubuje samorządom ich wpływy z PIT, a z drugiej coraz częściej tworzy centralnie zarządzane fundusze, w ramach których samorządy muszą aplikować o środki, z reguły na z góry określony cel? Samorządowcy podnoszą, że to nic innego jak system klientelistyczny, w dodatku miejscami mało transparentny.
Dobrze, że rząd tworzy modele dające samorządom możliwość pozyskiwania środków finansowych. Wykorzystywane są tu środki z UE, a tworzenie funduszy to dobry sposób na „wpompowanie” ich do samorządów i odpowiednie ukierunkowanie. Bardzo duże środki będą redystrybuowane z unijnego Planu Odbudowy. W tym obszarze możemy tworzyć wspomniane już inwestycyjne strefy samorządu, zwłaszcza na terenach poprzemysłowych. Jeśli chodzi o zmiany w zakresie PIT i CIT, to one są wprowadzane z myślą o mieszkańcach i firmach. Możemy zastanowić się nad zmianą procentowego udziału samorządów we wpływach z tych dwóch podatków, dziś to ok. 50 proc., reszta trafia do budżetu. Ale jest też wiele innych propozycji, napływających głównie od małych samorządów. One np. widzą duży potencjał w przygotowaniu przepisów dotyczących prawnej możliwości zorganizowania przez samorząd dodatkowej zbiórki internetowej wśród mieszkańców na konkretny cel. Dziś mogą to robić osoby fizyczne, a samorządy już niespecjalnie. Mówi się też o tzw. 1 proc. lokalnego PIT, czyli możliwości odliczania 1 proc. na gminę, w której ukończyło się szkołę podstawową. Samorządy ponoszą ciężar finansowy wykształcenia człowieka, który potem się wyprowadza, pracuje gdzie indziej i podatkowo nie istnieje.
Rozumiemy, że skoro wspomina pan o tych pomysłach, to znaczy, że patrzy pan na nie przychylnym okiem?
Tak, wydają mi się ciekawe. Jest też np. pomysł, by podatek od nieruchomości nie był rozliczany raz do roku, tylko by mógł być co miesiąc proporcjonalnie doliczany do opłat za wodę czy śmieci. To ciekawy pomysł, zakładając, że samorządy miałyby pewien poziom elastyczności w nakładaniu tych podatków. Dziś właściciel 50-metrowego mieszkania w Lublinie o wartości 450 tys. zł odprowadza podatek do gminy w kwocie 23 zł. Pytanie, czy nie należałoby trochę tego uelastycznić.
A co z problemem galopujących cen za wywóz śmieci? Zamierza pan wtrącić tu swoje trzy grosze?
Może nie trzy, ale chociaż dwa. Ostatnio miałem okazję odwiedzić Wielkopolskie Centrum Recyklingu w Jarocinie z największą instalacją mechaniczno-biologicznego przetwarzania odpadów w Wielkopolsce. To kolejny przykład, jak gospodarny samorząd może nie tylko rozwiązać sprawę odpadów, ale też pokusić się o zarabianie na takiej inwestycji. Z drugiej strony wiem, że jest gigantyczny problem z nielegalnymi odpadami pozostawionymi w gminach, najczęściej na wydzierżawionych działkach, o wysokiej toksyczności chemicznej. Samorządy nie mogą sobie z tym poradzić. Ktoś wydzierżawia dziurę w lesie, zostawia tam beczki z chemikaliami i znika. Będę prosił premiera o uruchomienie Funduszu Interwencji Samorządowych, który będzie pomagał gminom w trudnych sytuacjach, wymagających szybkich działań. Oczywiście istnieje rezerwa budżetowa w kompetencji premiera, ale mamy koniec roku, rozliczane są duże projekty, a w sytuacji gdy trzeba błyskawicznie zareagować, brakuje odpowiedniego instrumentu.
Jak duży miałby być ten fundusz?
To zależy już od premiera. Podam tylko przykład gminy Gnojno, w woj. świętokrzyskim. Przez dwa lata próbowałem znaleźć 70 tys. zł, by jej pomóc. I nie było skąd tych pieniędzy w prosty sposób pozyskać. A dla tak małej gminy to naprawdę spora kwota, zwłaszcza że to wydatek nieprzewidziany – pękł dach i zalało im pomieszczenia w szkole. Ubezpieczenie nie mogło tego pokryć, gmina musiała zrobić szybki remont. Na szczęście uratowała ją covidowa tarcza samorządowa. A co, gdyby tarczy nie było? Takich sytuacji w kraju jest sporo, dlatego będę namawiał rząd do stworzenia funduszu.
Rzmawiali: Grzegorz Osiecki i Tomasz Żółciak